Co do pola w Duszatynie to sie dziwie, bo tam raczej zawsze chętni są i pare złotych można zarobić
Dotychczasowa polityka nadleśnictwa była taka: Nakłady na pole mają się zwrócić w ciągu roku. Czyli - nowe ogrodzenie 1000 zł - roczny dochód 1000 zł. Ogrodzenie będzie stało 5 lat, ale nadleśnictwo ma takie zasady i już. Pan Andrzej, który miał sklep w baraku, ostatni sklep na szlaq, miał dzierżawę na rok. Chciał podpisać na 5 lat i zrobić remont budynku (hotelik), uporządkowanie pola, nie było zgody. Barak stoi pusty i chyba się rozpadnie, a pola nie ma, bo nie ma ogrodzenia, śmietnika, kibelek też pewnie się w tym roku rozpadnie. Jeżeli nadleśnictwo traktuje turystykę jako źródło tylko kłopotów, to trudno się dziwić, że ustawia znaki zakazu wjazdu. Choć w tym przypadku chodzi tylko o kwestję odpowiedzialności, że wrazie jakiegoś wypadku, nadleśnictwo nie odpowiada. Dwa czynne osuwiska, zakręty bez widoczności, przy braku poboczy i szerokości drogi na jeden samochód ciężarowy, nie dziwię się. Sam uciekałem przed tatrą z dłużycami. Ponieważ są to tereny w administracji LP, to gmina też się nie pali do wydawania pieniędzy na "cudze".
Dla mnie to lepiej. Turystów jak na lekarstwo, na polu sami znajomi, którzy przyjeżdżają od lat, cisza. Na równi za mostem bocian czarny, na zakolu czapla, kruk zakruczy, czasem orlik się pokaże. Wieczorem puszczyk się śmieje do księżyca. A pamiętam, że po reklamie jaką zrobił program Zielonackiego o stacji klimatyczno narciarskiej, na polu nie można było wbić śledzia, by nie przedziurawić komuś tropiku - tłumy.
Długi



Odpowiedz z cytatem
A latem jeździło tam sporo miejscowych, nie tylko z Komańczy. Sam jak bywałem każdego lata 60-70 dni w Komańczy, to pewnie co drugi dzień byłem w Prełukach :) Dla miejscowych, o ile dobrze pamiętam stało się tak z dwóch przyczyn: dzieci, młodzież i trochę starsi jeździli/chodzili sie tam wykapać, robiąc nieświadomie sztuczny ruch turystyczny (gdyby go wtedy ktoś obserwował), ponieważ w Komańczy właściwie nie było już "dołka" gdzie można było popływać - wydaje sie banalne, ale jednak. Na Osławicy w Komańczy było idealne miejsce - jak sie stanie na szosie tak na wysokości białego semafora, to jest taki prosty odcinek rzeki - tam były takie skałki i przy końcu dołek, gdzie spokonnie mozna było nawet na główkę poskakać. Zdjęcie tych skalek uchowało się jeszcze na okladce mini przewodnika wydanego przez KAW (afair) pt. "Komańcza i okolice". Potem wysadzili to w diabły i sie skończyło. A na Prełuki, mimo że dwa "dołki" znajdujące sie tam były płytkie, było jednak bliżej niż do Smolnika, przy ujściu Smolniczka, gdzie "dół" zawsze był niezły, a i jest do dziś, bo jeszcze go całkiem nie zamuliło. Smarowało tam też sporo wędkarzy. Jakos tak z Komańczy szybko wymiotło zwłaszcza pstrągi, a i potem nawet o "głupiego" klenia cięzko było. Na Pełukach przewaznie ryba była pewna, a było to równiez bliżej niz pod Plonną czy "pod murek" do Szczawnego, zwłaszcza że były to czasy kiedy nikt sobie nie zawracał głowy sztucznymi przynetami, bo pstrąg najlepiej brał na "robaka" i koniki - a zakazu jeszcze wtedy nie było. Ech, gdzie te czasy :)
Zakładki