Dzień kolejny.
Postanawiam pojechać do Rajskiego. Dziwne, ale nigdy tam wcześniej nie byłem. Czas nadrobić zaległości.
I tu uwago dotycząca innego wątku na forum. Zawsze jest coś jeszcze do zobaczenia w Bieszczadzie. Nie potrzeba do tego nowych szlaków.
Cały czas mam na myśli resztki starego Rajskiego, a nie to nowe Rajskie przy drodze do mostu na Sanie. Jedziemy od Sawkowczyku i skręcamy w prawo. Droga wąska i śliska. W końcu zostawiamy karawan i idziemy pieszo. Dopadają nas dwa psy. Ujadają strasznie i zachowują się groźnie. Ale nic to. Zostały zignorowane i nie wlekły się za nami.
Ponieważ nigdy tam nie byłem nie znam drogi. Cel mam jeden. Chcę odnaleźć kapliczkę, a raczej to, co z niej zostało. Rozmawiając z Renatką na różne tematy /najczęstszym jest Barnaba/ droga szybko ubywa. Ubywa, ale czy w dobrym kierunku?. Mapencja została w Karawanie. Nie chce mi się po nią wracać. Ach te psy!!.
W końcu dochodzimy do cmentarza. Miejsce, które warto będzie jeszcze odwiedzić w przyszłości. Na wzgórzu, nad wodą. Szczęście tego cmentarza, że nie został zalany. Na lodzie stoi dwóch gości z patykami nad małymi otworami w lodzie. Ciekawe co oni tam robią? Polują na ryby.
Pytam ich o ruiny kapliczki. Jeden nic nie wie na ich temat, a drugi bez słowa pokazuje patykiem na druga stronę wody/lodu. Nie odważamy się z Renatką wchodzić na lód. Wędrowanie po wodzie to domena Jabola.
Wracamy po swoich śladach. Później mimo tego, że wiedziałem, że trzeba skręcić w prawo, polazłem prosto pod górę. Po co tam polazłem? Wiadomo, żeby zobaczyć jaki widok z góry i co jest za górą. Chyba też Wam się to zdarza?
Wróciłem na dół. Po drodze znowu zboczyłem ze ścieżki, żeby zobaczyć jakieś fundamenty domostw ukryte w krzaczorach. Fundamenty nowe ale porzucone. Wygląda tak, jakby ktoś chciał się pobudować na dziko, ale nie było dane mu skończyć dzieła.
Robi się nam zimno i zaczyna coś z nieba spadać. Mokre jakieś. Deszcz albo inna mżawka. W końcu dochodzimy do kapliczki. Jest cudowna, ale natychmiast nasuwają się pytania: Jak długo jeszcze będzie stała. Kiedy się zawali? Czy można temu zapobiec? W tym momencie są to pytania retoryczne. Pstrykam zdjęcia i wracamy.
Cholerne psy się chyba zdążyły rozmnożyć. Były dwa, są trzy. Ten trzeci skubany jest najbardziej agresywny. Wydaje mi się, że kijki trekkingowe, które mieliśmy w ręku budziły ich respekt /a może one właśnie były przyczyną ich agresji?/. Cali i zdrowi dopadliśmy do karawanu. Postanowiliśmy zjeść w Bukowcu. Jedyny bar jaki tam był, był otwarty, serwował smaczne jedzonko i był niedrogi. To tyle pamiętam z tego dnia….
Zakładki