Faktycznie w PIekiełku pierożki z mięsem...pychotka....no ale jako że jestem lokalnym patriotą to stawiam na SanokZamieszczone przez długi
A który bar? :)Zamieszczone przez bertrand236
Faktycznie w PIekiełku pierożki z mięsem...pychotka....no ale jako że jestem lokalnym patriotą to stawiam na SanokZamieszczone przez długi
A który bar? :)Zamieszczone przez bertrand236
"Przechodź spokojnie przez hałas i pośpiech i pamiętaj,www.youtube.com/Anyczka24
Jaki spokój można znaleźć w ciszy.
Unikaj głośnych i napastliwych, są udręką ducha ..."
www.anyczka20.fotosik.pl
Ja sprawdziłem ten w rynku, z wystrojem regionalnym. Było smacznie, obficie i nie tanio.
Warte polecenia placki ziemniaczane z farszem.
Długi
Jechałem karawanem, a on mi go pokazał. Trafię tam ale niestety nie wiem jak się nazywa i jak się nazywa ulica. Na pewno to sprawdzę jeszcze w tym roku, a może i miesiącu.Zamieszczone przez Anyczka20
Pozdrawiam
bertrand236
Renatka wraca do Karawanu i jdzie po nas w miejsce, które z trudem jej wytłumaczyłem. My z Barnabą idziemy ścieżką. W pewnym momencie ścieżka się kończy. Przedzieramy sie przez krzaczory na przełaj. Wracać nie ma po co, bo karawan już odjechał. Barnaba prowadzi. Naraz góra się kończy. Zjeżdżamy na tyłkach po błocie kilka metrów w dół. Wyglądamy ślicznie. Jakimś jarem podążamy w dół. Myślę sobie, że szczęście, że nie pada, bo w tym jarze bylibyśmy w niezłej pułapce. Stromo w dół jarem wśród pni, gałęzi w kamieni schodzimy coraz niżej. W pewnym momencie od jaru odchodzi w prawo droga. Idziemy drogą. Wychodzimy na piękne łąki Rabego. Podchodzimy w górę coby się zorientować, w którym miejscu wyszliśmy z lasu. Daleko widać dym od wypału. Kierujemy się na niego. Po mozolnym marszu wśród traw sięgających ramion zbliżamy się do wypału. Znowu stromo w dół. Łąka podmokła. Trzeba uważać, bo można zapaść się w wodę powyżej buta. Ja tego nie lubię. Dochodzimy do wypału. Zmęczeni, ale radośni. Odpoczynek spędzamy na rozmowie z pracownikami wypalającymi węgiel drzewny. Renatka czeka na nas w umówionym miejscu. Jedziemy na basen do Zelmeru. Dobrze nam to robi. Potem obiad a Karczmie w Baligrodzie. Obiad dobry. Dobra zupa, schabowy z serem i szynką i podwójnymi ziemniakami, duża surówka i sok. Razem 17 PLN. Podwozimy Barnabę do Cisnej i wracamy do Polańczyka.
bertrand236
Hehe te pierwsze trzy fotki wyszły ci jak żywcem wziete z lasow deszczowych w Amazonii
...jeno być niewidzialny jak Ten co mnie stworzył
Dalej będzie gorzej, bo te robił Barnaba ale on szybko wyjechał.
