Pewnego upalnego sierpniowego dnia człapalismy sobie Z Kaszańcem niebieskim szlakiem z Polany na Otryt...Od czasu do czasu wpuszczałem fotony do wnętrza mojego Zenita, coby utrwalić na kliszy bieszczadzką niepojętość zieloności W którymś momencie chciałem przewinąć film, a tu nic Koniec filmu? Niemożliwe, licznik pokazuje dopiero kilka zdjęć... Więc film się zaciął, trzeba otworzyć aparat i usunąć usterkę...Łatwo powiedzieć - wszędobylskie sierpniowe słonko chlasta nas swymi promieniami po pyskach aż te poczerwieniały...A do takiej naprawy potrzebna jest absolutna ciemnośc. Tak więc zrzuciliśmy plecaki na środku szlaku. Wywaliłem wszystko ze swojego plecaczka, wsadziłem do niego ręce wraz z aparatem, klęknąłem i kazałem się jeszcze dla pewności przykryć naszymi kocami i pałatkami...Tak zabezpieczony jęłem usuwać usterkę mamrocząc różne niecenzuralne wyrazy, gdyz przykrywanie się dwoma kocami przy 30-stopniowym upale stwarza pewien dyskomfort Spod koca słyszę zbliżające się kroki. Jakaś większa grupa wędrowców. Zatrzymali się przy nas. - A temu co się stało?-ktoś zapytał zapewne wskazując na mnie. -Aaa...Koledze sie film urwał...-wyjaśnił Kaszaniec.Oddalili się ze zrozumieniem...