Rozwiązanie zagadki jakie jest prawdziwe pochodzenie i znaczenie tych znaków znajduje się w wątku "historie z życia..."
Rozwiązanie zagadki jakie jest prawdziwe pochodzenie i znaczenie tych znaków znajduje się w wątku "historie z życia..."
UFO jak nic! bo co innego.
Witam. Na przełomie września i pażdziernika nastąpił tradycyjny wypad w Bieszczady, tym razem krótki, bo tylko tygodniowy.Wyruszyliśmy w czwórkę, dwoch wcześniej zarażonych kolegów i ,,pierwszak'', Jacek. Przyjechaliśmy na tyle póżno, że wypad w góry nie wchodził już w grę.Whiskacz, a póżniej przedni bimber, zaś jak najbardziej.Niestety tego dnia spaliśmy w Wetlinie i Jacek , który już słyszał o Bazie, zapragnął ją odwiedzić. Jak bardzo niedobry to był pomysł uświadomiliśmy to sobie na drugi dzień. Kac gigant, z tych najbardziej gigantycznych.Następnego dnia pomimo ciężkiego stanu, a mając na uwadze krótki urlop i napięty grafik zrobiliśmy trasę ,,rozruchową''Dwernik Kamień z Nasicznego do Zatwarnicy, a potem przez Suche Rzeki i Przełęcz Orłowicza do Wetliny.Jak bardzo piękna jest to trasa, nie muszę chyba nikomu mówić. Pusta też. Pierwszą osobę spotkaliśmy dopiero przy wodospadzie, i był to znany mi dotychczas jedynie z forum i youtuba Stały Bywalec.Koledzy zeszli na dół, my zaś po zapoznaniu się, rozmawialiśmy dość długo.W Zatwarnicy pod sklepową wiatą zasiedliśmy do póżnego śniadania, które wcześniej z wyżej wspomnianych powodów nie chciało nam wejść.Za chwilę następne zaskoczenie- w zbliżającej się osobie rozpoznaję Piskala, też znany do tej pory tylko z forum. Chwila rozmowy, łyk z piersiówki[ to była czereśniówka, Piskal, a Twoją propozycję przyjmę, tylko w innym terminie]i trzeba było już startować.Idąc rozmyślam, o tym niecodziennym spotkaniu, a tu podchodzi Jacek, częsty bywalec w Tatrach i Alpach i mówi- ja już teraz wiem, dlaczego, wy tu się wszyscy znacie. Tu jest mnie ludzi, niż wilków i niedżwiedzi.Trochę minął się z prawdą,ale żeby nie wyprowadzić go z błędu wszystkie trasy były już tylko bardziej ,,dzikie''. Włącznie ze spaniem u ,,Socjologa''. Pozdrawiam, szczególnie wyżej wymienionych, Stałego Bywalca i Piskala. Kudłatego z Bazy też.
Tak było.
Przy okazji tego samego pobytu któregoś dnia spod sklepu do mostu podwiózł mnie Żmiju. Miejscowy artysta malarz, zajmujący się ochroną zwierząt, w tym łapaniem gadów w celach ochronnych, katalogowych, etc. Stąd ksywa
Jedziemy w trójkę, bo ze Żmijem był jeden gość. Po dwóch dniach spotykam się ze Żmijem u Baryły Nowakowskiego, poety od "Kalin i jarzębin czerwień" (bywalcy kultowej wiaty wiedzą o co chodzi) a Żmiju mówi:
-Mój kolega, z którym jechaliśmy pytał się- "czy to nie był przypadkiem Piskal"?
Okazało się, że kolega pochodzi z Torunia i pamięta mnie z dawnych czasów ,i, jeśli dobrze zrozumiałem, jest obecnie gospodarzem Chaty Socjologa. A ja siedząc z tyłu nawet mu się nie przyjrzałem. Muszę koniecznie tam zajść przy najbliższej okazji.
Piskalku, n-ty raz masz już w planie Otryt, jego piękno można podziwiać spod znanej wiaty.
Piskalu Chatą zarządza obecnie Lubosz - nie wiem czy z Torunia ale człek przemiły a gościom przychylny
Stoę sobie grzecznie przed BLzM wraz z naszą współforumowiczką co to Sylwestra w zakazanym miejscu spędzała.Rozmawiamy o różnych ciekawostkach i sposobach biwakowania zimowego. Przysłuchuje nam się gość obok tak lekko tylko zawiany i bardzo grzecznie mówi do nas- A wiecie dziś mój brat podwoził na stopa dziewczynę co to Sylwestra spędziła w namiocie w zakazanym miejscu- Spoglądamy przez chwilę na siebie z koleżanką i wybuchamy śmiechem.Z rozbolałym od śmiechu brzuchem wskazuję ją palcem i tłumaczę gościowi że nie śmiejemy się z niego a z faktu że to o niej nam opowiada.Efekt jest taki że kolejki w Bazie nie dało się uniknąć
Zwykłe spotkanie na drodze
Połowa sierpnia '77, niedziela, odcinek Wrocław- Sanok pokonałem stopem w jedną noc. Następnie, z mokrym namiotem, trochę PKS-em dalej pieszo w stronę płd-wsch zielonego cypla kraju. W pewnym momencie obrazek jak z filmu "strach na wróble". Pusta szosa opadająca w dolinkę by ponownie wspiąć się na wzniesienie. Cisza, z jednej strony ja, na przeciwnym krańcu inny wędrowiec. Spotkaliśmy się po środku, krótkie "hej" było wówczas nie tyle powitaniem co przedstawieniem się. Krótka rozmowa i rozchodzimy się, on na północ ja na dół. Niby zwykły epizod, ale dla osoby, która wówczas miała dwadzieścia lat, widziała parę amerykańskich filmów drogi i była przesiąknięta przesłaniem roku '68 to było emocjonalne przeżycie. Do tego dochodziła świadomość, że wkraczam w Bieszczady, krainę mityczną i niemalże mistyczną.
Tego wieczoru dotarłem do schroniska na Horodku gdzie zakotwiczyłem na miesiąc.
Przeglądałem sobie dzisiaj zdjęcia z ubiegłorocznych bieszczadzkich wypadów i takie coś wpadło mi w oko. Szlak z przełęczy Orłowicza na Smerek i facet ze sztangą na spacerze czy może treningu.Na Smereku pewnie jeszcze wyciskał na ławczce, no i nie powiem trochę mnie to zadziwiło.DSCF0743.jpg
Aktualnie 1 użytkownik(ów) przegląda ten wątek. (0 zarejestrowany(ch) oraz 1 gości)
Zakładki