Łażąc po tych górkach więcej spotykamy zwierzyny niż ludzi. Ale pod koniec drugiego dnia wędrówki napotykamy na pierwszych turystów. Są pod mocnym wrażeniem . Opowiadają z przejęciem jak na leśnej dróżce spotkali w oko w oko dwa wilki. Basiory wcale nie ukekały na ich widok , a wręcz przeciwnie zaczeły szczeżyć zęby grożnie powarkując. Chwycili za kije demonstrując również postawę bojową. po wzajemnej demonstracji siły wilki odeszły - zostały tylko mocne wrażenia na wędrowcach.
Wokół pełno lasów.
Z mapy wynika że najbliższa osada to Grąziowa ( kto był w skansenie w Sanoku zapewne pamięta taką malutką urokliwą cerkiewkę z Grąziowej )
Na polance opodal lasu rozbijamy obozowisko na noc. Obok namiotu płonie ognisko a bulgocząca woda w kociołku zwiastuje pyszny aromat kawy.
Jest ciepło. wyjątkowo ciepło jak na tą porę roku , Kładę sie do snu obok ogniska. Leżąc patrzę w niebo pełne gwiazd. Cóż jeszcze potrzeba ?
Nagle nocną ciszę przecina odległy ryk zwierzyny.
Nagłe wyrwanie ze snu kojarzy się z grasującymi wilkami. Panicznie uciekam do namiotu gdzie reszta kompani śpi błogo. Kolejny, tym razem potężny i bardzo bliski ryk wybudza śpiących.
Którys uspokaja że to czas rykowiska i jakiś jeleń przyszedł do swoich.
Poranne badanie terenu przez naszego kwatermistrza dowiodło że jeleń był ok. 5 metrów od namiotu i ztakiej odległości wyzywał nas do walki.
Dobrze że byliśmy pokojowo nastawieni.
Poranne dylematy jak dość do cywilizacji rozstrzygnęliśmy wybierając Kalwarie Pacławską.
Poruszając się zarówno leśnymi wariantami jaki szlakiem oraz dróżkami mijamy szerokim łukiem Arłamów i elegackie jepy z " turystami bieszczadzkimi."
Trafiamy do dawnej wsi Paprotno a więc kolejnego miejsca w którym był Szwejk (tym razem będąc we własnej niewoli)
Z daleka widoczne wieżyczki klasztoru zwiastują koniec tego rajdu.
Zakładki