Strona 1 z 11 1 2 3 4 5 6 7 8 ... OstatniOstatni
Pokaż wyniki od 1 do 10 z 105

Wątek: Niecodzienne Spotkania na szlaku.

  1. #1
    Bieszczadnik Awatar Henek
    Na forum od
    01.2004
    Rodem z
    Rzeszow
    Postów
    1,003

    Domyślnie Niecodzienne Spotkania na szlaku.

    Wędrówki : te po szlakach i te bezdrożami to okazja na przeżywanie własnego kontaku z otaczającą przyrodą.
    Wielu wybiera Bieszczady bo to właśnie tu jest mało ludzi.
    Tu można znależć wyciszenie, a zarazem otworzyć się na to co nas otacza.
    Tu można spotkać piękno uroczych dolinek i widoki otwartych połonin.

    To tu w Bieszczadach można też spotkać niecodziennych ludzi w niecodziennych sytuacjach.
    Ludzi z plecakiem albo i bez, ludzi poszukujących i tych co znależli.
    Ludzi normalnych i "nienormalnych"

    Jeśli zdażyło się wam takie NIECODZIENNE SPOTKANIE NA SZLAKU które zapisało się w waszej pamięci to napiszcie o tym.
    Jeśli spotkaliście kogoś kogo miało nie być ..
    Jeśli spotkaliście tam gdzie nic nie ma ...
    Jeśli spotkaliście osobę która zrobiła wrażenie ...

    .... to napiszcie o tym.

  2. #2
    Bieszczadnik Awatar Henek
    Na forum od
    01.2004
    Rodem z
    Rzeszow
    Postów
    1,003

    Domyślnie

    To była zima.
    Zima w Bieszczadach ma dwa oblicza. Z jednej strony mroźna, pochmurna i nijaka.
    Z drugiej strony jeśli przebije się słoneczko to wydobywa najpiękniejsze walory tych gór.

    Nie pamiętam co zapędziło mnie samochodem do Ustrzyk Górnych. Wszystko pozamykane. Pusto. Ludzie schowani po domach.
    Na zaśnieżone drogi dopadywał lekki śniżek zamiatany wiaterkiem.
    Napotkaną Straż Graniczną wypytałem czy droga na Wetlinę jest przejezdna.
    Wczoraj była - odpowiedzieli - ale dzisiaj jeszcze nikt nie jechał..
    Ryzykuje. Ostatecznie łańcuchy w bagażniku.
    Po opuszczeniu Ustrzyk Górnych widzę stojącego na poboczu młodego człowieka łapiącego okazję.
    Ki diabeł ? Pytam sam siebie a zarazem jego. Okazuje się że rzeczywiście chce złapać okazję do Wetliny.
    Tłumaczę że nie wiadomo czy droga przejezdna, ale wsiadaj - przydasz się przy pchaniu samochodu.
    Przedstawił sie jako uczeń szkoły dla barmanów jadący do rodziny.
    Na Wyżniańskiej zatrzymujemy się na drodze (pobocza to ponad 1-metrowe bandy) aby zrobic zdjecie.
    Do Berehów zjeżdżamy delikatnie lawirując.
    Na serpentyach wspinających się na przełęcz zaczęło się. Jedna zaspa - poszła , druga zaspa - wykręciło , ale poszła. Trzecia to było zakładanie łańcuchów.
    Na kolejnych zakrętach łańcuchy nie pomagały - za dużo śniegu. Wypad i pchanie.
    Manewry do przodu ityłu. Modlitwy albo szczęście spowodowało że dotarliśmy do tej Wetliny. Przy wysiadaniu poradziłem mu aby nie grał już w totolotka. Drugi taki fuks ze złapaniem się na okazję już mu nie wyjdzie.
    Do dnia dzisiejszego zastanawiam się co nim kierowało wybierając jazdę okazją o takiej porze roku na tej trasie.
    Niesamowite.

