Gasimy ognisko i ruszamy w stronę jeziorek. Dyskretny rzut oka na czasomierz (minęła 13) . Wiadomo więc że wielkich szaleństw nie będzie.
Latem potrzeba ok. 1 godz aby dojść do jeziorek. Zimą tem czas liczy się zupełnie inaczej.
Krok po kroku poszerzamy śniegową ścieżkę po której ktoś wcześniej szedł. Idzie nieźle aż do momentu gdzie kroki zawróciły. Dalej sami musimy przecierać szlak. Śnieg powyżej kolan,(FOTO),każdy krok wymaga od prowadzącego sporego wysiłku. Coraz trudniej pokonać kolejne metry. Naprzeciw nas dwie postacie zbliżają się na nartach. To pierwsze (i jak się potem okazało również ostatnie) osoby jakie spotkaliśmy. Ubrani w firmowe GOPR-aki posuwali z Bystrego . Przyjazna rozmowa , wymiana informacji i wskazówki dla nas są jednoznaczne. Dalej będzie tylko gorzej szczególnie przez potoki i na wykrotach.
Rozstajemy się ze świadomością podjętej decyzji. Decyzji o wybraniu dobrego miejsca na obozowisko. Iglasty zagajnik z dużą ilością chrustu jest optymalny. Trzeba przygotować miejsce. Tam gdzie będzie ognisko śnieg trzeba usunąć. Pod namioty wystarczy ugnieść.
Biorę pojemniki i idę do potoka po wodę. Łatwiej powiedzieć trudniej zrobić. Zapadam się miejscami po pas. Czas się wydłuża. W poszukiwaniu za mną rusza Ciepły na swoich nartach. Tylko on może się w tym kopnym śniegu poruszać.
Wreszcie woda w kociołu radośnie bulgocze ciesząc się na myśl o kawie.
Do kawy ciasteczko i dźwięk odkręcanej nakrętki z monopolu.
Wieczór. Bardzo długi wieczór spędzony przy ognisku.
Rozmowy , wspomnienia i śpiewy.
Chwile
Chwile inne niż codzienność.
A potem baaaaaaardzo długa noc.
Poranek budzi się rześko. Oglądanie mapy . Przepadają w dyskusji kolejne warianty powrotu do Komańczy.
Obroni się wersja kolejowa – szlakiem wąskotorówki – do Rzepedzi.
Częściowo drogą której nie ma na mapach, a częściowo zarastającym nasypem dojeżdżamy do stacji końcowej.
Koniec
Zakładki