Witam! Garść refleksji z zachowania tzw. turystów. Nocowałem we wrześniu w gospodarstwie w Wołkowyji u bardzo miłych ludzi. Było wspaniale do czasu przyjazdu "gości" z Warszawy. Dwie pary w wieku około 40-50 lat + jeden koleś. Przyjechali czarnym BMW. Bez przerwy nawaleni jak stodoła, prowadzili inteligentne dyskusje na poziomie skretyniałego orangutana, wszędzie jarali fajki i rzucali pety, odlewali się z balkonu, wracając z Kuźni wybili w domu szybę. W nocy jedna z dam spadła z łóżka i rozbiwszy sobie łeb o kaloryfer latała wrzeszcząc jak opętana i zalewając wszystko dookoła krwią zmieszaną z alkoholem. Na usprawiedliwienie muszę dodać że w Bieszczadach jestem przynajmniej 2 razy w roku od 20 lat i takie dresiarstwo zdarzyło mi się po raz pierwszy.
Zakładki