Bieszczady zauroczyły już niejednego/ą (co widać na powyższym).
Przez lata bywając w Bieszczadach urzekły mnie rzeczki i potoki bieszczadzkie. Kiedy juz na dobre zainteresowałem się "muchą" zacząłem przemierzać owe rzeczki w poszukiwaniu lipienia i pstrąga. Urok tychże sprawił że odwiedzałem je z czystej przyjemności (ryba w tych wyprawach stała się drugorzędnym celem) . Wędrując tymi dzikimi rzeczkami zacząłem postrzegać „moje Bieszczady” z innej <żabiej> perspektywy ( z dołu do góry ). Tutaj kontakt z przyrodą jest jakby większy. Nad wodą łatwiej spotkać jelenia, wilka czy niedźwiedzia (coś o tym wiem) niż drugiego wędkarza. Pod warunkiem oczywiście, że wybiera się te rejony wędkarsko bezludne tzn. powyżej Soliny. San poniżej stał się „Mekką” wędkarzy muchowych z całej Polski po pamiętnych mistrzostwach świata (obecnie ogromny tłok).
Tak się złożyło, że ostatnio mogę bywać na stronach <bieszczadzkich> poprzez i internet (jestem z „moimi” bieszczadami na co dzień). Znalazłem tu Was, którym bliskie są Bieszczady, i pokazujecie to poprzez swoje działania, zaangażowanie (teraz to dopiero widzę jasno i „czytelnie”).
To tyle tak wstępem. Bo nagle okazało się (i było zaskoczeniem dla mnie), że „moje zauroczenie” Bieszczadami jest takie małe i prozaiczne. Zmuszony byłem to zrewidować (to uczucie) i dochodzę do pewnych wniosków (jak zwykle powoli).
A tymczasem pozostaję w podziwie dla Was, a sam muszę się jeszcze oswoić z tym co się okazało.
Pozdrowienia.
Zakładki