Bardzo interesujace i ciekawe opowiesci, dzieki za podzielenie sie nimi.
Ja niestety nie mialem okazji do czestego odwiedzenia Biesow, ale mam nadzieje, ze za kilka lat bede mogl nadrobic zaleglosci.

Do dzis jednak wspominam wyjazd w pazdzierniku 1984 z moja wowczas dziewczyna, obecnie zona. Poszlismy trasa z Komanczy do Cisnej. Poniewaz rano okazalo sie, ze troche pada, zalozylismy kalosze na nogi. Nie byl to niestety najlepszy wybor, ale nasze doswiadczenie w chodzeniu po gorach bylo wowczas mizerne. Trasa wydawaloby sie latwa, wiec ruszylismy spokojnie, ale slyszac, ze przed nami podaza duza glosna grupa, postanowilismy zboczyc ze szlaku i pojsc na skroty. Skonczylo sie to tak, jak musialo - pobladzilismy. W pewnym momencie natrafilismy na rzeczke, wiec przenioslem Marysie na rekach na drugi brzeg, i woda wlala mi sie do kaloszy. Innego obuwia nie mielismy, i po chwili stopy zaczely odczuwac niewygode, szczegolnie, ze zrobilo sie goraco. Wszystko to jednka wynagradzala nam cisza i wspaniala bieszczadzka przyroda; w pewnym momencie doslownie sprzed nosa czmychnelo duze stado jeleni. Po chwili trafilismy na koleiny, i miejscowy gospodarz wzial na spowrotem na szlak wozem drabiniastym. Bylo juz dosc pozno, ale nie mielismy innego wyjscia, tylko isc dalej. Zaczelo robic sie ciemno, i wokol blisko bylo slychac glosne ryki jelenii. OK 21:00 doszlismy do asfaltowej drogi i poszlismy nia dalej. Tu znow jak duch z ciemnosci wyskoczyl jelen i przebiegl nam droge. Ok. 23:00 dotarlismy do Jablonek i uczynni drwale pozwoli nam przespac sie w ich baraku.

Ta wyprawa, choc niby nic takiego, pozostanie na zawsze w pamieci, moze dlatego,z e mielismy wowczas 18 lat a Bieszczady byly fascynujacym "przedsionkiem do Azji", jak to okreslal jeden ze znajomych. Dzis po wielu latach bardzo chcialbym znow wyruszyc w Bieszczady; po latach spedzonych daleko od kraju bardzo tesknie za ich niepowtarzalnym urokiem, ktorego nie znalazlem w prawdziwej Azjii.

Jarek