Pogoda dalej fatalna. Rezygnując w tej sytuacji z wycieczki pieszej, wsiedliśmy do auta. Postanowiliśmy udać się z karną ekspedycją do Jabłonek - do Michała. Na wabia wzięliśmy Aleksandrę (cały czas jeszcze była z nami). Na wszelki wypadek uzbroiliśmy się też w „Absolwenta” - kaliber 0,7 litra.
Niestety Michała już nie zastaliśmy. Zdążył uciec do Opola. O jego wcześniejszej obecności w schronisku poświadczyła tylko pani (w zaawansowanej ciąży) mówiąc, że „ten pan z synem już wyjechali w piątek”.
No więc przejechaliśmy całą obwodnicę, odwożąc przy okazji Aleksandrę do Wetliny, gdzie się zatrzymała. Zaliczyliśmy też jakieś prywatne muzeum bieszczadzkie. W Wetlinie kawka i pożegnanie z Olą (jak się potem okazało, nie na długo).
Zakładki