Strona 4 z 11 PierwszyPierwszy 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 OstatniOstatni
Pokaż wyniki od 31 do 40 z 105

Wątek: Niecodzienne Spotkania na szlaku.

  1. #31
    Bieszczadnik
    Na forum od
    06.2006
    Rodem z
    Wielkopolska
    Postów
    23

    Domyślnie Odp: Niecodzienne Spotkania na szlaku.

    To może i ja dodam swoje trzy grosze do tego wątku. Rzecz działa się podczas mojej pierwszej wizyty w Bieszczadach. Mieszkaliśmy wtedy na polu namiotowym w Lesku, codziennie dojeżdżając w Wysokie PKS-em. Zazwyczaj za Lutowiskami autobus się wyludniał, a wtedy mój przyjaciel i ja przesiadaliśmy się do przodu i gawędziliśmy z kierowcami. Tego dnia poza nami w autobusie jechała jeszcze jedna dziewczyna. Z rozmowy wynikało, że jedzie gdzieś z daleka i nie za bardzo wie, gdzie ma wysiąść (prosiła kierowcę o pomoc). W końcu przyszła pora na właściwy przystanek (nie pamiętam, gdzie to mogło być; na pewno jeszcze przed Ustrzykami Górnymi), na którym na naszą towarzyszkę czekał jej chłopak. Kiedy wysiadła, usłyszeliśmy, jak mówi do niego: "I ty mi mówisz, że mieszkam na końcu świata?!". Długo śmialiśmy się jeszcze z komizmu tej sytuacji.

  2. #32
    Bieszczadnik
    Na forum od
    11.2001
    Rodem z
    Warszawa (Ochota)
    Postów
    2,504

    Domyślnie Odp: Niecodzienne Spotkania na szlaku.

    Jakieś 3 - 4 lata temu przedzieraliśmy się z koegą poprzez wysoką trawę, chaszcze, aby do góry ! Bo wiedzieliśmy, że musimy w końcu dotrzeć do ścieżki oznakowanej jako szlak. Innej możliwości nie było.

    I w końcu doszliśmy. Ledwo wyleźliśmy na tę ścieżkę, patrzymy, a tu: Aleksandra.
    Serdecznie pozdrawiam
    Stały Bywalec.
    Pozdrawia Was także mój druh
    Jastrząb z Otrytu

  3. #33
    Korespondent Roku 2009 Awatar Recon
    Na forum od
    02.2008
    Postów
    2,216

    Domyślnie Odp: Niecodzienne Spotkania na szlaku.

    Henek napisał...
    To tu w Bieszczadach można też spotkać niecodziennych ludzi w niecodziennych sytuacjach. Ludzi z plecakiem albo i bez, ludzi poszukujących i tych co znaleźli. Ludzi normalnych i "nienormalnych". Jeśli zdarzyło się wam takie NIECODZIENNE SPOTKANIE NA SZLAKU które zapisało się w waszej pamięci to napiszcie o tym.
    Jeśli spotkaliście kogoś kogo miało nie być .. Jeśli spotkaliście tam gdzie nic nie ma ... Jeśli spotkaliście osobę która zrobiła wrażenie ... .... to napiszcie o tym.”

