Cytat Zamieszczone przez Basia Z. Zobacz posta
Czuję że się nie dogadamy, jesteśmy z tego samego pokolenia, a mamy bardzo różne podejście do życia.
Wszędzie tam gdzie ja widzę szklankę do połowy pełną Ty ją widzisz do połowy pustą.
Przecież Ty sama częściowo widzisz, że szklanka się opróżniła. To, co piszesz o daczach w dolinach, najlepszym jest dowodem na to. Nie widzisz zmian w środowiskach turystycznych, bo od 20 lat uczymy się przecież przechodzić do porządku dziennego nad tymi zmianami oraz wyrzucamy z pamięci świadomość, że kiedyś było inaczej. Przecież mamy się "modernizować", a to musi łączyć się z porzucaniem "złudzeń". Bo ja nie wierzę, żebyś tak sama z siebie nie zauważała różnic i ich nie pamiętała.

Różnica między nami polega na czymś innym. Ty się z tym, że ubywa w szklance wody, godzisz - ja się nie godzę. A dlaczego? Twoje wypowiedzi na to wskazują. Otóż ta różnica polega na tym, że Ty uważasz turystykę wyłącznie za indywidualną rozrywkę, czyli za coś bez większego znaczenia i zapewne też bez obiektywnej wartości. Przecież każdy ma rozrywkę, którą lubi - a nie wolno ustanawiać żadnej ich hierarchii, bo jest to "narzucanie", więc dlaczego niby turystyka miałaby być dla innych, którzy lubią np. zakrapiane grillowanie, czymś ważniejszym, niż dla nas jest to, co lubią tamci? Turyści nie przepadają za grillowaniem, grillujący - za włóczęgą, więc dlaczego likwidacja możliwości uprawiania turystyki w jakimś miejscu miałaby być czymś ważniejszym, niż zakaz używania gdzieś grilla?

Ja na to patrzę inaczej. Ja zdaję sobie sprawę, że w czasach PRL turystyka stanowiła ostatnią przestrzeń społeczną, w której znajdowała schronienie polska inteligencja, zwłaszcza miejska. Nie było już miejsca na to w życiu zawodowym i społecznym, ponieważ one podporządkowane były obłąkańczej ideologii i partyjnym prymitywom. Po 1989 r. ten rezerwat zlikwidowano, a byłych inteligentów zapędzono do niewolniczej pracy w międzynarodowych korporacjach. Inteligencja zanikła, a żadnemu ze środowisk politycznych nie zależy na jej odrodzeniu, bo nikt z nich nie chce dzielić pierwszego miejsca z kimś innym, zaś naród pozbawiony głowy łatwiejszy jest do wykorzystywania i manipulacji.

Dlatego ja nie mam najmniejszej wątpliwości - jeśli chcemy, żeby w Polsce było normalnie, musimy odrodzić inteligencję. A jeśli chcemy odrodzić inteligencję, musimy najpierw odrodzić jej ostatni "rezerwat". To oczywiste - trzeba zacząć od tego, o czym pamięć jest najświeższa. To jest sprawa naprawdę ważna - nie jakieś tam głupie autostrady, boiska czy stadiony!

Turystyka jednak, obok tego, że była przetrwalnikiem inteligencji, miała parę innych zalet. Np. to, że łączyła się z licznymi zainteresowaniami, popularyzowała je, edukowała. Oczywiście, dziś uważa się, że to nie ma znaczenia, bo "rozwój" Polski ma spowodować nasze zaangażowanie w życie zarobkowe, a nie jakieś tam zainteresowania, które mogą tylko od niego odrywać. Pytanie, czy ten pogląd jest prawdziwy - ja uważam, że nie.

