Sfory psów polują w bieszczadzkich lasach na dziką zwierzynę
Krzysztof Potaczała
Sfora psów goniła rogacza. Zapędziła go do potoku na obrzeżach Stańkowej, gdzie padł z wyczerpania. - To nie pierwszy taki przypadek - mówi myśliwy Andrzej Wronowski. - W okolicy coraz więcej psów poluje na dziką zwierzynę.
Andrzej Wronowski natrafił na martwego samca sarny po telefonie mieszkańca Stefkowej, który słyszał ujadające w lesie psy.
- Szkoda tak pięknego kozła, miał ponad pięć lat - żałuje myśliwy. I zastanawia się, ile podobnych sztuk pada każdego roku z powodu ataków wałęsających się psów.
Problem nie jest nowy, ale w niektórych rejonach przybiera na sile. Koło Łowieckie "Ryś” w Ustrzykach Dolnych podjęło uchwałę, wedle której wystosuje do sołtysów pisma w tej sprawie.
- Chcemy, by zwołali zebrania z mieszkańcami i poinformowali ich, że wypuszczanie psów z zagród, by mogły sobie swobodnie biegać po lesie, jest niedopuszczalne - mówi Stanisław Kaczmaryk, prezes KŁ "Ryś”.
Kaczmaryk nie wskazuje palcem konkretnych gospodarzy, bo takiej wiedzy nie ma. Ale poprzez publiczną informację próbuje uniknąć mogącego nasilić się konfliktu między właścicielami psów a myśliwymi. Bo nie jest prawdą, że po lasach biegają tylko bezpańskie psy.
- Ich jest zdecydowanie mniej od tych gospodarskich - twierdzą myśliwi.
Andrzej Wronowski opowiada, że nie ma dnia, by na zalesionym szczycie dzielącym Paszową i Stańkową nie było słychać ujadania psów. I zawsze wtedy należy się spodziewać, że dopadną sarnę czy młodego jelenia. Jeśli danej sztuki nie zagryzą, to zagonią ją na śmierć.
- W Ustawie Prawo Łowieckie z 1995 r. jest zapis mówiący o obowiązku zwalczania przez myśliwych kłusownictwa i szkodnictwa łowieckiego, ale nie ma zapisu, jakie zwierzęta są szkodnikami - tłumaczy prezes Kaczmaryk. - W ustawie z 1971 r. były nimi psy i koty.
Ustęp 4 art. 44 obowiązującej ustawy mówi, że listę takich zwierząt i sposoby ograniczania ich populacji ustali osobnym rozporządzeniem minister środowiska po zasięgnięciu opinii Państwowej Rady Ochrony Przyrody oraz Polskiego Związku Łowieckiego. Lecz dotąd takich ustaleń nie ma, więc myśliwi nie mogą strzelać nawet do najbardziej agresywnych psów biegających w łowiskach.
W kilku regionach Polski zdarzyło się, że jednak komuś puściły nerwy. Skutek? Napiętnowanie w mediach.
- Właściciele psów podawali myśliwych do sądu i tłumaczyli się tym, że ich pupil akurat się zgubił lub zerwał ze smyczy - mówi Kaczmaryk. - Czasem może tak być, ale w większości przypadków są to psy, które z winy ludzi nauczyły się zdobywać pożywienie w lesie.
Zakładki