Witam wszystkich miłośników Bieszczadów!
Właśnie wróciłam z mojego pierwszego pobytu w Bieszczadach i chciałabym się podzielić wrażeniami. Oczywiście, jak się zresztą spodziewałam, kompletnie straciłam głowę dla tych zielonych gór. Mimo, że pogoda była raczej średnia, góry pokazały mi się z jak najlepszej strony. W przeciwieństwie do ludzi wynajmujących nam pokoje. Zarezerwowałam (dużo wcześniej) noclegi u pana Henryka Wrzyszcza. (2 pok 2 osobowe z łazienkami). Zdjęcia „pokoi gościnnych”, które pan Wrzyszcz zamieszcza w swojej ofercie internetowej sugerują nader przyzwoite warunki, niestety nijak się mają do ciasnych, wilgotnych, stęchłych i zimnych klitek, które zastaliśmy na miejscu. W chwili, w której zrzuciliśmy plecaki, pojawiła się gospodyni, która zabroniła nam przełączać kanały w telewizorze na inne niż w tzw. „regulaminie”, który był doklejony do półki z odbiornikiem. (Regulaminy, to coś w czym szczególnie lubują się państwo Wrzyszczowie, można spotkać je dosłownie wszędzie). Uspokoiłam gospodynię, ze nie zamierzamy w ogóle korzystać z TV, przyjechaliśmy chodzić po górach. Po 19-sto godzinnej podróży marzyliśmy tylko o prysznicu i śnie.
Obiecany prysznic z ciepłą wodą, okazał się naderwany a ciśnienie wody można jedynie porównać z przysłowiową krwią z nosa. Najgorszy był jednak bród i kafelki pokryte owłosieniem poprzednich wczasowiczów, brrrr... Poprosiłam gospodynię o posprzątanie i umożliwienie mi skorzystania z prysznica, za który w końcu płaciłam. Gospodyni zniknęła bez słowa i po chwili pojawiła się z panem Wrzyszczem pod pachą i wrzaskiem na ustach. Z potoku nieprzyjemnych słów pod moim adresem wyłowiłam, że: cyt.” przyjechałam tu się rządzić”, „przecież to nie oni wyrwali prysznic, więc nie rozumieją czemu się czepiam (tu pojawiła się sugestia, jakobym to ja miała go wyrwać) „ a jak się nie podoba to mamy się WYNOSIĆ”. Wyniosłabym się z dziką rozkoszą, ale jak napisałam wcześniej, po 19 godzinach podróży, po prostu nie miałam sił szukać innego lokum. Było to zresztą niemożliwe w środku sezonu, o czym państwo Wrzyszczowie doskonale wiedzieli. Wywalczyliśmy tylko, ze naprawią nam prysznic (z wielka łaską). Najgorsze były powroty z gór, jak wracaliśmy zmoknięci i zziębnięci. W „apartamentach” Wrzyszczów nie ma ani jednego grzejnika a w pokojach nie ma miejsca na suszenie przemokniętych rzeczy i tutaj dziękujemy za urocze knajpy „Pod Caryńską” i dwie pozostałe, których wyjątkowa atmosfera i gorące kominki uratowały nas przed zapaleniem płuc. Reasumując NIE POLEAM nikomu Wrzyszczów, no chyba, ze ktoś decyduje się na surwiwal za dość wygórowaną cenę (37zł/os.doba) za tak beznadziejne warunki. Dużo podróżuję po Polsce i świecie i zawsze do tej pory byłam zadowolona, nigdy nikt mnie tak nie potraktował... Na szczęście piękno Bieszczadów wynagrodziło nam przykrości związane z noclegami.
Pozdrawiam wszystkich i do zobaczenia na szlaku :)
Zakładki