No i poza tym - sprawa może najważniejsza - że turystyka uczyła życia w prymitywnych warunkach. Rzecz bardzo ważna, jeśli uważamy, że Polsce mogą przydarzyć się różne kataklizmy, w tym wojna. Pytanie, czy jest to potrzebne, czy powinniśmy stosować rzymską zasadę "Si vis pacem, para bellum" - czy też z końcem komunizmu nastał raj na Ziemi i wojny już nie będzie. Pytanie, czy jest ona prawdziwa - bo przecież np. wojny w Gruzji w świetle tego poglądu miało nie być, a jednak była. Ba, są istotne przesłanki, że to, co miało u nas miejsce w zeszłym roku, było związane właśnie z tamtym konfliktem - czyli sprawa jakby przybliżyła się do nas. Co sumarycznie wskazuje, że żaden "koniec historii" nie miał miejsca, a my po prostu przespaliśmy 20 lat pokoju, które mieliśmy, zachowując się w taki sposób, jakby ten pokój był nam dany już na wieczność.

Czasu straconego odrobić się już nie da. Jednak możemy się przygotowywać na to, co nas może spotkać, a co będzie niestety w dużym stopniu konsekwnecją tych zaniedbań. Oczywiście, skoro tak, to powinno się umożliwić ludziom, którzy chcą to robić, możliwie niezakłócone przygotowania. Zaś psucie tym przygotowaniom opinii przez produkcję podróbek, na czym opiera się przemysł turystyczny, jest czymś skandalicznym i możemy w przyszłości zapłacić za to życiem wielu ludzi.
A spośród moich znajomych, z którymi zaczynałam uprawiać turystykę ponad 30 lat temu bardzo wiele osób zrezygnowało, ale przyczyny były "zwyczajne" - rodzina, dzieci, praca, czasem budowa domu.
Nie można winić ludzi za to, ze rezygnują z turystyki na rzecz spraw dla nich ważniejszych.
Pisałem o czymś trochę innym, bo ludzie z różnych powodów turystykę porzucali, choć często te powody się mieszały, albo też osłaniano jeden powód drugim, żeby ładniej wyglądał.
Ludzie od bodajże l. 60-tych XX wieku wymyślili sobie pretekst do porzucania wartości i zajmowania się wyłącznie życiem materialnym. Ten pretekst dawniej nazywał się "rodzina", a obecnie, gdy już nikt właściwie tych wartości nie traktuje serio i uważa się je za dziecinadę, nazywa się "dorosłość". Chodzi o łatwiznę i wygodę - ale pretekst jest szczytny. Nie chodzi tu wcale tylko o turystykę, choć ona skupia w sobie wiele problemów jak soczewka. Dość powiedzieć, że w imię tego rzekomego "dbania o rodzinę" bardzo wielu ludzi... zaniedbuje własne dzieci. Zajmują się w takim stopniu zarabianiem pieniędzy i indywidualnymi rozrywkami, że na wychowywanie dzieci brak im już czasu. I dzieci albo dziczeją, albo głupieją. Znam np. takiego, który był nauczycielem i jego żona też, a ich synowie zostali gangsterami - tak bardzo "dbał o rodzinę". To najlepszy dowód, że nie o rodzinę tu chodzi, tylko o porzucenie wartości niematerialnych pod jej pretekstem.

Uprawianie turystyki może przeszkadzać w wychowywaniu wyłącznie najmłodszych dzieci, choć znam "wyczynowca", który włóczył się po górach z żoną i maleńką córeczką, którą nosił w koszyku. W przypadku starszych dzieci turystyka nie przeszkadza w wychowywaniu, a przeciwnie - pomaga. Ja sam byłem w ten sposób wychowywany i widzę, że gdybym nie był, wiele bym stracił - a nawet sądzę, że nie wyrosłoby ze mnie nic dobrego. Tylko, że jak ktoś już uznał, że założenie rodziny musi łączyć się z porzuceniem "mrzonek młodości" i mechanicznym trzepaniem kasy na kolejne rzeczy, które "koniecznie trzeba mieć" oraz konsumowaniem, to trudno, żeby wracał do takich zajęć, gdy dzieci są starsze.