Po cudnym wieczorze, gdzie ukołysała mnie gitara, jeszcze piękniejszy poranek…bo w Bieszczadach.Nocka spokojna, bardzo ciepła ino troszku ciasno było i żubrowy łokieć wbijał mi się w plecy.
Wstawać nie wstawać-oto jest pytanie?? Hmm…jako dyżurny śpioch jeszcze troszku poleżę.
Astra poszła w moje ślady. Po „pewnej” chwili znów otwieram oczy, fajnie budzić się dwa razy jednego poranka.
Pierwsza myśl jaka mnie „naszła” tego pięknego dnia to taka, że czas iść. Cudne to miejsce ale ja przyjechałam odpocząć, a tu za głośno się zrobiło. Zdecydowanie za głośno. Jak zwykle ciężko było nam ruszyć…tam zawsze tak jest…jeszcze rozmowy z nowopoznanymi, jeszcze kawka, potem druga…nic to…”ruszmy się Astra!” Zdjęcia na pożegnanie i poszłyśmy. Jakkolwiek to zabrzmi to z wielką ulgą…bo chcemy trochę pobyć w ciszy i spokoju, pójść tam gdzie nas jeszcze nie było… :D
- Hmm…Astra, to dziś jest ten wieczór z Czarnohorą pod Rawkami? Jedziemy?
Spojrzały po sobie, po czym jednocześnie:
- Eeeee…nieee!!!
No i wszystko jasne.![]()
No to idziemy. Na razie drogą, długo drogą…..
Zakładki