  3. #3
    Bieszczadnik Awatar Henek
    Na forum od
    01.2004
    Rodem z
    Rzeszow
    Postów
    1,003

    Domyślnie

    jedziemy dalej ...

    Historyjka zdażyła się jakieś dziesięć lat temu.
    Jesień głaskała ciepłymi promieniami, toteż wędrówka przez Połoninę Wetlińską rozciągała się w czasie. Szliśmy we dwóch z Przełęczy Orłowicza na Chatkę.
    Liczne odpoczynki i narkotyczne wchłaniannie roztaczających się widoków spowodowały że dzień się kończył już po zejściu do Berehów.
    Ale byliśmy umówieni z resztą w CARYŃSKIM na nocleg.
    Asfaltówa w stronę Nasicznego nawet po zmroku jest prosta. W okolicy harcerskiej stanicy skręcamy przez potok robiąc skrót.
    Jest ciemno. Oczywiście nie mamy żadnej latarki. Wdrapujemy się na wyczucie na wzgórze. Wyczucie i opatrzność doprowadziła nas do drogi biegnącej przez dolinę Caryńskiego. Takie wędrowanie nocą ma swoje klimaty. Jesień, cisza, noc a my idziemy sobie przez odludne miejsca gdzie dawniej żyła wieś.

    Nagle na wprost nas zamajaczyły sylwetki. Niedzwiedź? Przecież nie człowiek.
    Dziwne uczucie niepewności i strachu przeszło po plecach.
    Podchodzimy bliżej. Odzywamy się po polsku zadając idiotyczne pytanie :
    czy jesteś duchem ?
    Z krzaków wychodzi na drogę druga sylwetka i odzywa się pytaniem : co my tutaj robimy nocą ?
    Zaczyna się rozmowa. Zagajam więc te duchy czy nie odmówią poczęstunku ?
    "... a nie, pacierza i wódki to nigdy nie odmawiamy " pada odpowiedź

    Mija minuta za minutą a my rozmawiamy jak ze starymi znajomymi. Opowiadają że tutaj mieszkają już od wielu lat. Mieszkają w szopie (szałasie) żywiąc się tym co daje las i przyroda. Przebywają oczywiście nielegalnie , bez żadnych dokumentów, wspominają jak dawniej MO często im dokuczało, a teraz to wolność i demokracja - można robić co się chce.
    Flaszka się skończyła a my ciągle rozmawialiśmy stojąć na środku drogi biegnącej przez dawną wieś. Caryńskie.

    To spotkanie po latach wraca pytaniami.:
    - czy naprawdę się zdażyło?
    - Co to byli za ludzie ?
    - Ile było prawdy w tym co mówili o życiu na wolności ?

    Niesamowite spotkanie. Niesamowici ludzie.

  4. #4
    Bieszczadnik
    Forumowicz Roku 2008
    Awatar Derty
    Na forum od
    09.2002
    Rodem z
    z lasu
    Postów
    1,852

