Irek - Był początek lat 60-tych,gdy po raz pierwszy jako dziecko ujrzałem światła osiedla robotniczego w Solinie.To były piękne chwile o których się nie zapomina.Ojciec załatwił sobie pracę na tym wielkim placu budowy i całą rodzinkę ściągnął za sobą. Przyjechaliśmy z nieodległego miasta gdzie zostawiliśmy dom,znajomych,przyjaciół i wygody. Jestem mu wdzięczny,bo ta miłość do tych okolicznych wzgórz i całych Bieszczad pozostała mi do tej pory.
Obserwowałem to co się tam działo w czasie powstawania zapory..Mimo że z pamięci sporo uleciało, pozostało wiele cudownych wspomnień.
1968 r zapora została ukończona i wtedy pozostały jedynie zdjęcia,które teraz tę pamięć w części odświeżają.
Zanim P.Gąsowski zaśpiewał po raz pierwszy w osiedlowym klubie "Zielone wzgórza nad Soliną" my setki razy je wcześniej przemierzaliśmy zbierając w okolicznych lasach,grzyby,maliny,jeżyny,czy paląc ogniska.Nie chcę się w tym miejscu skupiać się na moich wspomnieniach,bo pewnie zabrakło by miejsca,ale odpowiem tylko na zdjęcie które przed paru dniami zamieściłem jako zagadkę.
Oczywiście jest to zdjęcie zrobione podczas napełniania zbiornika solińskiego. Miejsce z którego je zrobiono , to góra na której stał dźwig linowy.Z tej strony gdzie była maszynownia.Wokół tego angielskiego dźwigu radialnego o dł 705m narosło wiele legend. W czasie gdy była budowana zapora obiekt był niedostępny dla zwykłych ludzi.Drogi dojazdowe były strzeżone przez wartowników. Koło mostu była budka strażników i wjazd na teren Soliny był tylko za okazaniem przepustki.Drogi z Soliny do Polańczyka wówczas nie było.Można było przejść jedynie wzdłuż fantastycznych alejek dębowych. Dzisiaj w tym miejscu przebiega droga ale w niektórych miejscach widać pozostałości tych alejek.
Miało być o zdjęciu a ja nadal o Solinie.
Miejsce które widać na zdjęciu z piętrzącą się wodą, w tej chwili jest kilkadziesiąt metrów pod wodą. Ale jakże dokładnie pamiętam to,jak zanim zaczęto zalewać chodziliśmy tam na szczupaki . Jeździliśmy na koniach ,które paśli okoliczni rolnicy.Setki godzin spędzone tam zanim woda to wszystko pochłonęła.
Osobny roździał to tragedia przez jaką przechodzili ludzie którzy musieli opuszczać tamte tereny,gdy woda podchodziła już pod progi domostw,a wszystko trzeba było rozbierać przed zalaniem. Ojciec z racji zawodu nieraz jeździł tam na rozmowy z tymi ludźmi i miałem okazję oglądać to na własne oczy. Nie zapomnę do końca życia starego człowieka siedzącego na progu swojej chałupy i opierającego się przed opuszczeniem domu. Parę metrów od progu domu świeciła się już tafla jeziora.
Pamiętam jak rozpoczęto wycinkę tych setek tysięcy drzew na wysokość stanu obecnego.
Zastanawiam się co było lepsze to co przeminęło,czy to co nastało potem.Powiem tak,wiem że nic się już nie zmieni,ale jakby można było wrócić czas,to ani chwili bym się nie wahał aby można było ponownie w tamtych latach żyć.
W 1970r opuściliśmy Solinę,ale ze względu na moją wielką pasję do roweru, wielokrotnie w ciągu roku powracam tu i obserwuję te drzewa które z malutkich krzaczków z lat 60-tych powyrastały na potężne kilkunastmetrowe drzewa.
Solino kocham Cię.
powodzenia
Zakładki