No to wybieram się na spotkanie z Jabolem i Bisonem. Godzina 1900. Latem byłby to środek dnia, ale pod koniec grudnia ciemno jak… nocą w lesie w Bieszczadzie. Oczywiście moja ukochana żona mnie zawiozła tak daleko jak się dało. Dalej pieszo przez las, przez potok. Ci, co znają to miejsce to wiedzą. Jabol zapalił świece przed bacówką, pokazywała kierunek. Doszedłem. W bacówce kilka osób w tym dwie dziewczyny. Towarzystwo baaaardzo zacne. Mam nadzieję Jabolu, że to potwierdzisz w swojej relacji. Wyjąłem z plecaka zakupione świece, diabelskie ogórki (bardzo pikantne – polecam), czteropak piwa, no i oczywiście flaszeczkę, która według znawców nie potrzebuje zapojki. Wyszliśmy przed bacówkę z Jabolem i Bisonem i ją osuszyliśmy. Jabol chciał mnie sprawdzić, ale chyba ten egzamin zdałem pomyślnie. Po prostu polewał do kubka, w którym była wcześniej gotowana jakaś zupka na wodzie z potoku z bobrową uryną /patrz relacja Jabola/, a potem z tego naczynia spożywał fusiatą kawę. Żadne turystyczne naczynie mnie nie przerazi. Przy tej okazji pozdrawiam wszystkich uczestników tego spotkania. Odezwijcie się miłośnicy Beskidu Niskiego. Odezwij się też Edwinie. Czas upłynął bardzo szybko i karawan z moją żoną za kierownicą pojawił się o umówionej porze, ale stanowczo zbyt szybko. Nie będę opisywał jej nocnej jazdy karawanem po lesie. Co ona wtedy Przeżyła to jej. Jakże ja wszystkim w bacówce zazdrościłem tej nocy w tym miejscu. Musiałem jednak wracać. .Dla porządku piszę, że zabrałem do plecaka wszystkie śmieci, które do tej pory zostały „wytworzone” przez tą grupę ludzi, a Jabol odprowadził mnie do samego karawanu. Żal było opuszczać to miejsce. Żal było obiecanych szaszłyków. Mam nadzieję, że je kiedyś jeszcze tam zjemy. Jabol z Bisonem następnego dnia wybierali się na Smerek, więc im obiecałem, że rano ich podwiozę spod bacówki do Smereka lub Wetliny. CDN
Zakładki