Cześć,
Nie służyłem w tych rejonach, ale...W 1979 roku, tak jakoś chyba ok. listopada (bo byłem wtedy już tzw. kapralem podchorążym z biało-czerwonymi sznurkami wokół pagonów jeszcze na SORze we wrocławskim zmechu) udało mi się jechać na kilka dni do domu i w pociągu pośpiesznym "Solina" relacji Warszawa-Przemyśl na korytarzu zaczepił mnie zarośnięty, długowłosy facet: "Cześć, kolego - zagadnął. Ja też jestem w SORze, ale już w jednostce na tzw. praktyce, w Kwaszeninie..." Trudno było mi w to uwierzyć (jego długie włosy, broda), ale pokazał ks. wojsk. i rzeczywiście tak było jak mówił. Okazało sie, że wracał z okolic Szczecina, gdzie dowództwo wysłało go na poszukiwania żołnierza, który nie wrócił do jednostki w Kwaszeninie (żołnierz ten był na weselu, co go w pełni tłumaczyło! :D ). Mój towarzysz podróży również trafił na to weselisko (ponoć trwało kilka dni!). Wiózł nawet "dowód rzeczowy", który podczas podróży opróżniliśmy do dna...Pamiętam, że kiedy wysiadałem, mój kolega "szwoleżer" raczej był "martwy" (oczywiście z uwagi na długą podróż ) a mnie w wysiadaniu pomagał konduktor...

Ostatnio przejeżdżałem przez Kwaszeninę w zeszłym roku. Obraz nędzy i rozpaczy!
Zdewastowane budynki, rozwalone ogrodzenia, "zwinięty asfalt"...
Pozdrowaśki