Kiedy dotarlismy do chatki, gwiazdy już od dłuższego czasu panoszyły sie na niebie.W izbie cieplo, Anyczka z Edim zadbali o kominek :D Z myśla o Bertrandzie wystawiłem na zewnątrz świeczkę jako punkt orientacyjny: Latarnię Górską dla nocnych wędrowców :) Księżyc jeszcze nie wzeszedł, jest dość ciemno w dolinie...Zjedliśmy wspólnie posiłek częstujac sie wzajemnie domowymi pysznosciami... Nie minęło wiele czasu od naszego powrotu, kiedy za drzwiami rozległ się tupot butów.Bertrand! - pomyślałem i otworzywszy drzwi wpuściłem nader liczna grupę osób...Zanim dotarło do mnie ze cos jest nie tak, bo przeciez Bertrand jest tylko jeden, chatkę wypełnił gwar i szelest zrzucanych plecaków... :D O ja naiwnyNie wzięłem pod uwagę tak oczywistej rzeczy że nie tylko my moglismy wpaśc na pomysł spedzenia sylwestra na odludziu...
Szybka reakcja: robimy porzadki. Trzeba zrobić miejsce dla nowych gosci>plecaki moje i Bizona powedrowały na stryszek. Przedstawiamy sie sobie nawzajem. Ja oczywiscie po kilku minutach zapominam kto jest kim, pomimo swej pamieci wzrokowej..." Ale to nie wpływa na komfort jazdy" -jak mawiał mój dobry znajomy...Dobrze ze to nie czeczeńcy, coć tez moglo by być wesolo...Widzę ich poraz pierwszy ale bieszczadnik z bieszczadnikiem zawsze znajdzie wspólny temat :D "Rozgaszczanie" czy też "zadomawianie" trwało kilka chwil...O jest gitara! Fajnie! Nie umiem grać, Ale lubie słuchać...Wiec słucham...Niewiele pamietam z chronologii tego wieczoru...Nie wiem jak i kiedy pojawił sie w kominku garniec z grzańcem...Nie wiem skad sie wzięło piwo...Nie wiem w którym momencie wytworzył sie ten wspaniały klimat...Twarze przyjaznych obcych ludzi w miekkim świetle świec...Muzyka...Śpiew...Rozmowy...Śmiech...



Odpowiedz z cytatem
Zakładki