Ja ja, ja jestem jedną zz - byłem autostopowozem i tak poznałem Jimi.
Oczywiście też woziłem w bagażniku, w bagażniku też jechałem, ale absolutnie największą radochę daje podwózka machinami z za wschodniej granicy.
Nawiązując jeszcze do jednego z poprzednich wpisów; też kiedyś spotkałem na szlaku dziewczyny z Gdyni, i też z jedną z nich później się umawiałem na wspólne bieszczadzkie wypady. Niezwykłe spotkania w Bieszczadach są normą.
Nie ma niczego niezwykłego w tym, że np. raz przegadałem całą noc z niezwykłą 19-latką, a innym razem przegadałem cały dzień z "chłopakiem" po 70-ce, o, jako, ze i Piskal pisze, to przypomniał mi się Edek - ten co opowiadał o syberyjskich zakazanych dystryktach i nas na Kińczyk Bukowski nie zabrał.
Ale ale, ja o czym innym miałem pisać. Mianowicie o dwóch spotkaniach nie na szlaku, ale z bieszczadzkimi konotacjami.
Mój pracodawca funduje mi ciekawe podróże służbowe, podczas których poznaję niezwykłych ludzi.
Ostatnio byłem w Bratysławie, dwa kilometry od austriackiej granicy. Pośród wielu osób, z którymi miałem zawodowy kontakt, zwróciła moją uwagę jedna młoda Słowaczka - coś mi w niej nie pasowało do otoczenia, była jakaś inna, coś było w niej znajomego. Zaintrygowała mnie.
W ostatni dzień pobytu miałem okazję z nią dłużej porozmawiać no i szybko wszystko się wyjaśniło. Rusinka ze Sniny, rodzinę ma w Osadnem! Oczywiście jak następnym razem będę w Sławie, to jesteśmy umówieni, ze Saszka, razem ze swoim bratysławskim frajerem (sł. chłopakiem) oprowadzi mnie po stolicy.
Drugie spotkanie było dla mnie jeszcze ciekawsze, chociaż nie dziewczyna.
Zilina, środkowa Słowacja, też służbowo.
Nocleg ze znajomym z Sącza i młodym (ok 18 lat) chłopcem. Polacy.
Ja ze znajomym (nb. w SG dawniej pracował), wiadomo, wódeczka wieczorem u koleżanek, a chłopiec, książka do poduszki.
Jak wróciliśmy do pokoju, było jeszcze w miarę wcześnie - znaczy jakieś pół flaszki ostało się, więc okazja była, by pogadać.
Chłopak nie pił. Porządny, skromny, niepozorny. Był wtedy szeregowym magazynierem. Zaimponował mi swoją pracowitoscią i podejściem do pracy. Jakbym kiedyś zatrudniał, to go zatrudnię. Pracował pierwszy miesiąc. Tryb pracy; 3 tygodnie non stop od rana do nocy, tydzień wolnego. Opowiedział mi o swoim wielkim marzeniu - po wypłacie wyjechać gdzieś w tym tygodniu wolnego.
Chłopak nigdy, nigdzie nie wyjeżdżał. Jak miał wolny czas od nauki, to pracował. Zawsze. Niezwykłe.
No to mu poopowiadałem, o tym, że jak chce, to może wsiąść w samolot i wygrzewać się gdziekolwiek w Europie, czy pobliskiej Azji, Afryce..
Stwierdził, że super, ale wolałby raczej w Bieszczady. Bieszczady?! Ktoś, kto nigdy nigdzie nie był, na pierwszą w życiu podróż wybiera Bieszczady?! Super! No to mu opowiadam, jak komuś, kto pierwszy raz w Bieszczady jedzie, opowiadam o Tarnicy, o połoninach, Rawkach, Buklowym, ale widzę, że mu znowu coś nie pasuje! Mówi, że super, ale wolałby co innego zobaczyć w Bieszczadach.
No to pytam: "co chcesz zobaczyć?"
Odpowiada: "chcę zobaczyć pozostałości po dawnych, nieistniejących miejscowościach, ślady dawnej kultury, wierzeń, ruiny cerkwi, cerkwiska, stare cmentarze etc. "
Jak już odzyskałem głos, po ty co usłyszałem, oczywiście opowiedziałem chłopakowi o różnych Tworylnych, Beniowych itp. - pełen zachwyt.
A jak mu opowiedziałem o niedostępnej cerkwi w Sokolikach Górskich, to aż mu się oczy zaświeciły.
Miał nawet coś pokombinować, by tam się dostać - ma kogoś w bieszczadzkiej SG. Chce się tam wybrać ze mną - ma dzwonić - i ja na nim duże wrażenie zrobiłem.
18-letni chłopiec, który nigdy, nigdzie nie był, na pierwszą w życiu podróż wybrał Bieszczady, by oglądać jakieś stare ruiny, cerkwie, cmentarze.
Zakładki