Niczego strasznago nie słyszałem. Wręcz przeciwnie![]()
Niczego strasznago nie słyszałem. Wręcz przeciwnie![]()
bertrand236
ech....... spłonę rumieńcem...ponownie.....i tym bardziej ....![]()
Prawdziwa przyjaźń przychodzi wówczas, gdy cisza między dwojgiem ludzi nie jest męcząca....
Na temat tej imprezy więcej dowiedzialem się od Ciebie.... z relacji na Forum. Myłlę, że impreza była tak samo SUPER !!!! jak SUPER jest relacja.
Pozdrawiam
bertrand236
3 stycznia. Po śniadaniu pakuję rodzinę do Karawanu i wyjeżdżamy. Śnieg prószy. Przy bazie studenckiej Rabe zakładamy łańcuchy. Jedziemy dalej pod górę. Jakiś gościu zrobił sobie kulig za osobówką. :o Ciągnie za samochodem sanie. Jak on tu wjechał bez łańcuchów?. :o Widocznie można. Tak jak poprzednim razem nawierzchnia / śnieg i lód / odmawia współpracy z kołami. Karawan staje. Cofam parę metrów. Próba ruszenia bezskuteczna. Koła buksują.Barnaba pcha od tyłu /Karawan rzecz jasna/
. Koła buksują nadal. Młody twierdzi, że Karawan musi mieć innego drivera i innego pchającego. Nie mam innego wyjścia. Młody driver okazuje się lepszy albo pchacz silniejszy. :D Nie kłócimy się, kto, w czym jest lepszy. Na Żebraku okazuje się, że jedno ogniwo łańcucha pękło.
Jak karawan jedzie to łańcuch puka o nadkole. C.D.N
bertrand236
Jedziemy dalej. Może to nieładnie, ale nie przejmuję się znakiem zakazu ruchu. :( Najwyżej zapłacę. Jadę przecież w ściśle określone przez Jabola miejsce. Śnieg przestał prószyć. Zaczął sypać. Jedzie się kiepsko, ale droga też jest, jaka jest. Kto jechał lub szedł ten wie. Jest miejsce, które opisał Jabol. Wysiadamy z Karawanu i idziemy pod górę, ścieżką przez las. Po chwili pachnie alkoholem.Dziwne zjawisko w lesie. :o Czujemy to jednak we trójkę, coś w tym musi być. Ja nie mam nic przeciwko temu żeby znaleźć jakąś małą wytwórnię. :) Nic z tego dochodzimy do miejsca gdzie są wysypane buraki cukrowe. Karma dla zwierzyny. Może one trochę sfermentowały? Ścieżka się kończy nagle. Chyba jednak wysiedliśmy z karawanu zbyt wcześnie. Wracamy do auta. Znowu ładnie pachnie. Nie ma to jak świeży zapach lasu. :P Jedziemy dalej. Teraz już nie mam wątpliwości musi to być to miejsce które znam z opisu Jabola. Zostawiamy Karawan i ścieżką pod górę. Śnieg cały czas sypie. Po drodze spotykamy dziewczynę / słownie jedną / . Schodzi z góry. Ma mojej żonie robi to wrażenie. :o Chodzi o to, że dziewczyna nie boi się sama łazić po takim odludziu. Mówimy sobie oczywiście Cześć i idziemy dalej. Barnaba musi oczywiście wejść na jakąś ambonę. Po drodze żeby bieszczadzkiej tradycji stało się zadość moja żona się przewraca do potoku. Szczęście, że był zamarznięty.
C.D.N.
bertrand236
Idziemy dalej oczywiście cały czas według wskazówek jakie wczoraj otrzymałem. Hurra!!! :P Żeby wszyscy tak umieli wskazać drogę! Dzięki Ci Jabolu. :D Jest chatka. Przed chatką stoi młodu człowiek. Na mojej twarzy pojawić się musiało niezłe zdziwienie.Poznaję faceta. To on brał udział w imprezie w bacówce kilka dni wcześniej. Teraz wiem więcej ta dziewczyna co ją mijaliśmy też wtedy tam była. W tym miejscu wielkie Przepraszam, że Cię nie poznałem ale taki właśnie jestem.
Nie poznaję ludzi. Co się okazało? Gabriel podzielił obowiązki ona po prowiant
a on zostaje w chatce. W chatce jest przecież dużo do zrobienia włącznie z narąbaniem drewna. C.D.N.
bertrand236
Miła dyskusja na temat chatek i ludzi w nich przebywających. Chyba trochę wyprzedzam Jabola w jego relacji, ale co mi tam? :P Mogę. Otóż Jabol Sylwestra spędził w namiocie obok tej chatki. Chatka była zajęta przez ekipę z bębnami i sporą ilością różnych płynów. Jabol był przekonany, że nie zostawią po sobie chatki w odpowiednim stanie. W Nowy rok jak wiecie on z Bisonem poszli na Żebrak a ekipa z bębnami została. Tak naszedł ich Gabriel z dziewczyną. I co? :o Zabrali podobno wszystkie pojemniki szklane i blaszane. Bardzo dobrze to o nich świadczy. :D Nie skorzystaliśmy z zaproszenia na herbatkę tylko obejrzeliśmy sobie dokładnie cały domek. W domku było napalone tak, że było bardzo gorąco. Wymiana e- maili pożegnanie i powrót do karawanu. Po drodze oczywiście mijamy dziewczynę z aprowizacją w plecaku. C.D.N.