    To było w połowie lat dziewięćdziesiątych w czasie mojego drugiego wyjazdu w Bieszczady, wyjazdu przeznaczonego na spokojne popatrzenie na nie. Pierwszy wyjazd był rok wcześniej z grupą survivalową z ZHR-u i był właściwie poświęcony czemuś innemu.
    Przechodzę już do historii, która mi się przydarzyła. Był upalny dzień lipca, od rana istna spiekota, w planie przejście niebieskim szlakiem z Nowego Łupkowa do Solinki i drogą w dół do Żubraczego. Wtedy w Bieszczady wybrał się ze mną jeden z tych zeszłorocznych survivalowców, bo nie miał nic konkretnego do roboty w wakacje. W Nowym Łupkowie zrobiliśmy stosowne zakupy i około 10 rano ruszyliśmy na szlak. Znającym szlak zapewne wiadomo, że od początku, aż prawie pod granicę żadnych drzew i odrobiny cienia. Już na granicy zastaliśmy strasznie dużo powalonych drzew, które skutecznie tarasowały ścieżkę i trzeba było się wspinać po konarach by zawalidrogi ominąć. Upał i napotkane co chwila przeszkody skutecznie odwadniało organizm a to znowu zmuszało do szybkiego uszczuplania zapasów cisowianki.
    Na Wierchu nad Łazem zrobiliśmy odpoczynek, ja ruszyłem w dół szybciej a kolega miał mnie dogonić (szybciej chodził). Schodząc zobaczyłem podchodzącego pod szczyt młodego człowieka, straszliwie obładowanego, niósł ogromny plecak, karimatę, spakowany namiot, jakiś jeszcze plecaczek i chyba jakąś torbę plastikową. Na moje oko musiał chyba nocować na szlaku, co później w rozmowie potwierdził…, chociaż rozmowa była bardzo trudna, bo prawie go nie rozumiałem. Zaskoczyło mnie, że samodzielnie się poruszał, chociaż od razu widać było sporą niepełnosprawność umysłową. Na koniec tej „trudnej” rozmowy, już odchodząc, już odwrócony, poprosił mnie o wodę. Zaskoczony i pomimo świadomości złego swojego odruchu przeprosiłem… że mam jej mało, że jeszcze przede mną kawał drogi… totalne bzdety. On wchodził na ten szczyt a ja po dłuższej chwili, kiedy zrozumiałem mocniej swoje świństwo zacząłem go wołać… wtedy już chciałem podzielić się wodą… nie słyszał mnie, może nie chciał? On wszedł na ten szczyt a ja „modliłem się” by ten mój kolega ją dał, gdy go poprosi. Zostałem i czekałem z 10-15 minut, kolega dogonił mnie i potwierdził, że podzielił się połową zawartości butelki. Nie chciał też mojej na uzupełnienie.
    No cóż… podle się czułem, ale stało się. Zostałem sprawdzony i dałem totalnej plamy by nie powiedzieć gorzej! Poprosiłem wtedy w myślach bym dostał kiedyś szansę zmazania tego. Kilka dni trwało zmaganie z myślami i szansa, w mojej wtedy ocenie, przyszła szybko.
    Znalazłem się w Zatwarnicy, początek podejścia na Dwernik-Kamień i dalej gdzieś tam. Wszedłem do tego „zielonego” sklepiku z dykty, którego obecnie już nie ma (taki niby domek na noclegi nadal stoi). W środku dwóch kilkunastoletnich harcerzy, Zawiszaków ze Świętokrzyskiego, którzy liczyli wysupłane grosiki, patrzyli na półki i… wszystko było za drogie. Sprzedawca ich ponaglał, gdy zobaczył jak wchodzę. Gdy wychodzili nic nie kupiwszy… dostałem obuchem w głowę, że znowu jestem wystawiany na próbę i jak ponownie dam plamy to już mogę sobie tylko napluć w twarz. Wyszedłem zaraz za nimi.
    Dwaj Harcerze, 12-13 letni chłopcy, porozmawiałem z nimi wtedy kilkanaście minut, byli na tzw. chatkach, pochodzili z bardzo biednych rodzin i trochę byłem zaszokowany, że zostali na te 3-dniowe chatki puszczeni bez większego prowiantu i bez środków na ewentualny zakup, nie byli też chyba odpowiednio przygotowani na takie „samo-chodzenie” po Bieszczadach. Nie będę dokładnie opisał wspólnej rozmowy, była na poziomie synów z ojcem/przyjacielem. Poprosiłem ich, by dali mi szanse spełnić dobry uczynek dla nich… wróciliśmy do sklepu, chłopcy zostali odpowiednio zaprowiantowani. Pouczyłem, żeby „te chatki” odbyli w pobliżu Zatwarnicy i nie odchodzili zbyt daleko.

    Dla wielu mogą być to dwa banalne zdarzenia, ale dla mnie była i jest to lekcja!. Mam te dwa spotkania ciągle przed sobą i ciągle o nich pamiętam.

    Jeśli spotkaliście osobę, która zrobiła wrażenie... to napiszcie o tym.
    Henek, napisałem, trochę przydługo, ale… :)
    Pozdrawiam :)
    -----------------
    benevole lector

    https://twitter.com/Zbyszek_Recon

  4. #34
    Bieszczadnik Awatar Henek
    Na forum od
    01.2004
    Rodem z
    Rzeszow
    Postów
    1,003

    Domyślnie Odp: Niecodzienne Spotkania na szlaku.

    Jestem pod wrażeniem.
    Dużym wrażeniem .

  5. #35
    Poeta Roku 2010
    Poeta Roku 2009
    Poeta Roku 2008

    Awatar WUKA
    Na forum od
    07.2006
    Rodem z
    Toruń
    Postów
    3,907

    Domyślnie Odp: Niecodzienne Spotkania na szlaku.

    Ja też.Cieszę się,że tak pięknie i sugestywnie to opisałeś.Oj,daje do myślenia,daje!Choć właściwie taka niby ZWYCZAJNOŚĆ!

