Co sądzicie o październikowych samotnych wędrówkach połoninami - nawet tymi najsłynniejszymi? W Bieszczadach po raz pierwszy byłem rok temu we wrześniu, ale w grupie - wędrowałem standardowymi szlakami. Wiadomo: Wetlińska, Caryńska, Tarnica. Byłem oczarowany - na Caryńska weszlismy w totalnej mgle, wędrowcy (w niewielkiej liczbie) z przeciwnej strony wyłaniali się jak zjawy. I nagle zmiana pogody: słońce, zmiana pogody i te widoki :) Metafizyczne doznanie.
Czy w samotnych jesiennych spacerach tli się jakieś ryzyko. Co doświadczeni i mniej doświadczeni :D Bieszczadnicy sądzą na ten temat
PS Czy w październiku kursują busy między Wetliną a UG? A Muczne - jak tam dojechać bez samochodu?
Zakładki