Zajechałem do Hoczwi około godziny 18:00. Zaszedłem do Zdzicha Pękalskiego, ponieważ miał mi coś namalować na desce. U Zdzicha galeria pełna ludzi. Jak się okazało sami podpici weteryniarze. Jak wyszli Pękalski przyniósł swoje dzieło, które dla mnie zrobił i nabyłem je drogą kupna. Kupiłem też drugie wydanie, uzupełnione o nowe postacie „Zakapiorskich Bieszczadów” Ponieważ następnego dnia miałem do zaliczenia kilka miejsc, stwierdziłem, że bazę muszę znaleźć w Polańczyku. Okazało się, że Polańczyka jest przepełniony, ponieważ są tam w tym czasie jakieś konferencje naukowe. Dla chcącego nic trudnego. Znalazłem lokum w Hoteliku Widok. Noc kosztuje 30 PLN. Zgadzam się. Pani pyta czy zapłacę teraz, czy później. To takie nawiązanie do innego wątku. Płacę z góry za 1 noc. W pokoju zimno. W domu jeszcze nie palą. Wychodzę na kwaśnicę zwaną Kociołkiem Bieszczadzkim. Jak zwykle pyszna, a następnie kawa mrożona u Pana Leszka. Ponieważ nie mogę się dodzwonić do Andrzeja Lacha jadę do niego dowiedzieć się o której godzinie jest jutrzejsza impreza. U Lacha knajpa pełna gości a Andrzej opowiada o Zakapiorach. Przedstawia mnie szanownemu gronu jako swojego przyjaciela z Poznania i zaprasza na dzień następny na godzinę 16:00. Wracam do Polańczyka. Po drodze zatrzymuje mnie policja. Ale nie muszę dmuchać. Tylko pytają czy piłem. Zajeżdżam do Polańczyka i idę spać.
Wstaję o siódmej. Cieszę się na spotkanie z Jabolem ale on nie odbiera telefonu i nie odpisuje na SMS y. Śniadanko i wyjazd. Jadę do chatki w okolicy Baligrodu. Chcę zostawić tam niespodziankę dla tych, co po mnie. Po ostatnich opadach potok tak wzebrał, ze nie obyło się bez zamoczenia nogi . W chatce jak zwykle porządek, ale jak przeczytałem w zeszycie sprząta tam Anyczka . Zostawiam swój wkład w sprzęty w chatce, a w zamian za to wypijam piwko, które stało na parapecie . Po przeczytaniu zeszytu i wpisaniu się do niego opuszczam chatkę. Jadę do Cisnej. Wizyta u Ryśka Szocinskiego. Nie miał on specjalnej ochoty na dyskusję o czymkolwiek, ponieważ dnia poprzedniego miał wieczór autorski z weteryniarzami, którzy dojechali do Cisnej około 21:00 Stwierdził tylko, że do Lacha chyba nie przyjedzie. Dzwoni Barszczu i umawiamy się na wspólna wycieczkę. Podjechałem też do Ryśka Denisiuka. Obudziłem gościa. Pozbierał się szybko i pogadaliśmy o tym, co się stało od ostatniego razu. Miałem też kupić jakąś ikonę dla znajomych ale żadna mi się nie podobała. Jadę na spotkanie z Barszczem. :P
Zjeżdżamy się w umówionym miejscu prawie jednocześnie. Przez kilka minut kombinujemy jak tu przejść Wołkowyjkę suchą nogą Stwierdzamy, że się nie da. Zdejmujemy buty i brodząc w zimnej wodzie po kolana przechodzimy na drugi brzeg. Idziemy wzdłuż potoku rozmawiając na różne tematy. Przede wszystkim rąbiemy d…pę Jabolowi, że nie odbiera telefonu . Barszczu mimo tego, ze czytał kilka moich relacji nie zapamiętał, że lubię się poruszać statecznym krokiem. Idziemy tempem ciut dla mnie za szybkim . W związku z tym dostaję zadyszki. Jestem w Bieszczadzie a kondycja została w domu . Dochodzimy do wodospadu. Jest cuuudooowny. W sierpniu byłem bardzo blisko niego. Gdyby wtedy było więcej wody to z pewnością bym go słyszał. Słuchamy opowieści, którą snuje woda, robimy kilka fotek i idziemy dalej. Barszczu chciał mi jeszcze pokazać ładne skałki, które są podobno w pobliżu ale widząc moja kondycję zrezygnował. Przez wrodzoną chyba grzeczność nie komentował mojego samopoczucia. Schodzimy inną drogą ale za to bardzo stromą na dół. Jeszcze tylko ponowna przeprawa przez wodę i się rozjeżdżamy bez pożegnania, ponieważ będziemy się widzieć u Lacha. CDN i zdjęcia później
Ciąg dalszy napisałem w poście C.D. moja pomyłka. Przepraszam
Zakładki