    Domyślnie

    Hej :)
    Niesamowite spotkania... Wiele takich przeżyłem lecz żadnego w Bieszczadach. Kiedyś, bardzo dawno temu, wybrałem się w podobną jesień, jak dziś, w smutne buczyny gorczańskie, na oblepione mgłą szlaki, na butwiejące dywany liści. Żeby pobyć samotnie i trochę ze sobą pogadać :) Tak sobie tam lazłem szlakiem, zupełnie wymarłym, z Krośnicy przez Lubań do Przełęczy Knurowskiej i gdzieś za szczytem Lubania zacząłem odczuwać niepokój, bo zdałem sobie sprawę, że nie wiem, w którą konkretnie ścieżynkę mam skręcić, żeby dotrzeć do jednego z ukrytych na północnych stokach szałasów. Po prostu bezlistne drzewa tworzyły scenerię zupełnie odmienną od tej, którą zapamiętałem z lata. Było już trochę mroczno i przerażała mnie perspektywa błądzenia po zamglonych chaszczach z oświetleniem opartym na baterii słynnej Centry i z mapą tak dokładną, jak tylko mogła być mapa z lat 80-tych :) Kilka razy stawałem, cofałem się, sprawdzałem miejsca, które wydawały mi się początkiem poszukiwanej drogi. W którymś momencie zdecydowałem się, że skręcę w wąską ścieżynkę ledwie widoczną wśród zaschniętego zielska i wtedy zza grubaśnego buka wychynął dziadeczek. Ot, zwykły miejscowy dziadeczek, który szukał późnojesiennych grzybów. W ręku miał sękaty kij, na ramieniu staromodny, brezentowy plecaczek. Pierwszy się skłonił i rzucił 'dzieńdoberka'. Ucieszyłem się na jego widok, bo tacy faceci są często nieocenionym źródłem danych przy poszukiwaniach zagubionych dróg. A on, bez pytania, od razu zaczął mi wyjaśniać, jak mam na polanę trafić, gdzie mam skręcić, ile się cofnąć (oczywiście minąłem zasypaną liśćmi ścieżkę). Byłem tak zdumiony, że po prostu stałem i słuchałem jego rad milcząc. Wreszcie wykrztusiłem z siebie tylko jedno pytanie - jak odkrył, czego szukam w tym miejscu? Dziadeczek tylko się uśmiechnął i rzucił krótko, że takie sprawy rozważa się w cieple i o pełnym żołądku. Z ciekawości i zwykłej wdzięczności zarazem zaprosiłem go na kolacyjkę. Poprowadził mnie pewnie swoimi przechodami ku owej chatce, gdzie rozłożyliśmy ogień, najedliśmy się, a nawet nieco uszczknęliśmy rozgrzewacza, który miałem ze sobą (opchnął sporą część moich zapasów żarciowych, ale to i tak była niska cena za uratowanie mi tyłka od nocnych marszobiegów). Wreszcie przyszedł czas na odpowiedź na moje pytanie. Wiecie, co mi powiedział? :D Że w tym miejscu często ktoś się kręci w poszukiwaniu zejścia do tej chatki i widać to na pierwszy rzut oka. Pośmiał się chwilę, pogadał coś o pogodzie na następny dzień i szybko się pożegnał, wyjął lampkę naftową, zapalił (tak!) i zniknął w mroku. Dopiero po jakimś czasie zdałem sobie sprawę, że może przede mną było tu wielu innych, którzy musieli nakarmić tego dziadeczka za wskazanie drogi do zaginionej chatki -czyli ciekawa specjalizacja :P A może to był dziadeczek, który trafił się tylko mnie, odgadł jakie mam problemy i sobie ze mnie zażartował? Tak czy inaczej, spałem tej nocy sucho i ciepło :) Czego życzę zawsze i wszędzie każdemu Bieszczadołazowi :D
    Rano robimy nic. Lubimy to robić (Z Bertranda, 2011)

    właśnie, wziąłby człowiek amunicję
    eksportową śliwowicję
    drzwi opatrzyłby w inskrypcję:
    "przedsięwzięto ekspedycję" (MamciaDwaChmiele,2012)

  5. #5
    Kronikarz Roku 2011 Awatar buba
    Na forum od
    02.2006
    Rodem z
    Oława
    Postów
    3,646

    Domyślnie

    kiedys mialam tego typu dziwna przygode na pogorzu przemyskim. Wyjezdzajac samochodem z tyrawy woloskiej zauwazylismy ze na poboczu stoi jakas kobieta machajac rekami probuje zlapac stopa. Zatrzymalismy sie a ona poprosila o podwiezienie do nastepnej miejscowosci. Byla bardzo wdzieczna ze ja zabralismy, bo ponoc sie spieszyla i bala chodzic sama wieczorem . Jechalismy przez las,zmierzchalo, nagle babka zaczela sie domagac zatrzymania samochodu, tak nagle... wysiadla, znikla miedzy drzewami...
    "ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną - cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam.. "

    na wiecznych wagarach od życia...

