Ja zaś podobną trasę przebyłem 7 października przy niebotycznie wspaniałej pogodzie. Czterodniowy pobyt w Bieszczadach zaczęliśmy w tym roku właśnie od Caryńskiej. Samochód pozostawiony w Berehach i wejście czerwonym szlakiem na Połoninę. Widoki-nieprawdopodobne, kolory jesienne, choć brak czerwieni. Dużo brązu i żółtego-pewno z powodu suszy. Ciepło. Ponad 20 stopni. Ludzi-sporo, wyczuli sprawę. Potem zejście do Koliby i przejście DolinąCaryńskiego-tu wreszcie jesteśmy sami. Cisza, spokój. Można powiezieć cmentarna ciszai przejmujący spokój, jeśli choćprzez chwilęwędrowiec wyobrazi sobie Caryńskie sprzed 1946 roku. Miejsce po cerkwi, zakręt potoku przy cerkwisku, płaty skał w jego korycie. I żywego ducha. Ani ludzi na szczęście.
Powrót już niemalże o zmroku przez Nasiczańską Przełęcz i drogą z "przełomami" na Parking, gdzie czeka samochód pilnowany przez zaniepokojonego pogranicznika na motorze i jeszcze bardziej zaniepokojoną Panią od opłat.
Po ciemku jużdotarliśmy do Wetliny.
sofron
Zakładki