Kolejny dzień wstaje słoneczny, aż się wierzyć nie chce, że to listopad. Wyruszamy z żoną na spacer. Aby wyjść z Krywego zawsze czeka nas Ryli. Pniemy się pod górkę i potem dalej pod górkę. W końcu jesteśmy w górach i nikt nie obiecywał, że zawsze będzie z górki.
Po drodze liczne ślady, że przyroda całkiem się pogubiła. Kwitnące stokrotki, wyżej dzwonek rozpierzchły i oset czarcie żebro - wyjątkowo piękny i dorodny. Ze Stołów widok na zamglony Smerek. Chmury wiszą nad Połoniną, jak za niewidzialnym płotem. Wróżą zmianę pogody, śnieg lub przynajmniej deszcz. Zdjęcie nie wychodzi, więc nie będzie dokumentacji. Schodzimy ze ścieżki i trafiamy na malownicze skałki. Tyle razy tu byłem, a ich nie widziałem. Może fakt, że tak późną jesienią nie ma liści i dalej widać, pozwolił mi znaleźć to miejsce. W drodze powrotnej obserwuję stado kruków krążących nad Hulskim. W pewnym momencie dwa kruki odłączyły się od stada i zaczęły krążyć nad nami. Joanna zapytała, czy nie zgubiłem drogi i na pewno wyjdziemy z tego lasu? Para kruków krążyłą nad nami dobre pięć minut. Przy czy jeden z nich stale się odzywał swim głębokim krru. Po upływie tych kilku minut drugi z kruków odezwał się chrapliwym khra i na ten sygnał oba wróciły nad Hulskie. Wychodzimy na małą polankę z amboną. Na polance niewielkie dołki, w każdym jeden lub dwa kamienie. Z ciekawością zaglądam pod kamień i co widzę? Lekko przysypana ziemią kukurydza. Ot garść ledwie. Znaczy dzik ma przyjść, zacznie buchtować, poruszy kamienie, to nawet śpiącego myśliwego obudzi. Strzał z odległości 20 m i dziczyzna na obiad, a łeb na ścianę. Nawet się nie naje przed śmiercią, bo tej kukurydzy tylko na zapach sypnęli. Przy zejściu panorama Krywego. Pół doliny już w cieniu, pół jeszcze w świetle zachodzącego słońca. Wracamy starą drogą łemkowską (gminną), mijamy sad i wychodzimy na rozlewisko bobrów. Robię kilka fotek. Tama jest imponująca. I wtym momencie krzyczy Tosia spod obory: żubry, tam na górnej łące!
Rozglądam się po łąkach, spod młaki wszystkie są górne. Z lekką taką niepewnością drapię się na wprost do cerkwi. Nie wiem gdzie są te żubry, czy mam uciekać? Tosia zniknęła w oborze, więc sapiąc staję pod cerkwią, lornetka w garść i przepatruję okolicę. Żubrów ani śladów. Uspokojony obchodzę młakę i wracamy do domu. W progu spotyka nacs Tosia i pyta- widzieliście?, Nie, a gdzie one były? A tam - i pokazuje na górną łąkę. I rzeczywiście - czarna plama przesuwa się w kierunku ambony! Lornetka i widać dokładnie - żubra jak się patrzy. Nie spodziewaliśmy się takiego zakończenia dnia.
Długi
Zakładki