  6. #36
    Bieszczadnik Awatar Jarek L
    Na forum od
    10.2006
    Rodem z
    Bardzo daleko od Bieszczadow...
    Postów
    152

    Domyślnie Odp: Niecodzienne Spotkania na szlaku.

    Tez jestem pod wrazeniem... Ile razy mnie sie to przydarzylo: zly odruch, wyrzuty sumienia, odkupienie winy... Wielkie dzieki za szczerosc!

  7. #37
    sturnus
    Guest

    Domyślnie Odp: Niecodzienne Spotkania na szlaku.

    ta...
    wodny świat - wodne spotkania... też takie mi się zdażały... ale wydzięk ich inny zgoła jest. łażąc po bieszczadach nie raz zdażyło mi spragnionego - napioć, głodnego - nakarmić, zmarźniętego - ogrzać... a nawet i poubierać czasem źle ubranych... łażę z garbem (lat też, bo to juz piąty krzyżyk - co nie bez znaczenia), sypiam różnie, więc wszystko mam pod ręką... ale 3 spotkania z ostatniego lata gdzie "prośbę załatwiono odmownie".

    1.
    któregoś dnia, upał jak diabli, wedruje szlakiem niebieskim z otrytu na magurę, potem koliba, polonina i do UG. minąlem juz strumyk na trawersie przed magurą.po ok 20-30 min. spotykam takich 2 młodych gniewnych. idą z koliby. pytają o wodę... bo nie przypyszczali że trzeba wziąść więcej... a na kolibie droga jest trochę... powiedziałem że w kranie jest za darmo... a do strumyka mają niedaleczko... cóż... w tym przypadku mała szkoła życia... im większe pragnienie tym lepiej zapamietają....

    2.
    trasa wyżniańska- rawki - rabia - wetlina
    upał jak poprzednio... lezę granicznym z tym garbem... już mnie szlak trafia bo słoneczo nasila swoje działania... a tam cienia mało... wyprzedza mnie takich dwóch leszczy... w ręku buza adidasa w drugim zgrzewka piwa... pocieli do przodu ostro... po jakiiś 2 godzinach są! siedzą z jęzorami na brodzie i proszą o wodę... mówię ,że jeśli pójdą ze mną to im pokaże gdzie zejść do strumyka... nie skorzystali... cóż... drugi raz pewnie nie przyjadą.. pojada do sopotu gdzie na deptaku woda co 100 m. i dobrze...

    3.
    w chatce puchatka z rana trza iść po wodę.. więc zbieram się ze swoimi menażkami... pewna kobitka prosi czy jej też moge przynieść... no ręce mam dwie wszak... więc biorę jej butelczynę a tu jakiś kilkunastolatek podrywa się i wciska mi swoją ze słowami: - to mi też!
    cóż... uświadomiłem jemu, czego wymaga kultura...

    reasumując... coraz więcej w bieszczadach ludzi którzy nie powinni sie tam znaleźć...

    pozdrawiam

  8. #38
    Bieszczadnik
    Na forum od
    01.2006
    Rodem z
    Ruda Śląska
    Postów
    261

    Domyślnie Odp: Niecodzienne Spotkania na szlaku.

    Maj roku 2000 jeśli dobrze pamiętam. Kondycja po zimowym nieróbstwie niezbyt imponująca a pogoda zdecydowanie za dobra. Upał. Idę więc sobie spokojnie kolejną godzinę z Wetliny przez Dział i Rawkę w kierunku Kremenarosa. Zaczynam ostatnie podejście i czuję jak moje kroki robią się coraz krótsze i wolniejsze. Odzywa się brak kondycji. Pot zalewa oczy (waży się trochę to i jest z czego się wypocić) i nagle z góry widzę schodzącą kobietę (jakieś 20-25 lat). Patrzę i oczom nie wierzę. Żeby człowiek był tak zmęczony i miał omamy. Babka (bardzo ładna zresztą) idzie w moim kierunku bez górnej części garderoby. Przystanąłem. Dałem se raz w pysk a ona nie znika. Ładne piersi. Zaczynam kombinować. Może rzeczywiście ona istnieje. Jest gorąco - sam idę z leksza roznegliżowany (choć nie tak bardzo). Ale idzie sama, plecaka żadnego, dookoła pasa przewiązana tylko jakiś swetrek a do najbliższego schroniska jednak jest kawałek. Omamy.
    Babka jest już koło mnie. Zwyczajowe cześć, cześć i ...
    Obejrzeć się czy nie ... Nie wypada, ale z drugiej strony bardzo ładna ... A może jak się odwrócę to już jej nie będę widział. Czyli może jednak omamy ...
    Myślę, a w tym stanie to boli. Mija dobrych kilka chwil i słyszę że ktoś nadchodzi z góry. Spoglądam i jestem w lekkim szoku. Przede mną pojawia się facet (towarzysz babki z którą się mijałem) w pełnym rynsztunku. Ona prawie naga a on ze sporej wielkości plecakiem, spocony jeszcze bardziej niż ja w grubej flaneli i jeszcze grubszym swetrze ...
    Wstyd przyznać, ale za nim się obejrzałem ...