  6. #6
    Kronikarz Roku 2011 Awatar buba
    Na forum od
    02.2006
    Rodem z
    Oława
    Postów
    3,646

    Domyślnie

    nie wiem czy znacie historie gorczanskiej chatki na hali dlugiej zwanej metysowka? pokrotce: przez laty mieszkal tam gosciu o przezwisku metys , ktory ta chatke prowadzil. Slyszalo sie o roznych upodobaniach metysa i jego znajomych, sympatii do grzybkow halucynogenkow i innych srodkow zmieniajacych lekko spojrzenie na swiat nie wiem czy ktoregos dnia metys zebral niewlasciwe grzybki, czy roztwor mial za duze stezenie czy przyczyna byla calkiem a to calkiem inna ale fakt jest ze sie mu umarlo. Jakis czas jeszcze jego przyjaciele prowadzili chate ale potem gorczanski park tego zabronil- pewnie mila chata robila konkurencje dla oblesnego pobliskiego schroniska na turbaczu. Nocleg w chacie nie jest dozwolony.

    Historie ta uslyszalam w zeszly weekend majowy przy ognisku przy gorczanskim szalasie stawieniec:
    " Moj przyjaciel wybral sie z dziewczyna w gorce. jako ze bardzo chcieli uniknac spania na turbaczu a akurat pogoda sie zepsula postanowili spedzic noc w metysowce. Chata byla zamknieta ale do czesci "stajniowej" mozna wejsc. Rozlozyli sie karimatkami jak juz zmierzchalo.. powialo jakos chlodem i atmosfera byla dosc gesta, biorac pod uwage ze w takich miejscach i momentach, zwlaszcza przy malej grupie ludzi, czasem wspomni sie ze w tej chacie ktos umarl i czy przypadkiem taki metys nie straszy w nocy. Jakos nie byli z tego powodu w nastrojach imprezowych, chcieli jak najszybciej zasnac i obudzic przy promieniach slonca. Juz prawie zasypiali gdy drzwi stajni skrzypnely i jakas postac wslizgnela do srodka. Mysleli ze to straznik parkowy wlasnie idzie wlepic im mandat. Ale w postaci rozpoznali metysa...widzial go na zdjeciach wiele razy wiec nie mial watpliwosci...
    - rany boskie! metys? ale ty przeciez nie zyjesz?????
    -to pomowienia.. jak widzicie zyje, tylko nie moge tu przebywac i musze sie ukrywac. Nie pozwole zeby moi goscie spali w stajni! chodzcie do chaty!
    Zdziwieni, przestraszeni, calkiem oszolomieni opuscili spiwory i poszli za metysem do chaty. Wewnatrz bylo jeszcze kilku ludzi, zaczely sie spiewy, opowiesci i raczenia sie wzajemne trunkami wszelakimi. Glupio im bylo tak tylko na sepa spedzac impreze, wiec kumpel poszedl do plecaka pozostawionego w stajni po butelke "smirnoff berry" ktora zabral na taka okazje. Jak to zdarza sie w takim momentach rzecywistosc troche sie zamazywala, rozplywala, coraz gesciej osiadala mgla.....

    obudzil sie rano.. w stajni metysowki gdzie rozlozyli wieczorem spiworki...sloneczko zagladalo przez pol-otwarte drzwi. Lezal i wspominal swoj dziwny sen o dawnym rezydencie chatkowym.. jakis czas pozniej obudzila sie jego dzieczyna:
    - maciek, sluchaj ale mialam sen! snilo mi sie ze w nocy przyszedl tu do nas metys!!!
    oblaly go zimne poty i stadko mrowek przebieglo po plecach..:
    - jak to? metys snil sie mnie...
    Po krotkiej rozmowie doszli do wniosku ze snilo im sie to samo...idealnie to samo..
    dystans od spiwora do okna metysowki okazal sie bardzo krotki...ciemno tam, okno nie za czyste..ale dokladnie widac stol.... i stojaca na nim pusta butelke po smirnoffie berry.....
    "ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną - cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam.. "

    na wiecznych wagarach od życia...

