Chciałbym polecić Wam książkę Wojciecha „Tarzana” Michalewskiego „Mistycy i narkomani”. Jest to opowieść „starego” hippisa o początkach ruchu hippisowskiego w Polsce, o narkomani, o milicji - niekiedy tej o ludzkiej twarzy jak i o księżach, czasem tych prawdziwych.
Sylwetka autora i fragment książki:
http://www.monar.kki.pl/forum/tarzan.htm
Książka jest dostępna w necie w formacie pdf.
Taki fragment „bieszczadzki”:
„(...) Razem z grupką hipisów-joginów udaliśmy się na włóczęgę po górach. Jeden namiot jedynka. Sześciu hipisów i mój pies, wilczur Kazań, (...). No więc włóczyliśmy się po Bieszczadach. Dieta bezmięsna, jarzynki. Parę broszurek o jodze, z książką pani Michalskiej "Hata joga dla wszystkich" na czele. Ćwiczenia co dzień. Wszyscy podziwiali wrodzoną giętkość mojego ciała. Jestem chudy i ćwiczenia jogi są dla mnie łatwiejsze do opanowania, niż dla przeciętnego Europejczyka. Moi guru nie mogli mnie tylko oduczyć palenia i wyskakiwania na piwko. Mięsa nie jadłem, choć "Przewodnik" nie kładł na to zbytniego nacisku.
- Póki nie zrozumiesz czemu nie jeść - jedz - radził. Ja jednak zmuszałem się siłą i efekty miałem opłakane, zamiast zyskiwać spokój wewnętrzny bywałem rozdrażniony. Przez to byłem coraz bardziej rozdrażniony i coraz częściej piłem piwo i coraz więcej paliłem. Skończyło się smutno. Schlałem się w jakiejś knajpie z bandą górali. Po pijanemu zacząłem nauczać kumpli od kielicha. Oni byli też pijani, więc zaraz uznali mnie za Chrystusa, który zstąpił z nieba. Rycząc - Alleluja! Alleluja! - wzięli mnie za ramiona i powlekli do kościoła żebym... Właśnie, po co? Byłem zbyt pijany, by pamiętać dokładnie, ale chyba uznali, że jak jestem bogiem to powinienem mieszkać w kościele. Kościół po nocy był zamknięty, więc zaczęli dobijać się na plebanię, żeby ksiądz dał klucze. Gdy przerażony ksiądz zaczął wołać, że dzwoni na milicję - wyrwałem się i prysnąłem do lasu. Rano trafiłem do obozu i zabrawszy psa wyjechałem. Było mi wstyd i tyle.(...)”
Zakładki