Zimowe wejscia na K2 - to historie najtrudniejszych zmagań człowieka z górami. Dla każdego kto o tym słuchał (czytał) zostały do rozstrzygnięcia dylematy : gdzie jest granica miedzy głupotą a bohaterstwem .
Nasza wyprawa lutowa w Bieszczady nie miała być wyczynem.
Skrzyknięta grupa okazała się zbyt liczna by ją upchać do jednego samochodu. W piątkowy wieczór dwa pojazdy rozbijały swiatłami ciemnosci aby nie patrzą na zaśnieżone drogi dotrzeć do miejsca staru.
KOMAŃCZA . PIERWSZY PRZYSTANEK.
(stąd nazwa wyprawy : K-1 )
Przepysznie ośnieżona aleja ( na dołączonym zdjęciu ) prowadzi do schroniska.
Gospodarze o tej porze (ok.21) są radosni i uśmiechnieci.
Muzyka z pocztówek puszczana na starym adapterze sprawia że swiat pieknieje.
Nie do końca wierzą że te plecaki które mamy zawieszone są prawdziwe.
Jednak dobra atmosfera jest dobrą podkładką do podjęcia negocjacji na istotne tematy.
1. Ile osób może spać w czwórce ??
2.Ile to może kosztować ??
Negocjacje uwieńczone sukcesem trzeba koniecznie uczcić, a zaoszczędzone pieniądze koniecznie wydać.
Na pierwszy plan poszedł bar Eden . Jednak nie ma tam atmosfery do wydawania kasy. Znowu na myśl powrócil temat ostatnio trwjącego postu : Dlaczego tak nie ma w Bieszczadach ?
No dobrze. Na drugi plan wchodzi bar u Wandy. Atmosferka o wiele lepsza no i co ważne udaje się wynegocjowac promocyją cene na płyn z miasta Żywca.
Tak więc po przygotowaniu kondycyjnym wracamy do schroniska na naradę.
Trzeba ustalić plan na jutro. A przede wszystkim w jakim kierunku idziemy i czy zabieramy ze sobą namioty leżące w samochodzie.
Ale o tym - w nastepnym poście.
Zakładki