Pierwszy raz jestem na tym forum, przeczytałem masę Waszych postów i czuję się wręcz onieśmielony, że spotykam tylu tak wspaniałych ludzi :D ... Chcialbym opisać jedną moją wyrypę maleńką sprzed lat kilku, skoro temat długich wędówek został poruszony. Był sobie rok Pański 1998, lato, siedzieliśmy w Cisnej w schronisku z kumplem susząc się i oskrobując z błota po tym jak dorwała nas burza na Jaśle i przeszła w klasyczną dwudniówkę. Była niedziela, pogoda zdążyła wydobrzeć i po tzw. kontakcie z Szefem uznaliśmy, że nam tak pięknego dzionka szkoda. Zwinęliśmy manele, wladowaliśmy sie do pekaesu i dawaj do Wetliny, a stamtąd na przełęcz Orłowicza. Tam walczyłem długo i zawzięcie z Zenitem co był zacięty![]()
i po dłuższej chwiluni ruszyliśmy czerwonym szlakiem na zachód. Dotarliśmy do Berehów, pożarliśmy nodpoczywalni pod cmentarzem co było na ten dzień do pożarcia i - w górę, na Carycę. Podczas gdy pożeraliśmy, z Połoniny zeszła ostatnia jak się okazalo ekipa turystów, w której jak się potem okazalo byl jeden mój znajomy i drapał się później po czaszce co to za wariaci idą o 19 w górę na Carycę. Zapomniałem dodać, że z Wetliny wystartowaliśmy o 15 tej - no, ale dzonek letni długi... Na Połoninie spotkaliśmy grupę ludzi którzy wyleźli z Górnych patrzeć na zachód słońca i ciężko się zawiedli, bo słońce nie czekalo i zaszło. za to my niemal szliśmy tyłem, bo widok był przecudowny
, zresztą co będe starym wyjadaczom opowiadał. w schronisku na Przysłupie byliśmy o 22giej, kończyliśmy zejście z latarkami na czołach. W sumie - żadna wielka wyrypa, Poloniny się "robi" standardowo w jeden dzień. No ale my zrobiliśmy w pół dnia - 7 godzin z wszystkimi postojami, podziwianiem widoków, kosumpcją kolacji, walką z aparatem itd. - i z plecakami a 20 kg na grzbietach. Ech, mlodość, młodość...
![]()
Zakładki