  7. #7
    Bieszczadnik Awatar Barnaba
    Na forum od
    01.2005
    Rodem z
    Festung Posen
    Postów
    1,628

    Domyślnie

    Przy pomocy mapy odświerzyłem pamięć, no i może wątek.....
    Pewnego lata, pożyczyliśmy z Bertrandem rowery z Mucznego od pani ze sklepu (nie rózbcie tego!!!) no i udaliśmy się przed siebie, na pierwszej krzyżówce nie skręciliśmy w lewo- w strone Tarnawy, tylko prosto (w prawo) w kierunku Bukowca. Już tak ładnie się rozpędziłem rowerem..... patrzę a tu moja sąsiadka (dalsza trochę adresem, ale zainteresowaniami bliska). Zdębiałem. Normalnie na drugim końcu kraju, na takim zadupiu że bym się już nikogo tam nie spodziewał.... sąsiadka.
    Dodam, że nie miałem z nią kontaktu, i w ogóle nie spodziewałem się jej w Bieszczadach...
    https://bieszczady.guide- Że przewodnik napisałem i że ludzi uszczęśliwiam. A co!

  8. #8
    Bieszczadnik
    Na forum od
    01.2006
    Rodem z
    Poznan
    Postów
    158

    Domyślnie

    21 maja 2006, w niedzielę, po poludniu, na odcinku Chatka Pińczuka - Przeł Orłowicza spotkałem NIKOGO. To dopiero CUD. :)

  9. #9
    Bieszczadnik
    Na forum od
    05.2006
    Rodem z
    Łorsoł
    Postów
    32

    Domyślnie

    Cytat Zamieszczone przez zillo
    spotkałem NIKOGO
    A no widzisz. Gdybyś tam był przed południem to byś nie doświadczył takiego cudu bo byłem tam ja.

  10. #10
    Bieszczadnik Awatar domina
    Na forum od
    11.2005
    Rodem z
    Opole
    Postów
    188

    Domyślnie

    A we wtorek byłam tam ja i musiałam pozdrawiać trzy mijające mnie wycieczki szkolne :), ale w Puchatku spałam sama, a rano nie dane mi było pozdrowić wschodzące słońce...przez cały tydzień lało i było mlecznie i na szlakach nie spotykałam nikogo prócz zwierząt i smolarzy. Za to w Kolibie zastałam trzech sympatycznych chłopaków :).
    Jak było na Bukowym? :) Na Otrycie lało, ale i tak było wspaniale.
    pozdrawiam
    "Wariat to członek jednoosobowej mniejszości"

Informacje o wątku

Użytkownicy przeglądający ten wątek

Aktualnie 1 użytkownik(ów) przegląda ten wątek. (0 zarejestrowany(ch) oraz 1 gości)

Podobne wątki

  1. Niecodzienne miejsca noclegowe
    Przez Misieg w dziale Dyskusje o Bieszczadach
    Odpowiedzi: 0
    Ostatni post / autor: 24-01-2009, 11:19
  2. Sylwester na szlaku
    Przez Xavier w dziale Wypoczynek aktywny w Bieszczadach
    Odpowiedzi: 99
    Ostatni post / autor: 08-01-2009, 12:47
  3. Motory na szlaku
    Przez buba w dziale Bieszczady praktycznie
    Odpowiedzi: 257
    Ostatni post / autor: 26-07-2007, 10:30
  4. Pies na szlaku?
    Przez Ralphi w dziale Bieszczady praktycznie
    Odpowiedzi: 3
    Ostatni post / autor: 10-07-2004, 18:16
  5. Senior na szlaku
    Przez neoslav w dziale Bieszczady praktycznie
    Odpowiedzi: 7
    Ostatni post / autor: 24-04-2003, 23:00

Zakładki

Zakładki

Uprawnienia umieszczania postów

  • Nie możesz zakładać nowych tematów
  • Nie możesz pisać wiadomości
  • Nie możesz dodawać załączników
  • Nie możesz edytować swoich postów
  •