Właśnie wczoraj wróciłem z Chmiela, z tygodniowego pobytu u pani Marii Luli. Zadowolony jestem bardzo. Przede wszystkim moje doświadczenie nie potwierdza opinii o chciwości pani Marii. Jest wręcz przeciwnie. Wybraliśmy się z żoną i 10-miesięczną córeczką, za pobyt której nie zapłaciliśmy ani grosza, mimo, że przecież korzystała z ciepłej wody (i to więcej niż my), miała gotowane posiłki, a kubeł zapełniał się szybko zużytymi pampersami. Co więcej: pani Maria udostępniła nam największy pokój przeznaczony w zasadzie dla 4-5 osób, więc nasza córeczka była przeszczęśliwa mogąc się przemieszczać wzdłuż kolejnych łóżek, bo jeszcze się przytrzymuje przy chodzeniu. Pani Maria zaoferowała nam obady, ale nie skorzystaliśmy i nie było żadnych nalegań w tym kierunku. W ogóle gospodyni jest osobą raczej dyskretną, nie zasypuje gości pytaniami skąd są, co robią, na kogo głosują, itp., nie jest inwazyjna (w przeciwieństqwie do innych naszych doświadczeń).
Dom i pokoje (do których zerkałem po wyjeździe gości) urządzone są prosto, rzec można po bieszczadzku, ale ze smakiem. Żadnego kiczu (w przeciwieństwie do niektórych innych miejsc, w których wcześniej bywaliśmy). W jadalni, korytarzach i wokół domu dużo roślin ozdobnych i kwiatów; widać, że gospodyni ma w tym upodobanie. No i ta cisza! Dom położony jest między drogą, po której w ciągu godziny przejeżdża kilka samochodów, a Sanem, nad który można zejść bezpośrednio z ogrodu.
Jedyne, co mi przeszkadzało, to telewizor w jadalni, tzn. nie sam mebel tylko sposób bycia innych gości, którzy nie byli w stanie sobie włożyć kęsa do buzi bez włączonego telewizora. Tak rano, jak wieczorem. Byliśmy więc zmuszeni jeść posiłki w swoim pokoju.
Zakładki