...ptaszyska nie dały sie długo podziwiac.Jedno po drugim zerwały sie i podleciały 50m dalej(przelot pierwszy) hmmm...Aparat na kolana...wiosła...Powoli, bez gwałtownych ruchów podpływam. Niestety żołny tylko rozmiarami sa podobne do gołębi na krakowskim rynku...w przeciwienstwie do i nich nerwy maja słabiutkie
Zerwały sie znów (przelot kolejny
) i znów podleciały kawałek...Tym razem przygotowłem sie lepiej: ustawiłem wczesniej czas i przesłone, zły na siebie ze uzanłem swój teleobiektyw za zbedny balast- został w samochodzie. Teraz by sie bardzo przydał w połaczeniu z konwerterem
Spróbowałem innej taktyki:kilka silniejszych machnięc wiosłem, i siła rozpedu usiłowałem zmniejszyc dystans z aparatem przy oku...Efekt podobny do zabawy magnesami o tych samych biegunach, znów podleciały dalej...(przelot kolejny
). Tym razem za zakret-szansa dla mnie...Podkradłem sie pod osłona krzaków duzo blizej...Są!!! Zbyt długo jednak zwlekalem z nacisnieciem migawki...K..&*%#@*&!!! Furkot skrzydeł i dwie turkusowe kropki znówkusza na gałęziach w oddali...AAA... poleciałyby w cholere , a nie kusiły wodnych wedrowców
Jednak nie odpuszczam. Byłem tak blisko sukcesu. jeszcze raz! I jeszcze...i jeszcze...i jeszcze...i ,kurde jeszcze...i psiakrew, znów jeszcze
Jakis konar czy kamien zazgrzytał o dno kajaka... To juz potok Czarny
dale sie nie da, chyba ze na piechotę...Miałe ochote krzyknąć:"TE! ŻOŁNY!!! NU PAGADIII !!!!"
![]()
![]()
Jednak co oczy widziały to moje :D Wycofałem kawałek i zawróciłem ostroznie...Nademna sklepienie olchowo wierzbowych zarosli... Zdawać by sie mogło ze płyne poswoich mokradłach przy ujściu Odry...Naparłem na wiosła i po kilku chwilach już nic sie nie zdawało
Wróciłem na Zalew Soliński
![]()
Zakładki