  9. #39
    Bieszczadnik
    Na forum od
    01.2006
    Postów
    1,823

    Domyślnie Odp: Niecodzienne Spotkania na szlaku.


  10. #40
    Bieszczadnik Awatar sofron
    Na forum od
    09.2002
    Rodem z
    Wwa Północ
    Postów
    107

    Domyślnie Odp: Niecodzienne Spotkania na szlaku.

    ja zaś... w roku bodajże 1992 lub 93, w październiku, szedłem sobie od Łupkowa do Wołosatego. Któryś z kolei wieczór zastał mnie na Caryńskiej, nie chcąc zaś schodzić do Ustrzyk zbłądziłem na przełecz Przysłup. Kolibą (którą nawiedzałem wówczas po raz pierwszy) zarządzały dwie dziewczyny skądśtam wraz z dużym psem.
    Tak się zdarzyło, że poszły po zakupy, w chałupie owego psa zostawiając, co ten sygnalizował głośnym szczekaniem. Czekałem więc na łące, a ponieważ nieobecność gospodyń się przedłużała, rozpaliłem ognisko, wysuszyłem się, ogrzałem. Nagle zamknięty owczarek zaczął wściekle ujadać, potem przestał, a wokół zrobiła się dziwna cisza...Był już lekki półmrok, ptaki ucichły... trochę taki nieswój wstałem i obejrzałem się w górę, w stronę Caryńskiego...
    I wóczas zobaczyłem go; jakieś 20 metrów od siebie...Duży, szarobury, z błyszczącymi oczyma i wąskim pyskiem-Wilk. Ot tak, stał sobie i patrzył...Ja też. Przez chwilę...Potem zaś jednym szmyrgnięciem śmignąłem na najbliższą rachityczną gruszę czy jabłoń, których kilka tam wciąż stoi, dając świadectwo dawnej ludzkiej obecności...
    Jak się obejrzałem już ze szczytu trzęsącego się krzaka/drzewa-Wilka już nie było, a pies na nowo szczeknął raz czy dwa...
    Pewno rozsądne zwierzę uznało, że nie ma co się gapić, ale tak na wszelki wypadek zszedłem do ogniska dopiero po jakimś czasie, wówczas, gdy usłyszałem głosy jakiejś licealnej, jak się potem okazało, grupy z Wrocławia, schodzącej z połoniny na nocleg do Koliby..
    To jedyny raz, kiedy widziałem wilka w Biesach i to tak blisko...
    Sofron
    Ostatnio edytowane przez sofron ; 17-01-2009 o 19:55

Informacje o wątku

Użytkownicy przeglądający ten wątek

Aktualnie 1 użytkownik(ów) przegląda ten wątek. (0 zarejestrowany(ch) oraz 1 gości)

Podobne wątki

  1. Niecodzienne miejsca noclegowe
    Przez Misieg w dziale Dyskusje o Bieszczadach
    Odpowiedzi: 0
    Ostatni post / autor: 24-01-2009, 11:19
  2. Sylwester na szlaku
    Przez Xavier w dziale Wypoczynek aktywny w Bieszczadach
    Odpowiedzi: 99
    Ostatni post / autor: 08-01-2009, 12:47
  3. Motory na szlaku
    Przez buba w dziale Bieszczady praktycznie
    Odpowiedzi: 257
    Ostatni post / autor: 26-07-2007, 10:30
  4. Pies na szlaku?
    Przez Ralphi w dziale Bieszczady praktycznie
    Odpowiedzi: 3
    Ostatni post / autor: 10-07-2004, 18:16
  5. Senior na szlaku
    Przez neoslav w dziale Bieszczady praktycznie
    Odpowiedzi: 7
    Ostatni post / autor: 24-04-2003, 23:00

Zakładki

Zakładki

Uprawnienia umieszczania postów

  • Nie możesz zakładać nowych tematów
  • Nie możesz pisać wiadomości
  • Nie możesz dodawać załączników
  • Nie możesz edytować swoich postów
  •