pozdrawiam
bertrand236
15 sierpień
Dzwonię do proboszcza w Cisnej, żeby się dowiedzieć, o której godzinie jest Msza Św. w Łopience. Proboszcz jest na urlopie ale komórkę odbiera i oświadcza, że Msza Św. jest o 15:00. Po obiedzie jedziemy karawanem do Spisówki. Po łataniu dziur w nawierzchni nie zostało już śladu, ale droga bardzo ruchliwa. Zostawiamy karawan koło Spisówki na parkingu i dalej pieszo. Nadal będę obstawał przy swoim, ze ta droga powinna być zamknięta. Mija nas kilka samochodów. Zostawiają po sobie przykry smród. W Łopience przed Cerkwią stoi mały nowy drewniany budynek. Myślę, że to dzwonnica. Ksiądz Piotr zaczyna Mszę Św. z 15-20 minutowym opóźnieniem. Autko odmówiło mu po drodze współpracy. W nabożeństwie bierze udział jakieś 120-150 osób. Jest też Pani Katarzyna, starsza Pani, która urodziła się w Łopience a teraz mieszka w Buku. Upiekła chleb i placek w celu podzielenia się nimi po Mszy Św. Harcerze z Przeworska dostali zadanie od Księdza podzielenia tych darów pomiędzy wszystkich uczestników Mszy. Ksiądz Piotr pociągnął kazanie, że hej. Po Mszy nie czekaliśmy już na chlebek i placek tylko szybciutko wróciliśmy na parking i do Polańczyka.
bertrand236
:) Bertrand kuracjusz . No właśnie , „sposób” odbywania przez Niego kuracji przypomniał mi pewną historię . Jest to historyjka zupełnie nie na temat ( proszę mi to wybaczyć ) i zupełnie ( co pragnę podkreślić ) bez jakich kolwiek „intencji” .
Opowiedziano mi ją w mojej poprzedniej pracy (gdzie stawiałem pierwsze „zawodowe” kroki ) przedstawiając „mojego nowego” pracownika ( wyjaśnieniem był to tzw „chłoporobotnik” ) . Podupadłszy nieco na zdrowiu orzeczeniem lekarzy został skierowany do sanatorium . W rodzinnym domu niemal żałoba – wszyscy zrozpaczeni . Kiedy nadszedł czas wyjazdu to już ogólna rozpacz . Upłakane dzieciska ( piątka ) i małżonka klęczą a przyszły kuracjusz żegna ich „znakiem krzyża” , następnie sam przyjmuje podobne pożegnanie od „seniorki rodu” . Wyjazd . Na drugi dzień „kuracjusz” zjawia się w domu – po rower .
Okazało się ,że sanatorium miał 5 km od domu . Przez cały okres „kuracji” zjawiał się w domu wczesnym rankiem i na wieczór by „zadać” i „oporządzić” bydlątka . Tak było przez cały okres „kuracji” .
Ale jak się okazalo „kuracjusz” był bardzo zadowolony z przebiegu „kuracji”. Nawet wyrażał chęć nastepnego wyjazdu .
Pozdrawiam
PF
PS
Jak zaznaczyłem – bez ubocznych intencji i podtekstów ( jak również nie na temat ) :)
A co?! Przetestowałem ten sposób spędzania urlopu . Mam wyrobione zdanie i już. Fakt jest pewne podobieństwo do Twojego znajomego tylko, że ja wracałem codziennie do sanatorium . Rano zabiegi potem wyjazd w Bieszczad, czasem nawet nie zdążyłem na kolację. Minus takiego spedzania urlopu jest taki, że na 22:00 trzeba wrócić do pokoju . Z Polańczyka jest prawie wszędzie daleko więc nakręciłem sporo kilometrów. Ale co sobie połaziłem to moje.Zamieszczone przez PiotrekF
Pozdrawiam
bertrand236
Witam :) . Też mam wyrobione zdanie . Twoje sposoby spedzania urlopu , kuracji ( i każde inne wolne chwile - choćby najkrótsze ) itp budzą ....... no wlaśnie ( nie mam na myśli zazdrości tej 'niezdrowej" ale kazdą inną jej odmianę ) i zmuszają do...... oceny ( każdy sobie czyta i zapewne każdy sobie to jakoś ocenia --nie pozostaje obojętny )
To już ( nie wiem jak to nazwać - może jakiś "szczyt" ) - do sanatorium i to w Bieszczady - cóz można jeszcze więcej .....dodać do tego co się lubi .....:):)
Pozdrawiam
PF
ps: zazdrośnik ze mnie żaden ale podziwiac potrafie
Aktualnie 1 użytkownik(ów) przegląda ten wątek. (0 zarejestrowany(ch) oraz 1 gości)
Zakładki