Doszedłem znowu do celu
Wyciągam ramiona do góry
Oddycham pełną piersią
Palcami przeczesuję chmury
I zerkam na młodą Chatę
W tle Połoniny widać
Poniżej Chaty Wiatę
Ten moment trzeba zatrzymać
Stalowo-zielone stoki
Czerwieniejące jesienią
Groźne przed burzą, na wiosnę
Znów świeżo się zielenią
I zdjąwszy buty na schodach
Podchodzę do żaru w kominie
Zastygam spokojnie w bezruchu
Aż ogień na mnie skinie
I siądę sam na balkonie
Połonin znów doglądając
Niedoświetlonych Księżycem
Do snu się przymierzając
I tak wsłuchany w Puszczę
Albo przy ogniu brzdąkanie
Samotnie dotrwam do rana
I wtedy powrócę w posłanie
A po dniach takich kilku zabiorę
Rzeczy swe całkiem nieważne
Powrócę znowu do Miasta
Miny robić poważne...
Pzdr…
Zakładki