Lato, Duszatyn. Jest już dość późno, mrok. Idę nad potok w kierunku kibelka i nagle ze ścieżki wychodzi na mnie jasna kurtka. W duchy nie wierzę, ale zrobiło mi się nieswojo. Kurtka powiedziała dzen dobri i okazało się, że należy do bardzo ciemnoskórego studenta z Lublina. Nieco później, przy ognisku, zagaduję: jaki jest Twój język ojczysty (myślę swahili). Angielski, pada odpowiedź. Skąd jesteś, pytam (Kenia myślę). Z Wenezueli. Okazali się przesympatyczną parą dobraną na zasadzie kontrastu;on najciemniejszy ze znanych mi ciemnoskórych, ona bielszy odcień bieli, blondynka. To jedno z milszych spotkań w Bieszczadach
Długi
Zakładki