28 grudnia w godzinach wieczornych dotarłem w Bieszczad. Jazda wieczorem czarnym „Karawanem” dostarczyła mi niezłych wrażeń. Może się zdziwicie, ale nie spodziewałem się tak wielu i tak ładnie oświetlonych domów ( mam na myśli świąteczne iluminacje) na trasie Lesko – Baligród. Zakwaterowanie, piwko, siusiu i spać. Rano postanowiłem połazić po łąkach po dawnej wsi Choceń. Podjechałem sobie do Cisowca i dalej w górę na nogach. Wietrzno, mżawka, mgła. Widoczność spadła do 50 m. Ale myślę sobie nic to. Jestem w Bieszczadzkie i to jest najważniejsze. Cel wyprawy był jasno określony. Niejaki Jabol, ( którego w tym miejscu pozdrawiam), z którym umówiłem się na 30 lub 31grudnia w zupełnie innym miejscu napisał mi, że jest tam jakaś bacówka. Jabola poznałem na tym Forum i nigdy wcześniej Go nie widziałem. No to trzeba ją odnaleźć, tą bacówkę oczywiście. Widoczność taka, że zacząłem zastanawiać się, czy trafię do Cisowca. Znalazłem Maszt, GSM Era z pięknym kawałkiem chodnika. Był tak oblodzony – ten chodnik, że klękajcie narody. Znalazłem mały kiosk umieszczony na wozie, myślę, że to własność pracowników leśnych. Kiosk ten był od wewnątrz ocieplony styropianem. Znalazłem pilarzy, ciężko pracujących w lesie, ale trudno nie znaleźć pilarzy. Zarabiają przecież bardzo głośno. Po półgodzinnej z nimi dyskusji o wszystkim i o niczym chciałem im zrobić zdjęcie. Nie mówię, że mnie pogonili z góry na dół, ale zadowoleni nie byli. W drodze powrotnej z lasu odbiłem w drugą stronę. Znalazłem kawał dużej kupy. Może ktoś wie, co za stworzenie ją zrobiło. Ja jestem z miasta i nie wiem. Po półgodzinie marszu znalazłem wreszcie to, czego szukałem. Nie była to żadna bacówka, czy chatka, ale zwykła wiata. O trzech ścianach i dachu. Wewnątrz trochę bałaganu i drewno na opał.Za to przed wiatą dosyć duży trójnóg z rusztem. Niesamowite miejsce do grillowania. Myślę, że tego urządzenia używają przede wszystkim myśliwi, którzy pozbawiają tam życia zwierzyny płowej. Porobiłem fotki i postanowiłem zejść do Cisowa. Dwa razy zawracałem, bo we mgle pomyliłem drogę, ale w końcu doszedłem do drogi. Wsiadłem do karawanu i jazda na spóźniony obiad. W pewnej chwili widzę dwóch obójczonych jegomości, którzy idą w przeciwną niż ja jadę stronę. Myślę, sobie: „Że im się chce o tej porze dymać pod górę?” ( Niech nikt się nie dziwi takiej myśli. Ja mam już 50 wiosen). Goście ci zatrzymali mnie i grzecznie się przedstawili Jabol i Bison (Bison to młodszy brat Jabola). Okazało się, że Jabol rozpoznał mój Karawan. Spotkanie to jeszcze długo pozostanie w mojej pamięci. Czego ten Internet jeszcze może dokonać? Chwilę pogadaliśmy i umówiliśmy się na spotkanie w pięknej bacówce, w terminie ustalonym za pomocą SMS i rozstaliśmy się. Oni w górę ja w dół. O reszcie dnia nie warto pisać. Następne relacje będą później.
Zakładki