bertrand236
Śnieg wali cały czas.Nie mam odwagi wracać przez Żebrak. Wybieram inną drogę. Z łańcuchami na kołach jadę przez dwie wioski wzbudzając spore zaciekawienie u tubylców. Wjeżdżam na drogę Komańcza – Cisna. Zdejmujemy łańcuchy. Jedziemy dalej. Już wiem, że nie trzeba było tego robić, ale nie chce nam się ich na nowo zakładać. Jadę bardzo powoli, rzec by można z oponki na oponkę. :D Śnieg wali niemiłosiernie poziomo w szybę. Chwilami świata bożego nie widać.
Od Żebraczego przestaje sypać. Jest lepiej. :D W powietrzu nie na szosie. Dojeżdżamy do Cisnej. Oczywiście wizyta w Siekierezadzie. Jakieś ciepłe jedzenie. Niezbyt dobre, ale w Siekierezadzie pije się piwo a nie je.
Nasz pech polegał na tym, że w całej Cisnej nie było nic więcej otwarte oprócz sklepów. Nie potrafię zrozumieć, dlaczego w tym zacnym miejscu stoi grająca szafa i jeżeli już musi stać to, dlaczego ona tak głośno zarabia.
![]()
![]()
Cholery można dostać. Następnie zakupy w Samie. Mój zachwyt wzbudził jegomość, który stał w korytarzu przed drzwiami do samu. :P Tam są skrzynki z bezpiecznikami. Otóż jegomość ten, co chwila otwierał jedną skrzynkę. Pytanie, po co? ……………………………………… Nikt nie zgadł. :P Nie było żadnej awarii. To był jego barek, a w barku stała butelka „Misia”. Facet pociągał z flachy łyk tego zacnego trunku /żeby nie obrazić Jabola
/ i natychmiast wkładał flaszkę z winkiem do skrzynki i zakluczał :D . Samolub jeden
. Chyba nie chciał się z nikim podzielić. Po kupieniu prowiantu powrót na kwaterę. C.D.N.
bertrand236
4 Stycznia Napadało śniegu, że ho, ho. Po śniadaniu wsiadamy tylko z Barnabą do Karawanu i jedziemy. Cel ten sam, co wczoraj, ino miejsce inne. Po prostu chcemy poszukać bacówki, którą wskazał mi wczoraj wieczorem w rozmowie telefonicznej Jabol. Na serpentynach jakiś samochód osobowy stoi i nie może biedak dać rady. Jak się zatrzymam będę w podobnej sytuacji. Omijam go z trudem i jadę dalej. Z drugiej strony góry na zjeździe na barierkach oparty jest duży wóz z drewnem. Maja chłopaki co robić. Przystanek w Cisnej, coby pogadać z Rysiem Szocinskim. Trochę nam zeszło. Rysiu był wniebowzięty, ponieważ zostawiłem mu Pana Tadeusza. Rysiu poeta to niech sobie poczyta. Pojechaliśmy dalej. Zjeżdżamy w boczną drogę w lewo. Mijamy sklep i klika domów. Jedziemy za pługiem śnieżnym. Postanowienie mamy takie, że pojedziemy za nim tak daleko jak on pojedzie. Po 100 metrach gość nawraca. Szkoda. Zamykamy karawan i dalej z buta. Śnieg sypie cały czas. C.D.N.
bertrand236
Idzie się dobrze. Po 20 minutach warkot silnika z tyłu. O dziwo jedzie pług. Zatrzymujemy go, chcemy się zabrać. Pługowy mówi, że na razie on tylko kawałek i zawraca. Będzie wracał jeszcze raz, to wtedy może nas zabrać. Idziemy dalej. Gościowi chyba zrobiło się nas żal, bo pogonił pedałem koniemechaniczne i niebawem przy nas był jeszcze raz. Zawsze w Bieszczadzie chodzę podpierając się bukowym kosturem. Tak było od początku tego pobytu. I tu zdziwienie: „z kijem nie zabieram, kij musi zostać” Kij jest taki długi, że nijak bym się nie zamachnął w kabinie traktora. Ale jak nie, to nie. Z żalem zostawiam go przy drodze. Przy okazji wywijam pięknego orła. Leżę jak długi.
Zabiorę go jak będę wracał. Z wielkim trudem gramolimy się z Barnabą do szoferki. Gość mówi nam, że z drugiego końca drogi mielibyśmy bliżej, ale odpowiadamy, że chcieliśmy się przejść. Traktorem trzęsie jak cholera, dupa boli, bo siedzę na jakiś łańcuchach albo innych ajzolach /słowo rodem z Pyrlandii/. :P C.D.N.
bertrand236
Aktualnie 1 użytkownik(ów) przegląda ten wątek. (0 zarejestrowany(ch) oraz 1 gości)
Zakładki