Rano obudził mnie nie przyjemny chłód który musial sie zagnieździć w moim śpiworze i za cholere nie chcial z tamtąd wyjść. Albo on albo ja - pomyślałem i wygramolilem sie z "wyrka".
Pozniej rozpaliliśmy ogień w kominku ugotowaliśmy chińska strawe i zaczeliśmy sie pakowac. Poszlo całkiem sprawnie wiec jeszcze szybko posprzataliśmy w chacie i wyszliśmy na droge do Baligrodu...
Nudna strasznie była ta droga więc zeby przyspieszyć nasz marsz postanowiliśmy lapać stopa. Trasa ta nie jest zbyt uczeszczana ale chyba dopisywało nam szczescie bo o to za nami pojawił sie jakis wehikuł. Pomachalismy w jego strone i facet sie zatrzymal. Bizon podszedł do samochodu i grzecznie zapytał - Czy podrzuci nas pan do Baligrodu? Ale ja jade tylko do Zelmera - odpowiedzial facet. Bizon chwilke pomyslał i rzekł - No to trudno dowidzenia...
Patrzyłem na to z niedowierzaniem poczym chwyciłem sie za glowe. Bizon spojrzał na mój wzrok i zrozumiał swój błąd ale nie powiedział słowa... No powiedz to - powiedziałem. Ok, zpaprałem sprawe - powiedzial. Ruszylismy dalej, zatrzymujac sie jeszcze tylko w baligrodzie w sklepie w celu uzupelnienia zapasów jedzenia i zacnego tytoniu marki Red & White (wykrztusne).
Dalsza trasa miala prowadzić z Baligrodu przez Stężnicę Tyskową az do bazy w łopience. Trasa nie była trudna ale nam dala się we znaki. Pierwszy fragment drogi był odsniezony więc najgorzej nie było ale pozniej zaczelo być cięzko. Zastała nas noc ale my sie uparliśmy ze dojdziemy do tej bazy.
Zeszliśmy do cerkwi w Łopience która tak na marginesie wyskoczyła nam nieoczekiwanie pod nogi. A pozniej idac za radą spotkanego Tubylca zaczeliśmy sie wspinać stokówka do bazy. Zmęczenie dawalo nam sie juz powaznie we znaki, bądz co bądz nasza trasa nie byla krótka a my ludzie z połnocy nie przyzwyczajeni bylismy do takich opadów śniegu. Uśiedliśmy na skraju stokówki, Bizon wyciągał termos s herbata a ja postanowiłem póki jeszcze bylo mi w miare cieplo przejsc sie do przodu i poszukac tej bazy bo powoli konczyły nam sie pomysły gdzie to jest. Piełem sie spokojnie do góry gdy w krzakach zobaczyłem drewnianą budowlę... okazalo sie ze to latryny. Pomyślałem że skoro są kible to musi być gdzieś jakieś pole namiotowe. Ochoczo rzuciłem sie na polanke obok wychodków i... zanurkowałem po pas w snieg... ostatkami sił penetrował w nocy ta polankę ale brodzenie po pas w sniegu bylo dla mnie zbyt męczące więc sie wycofałem. Powiadomiłem Bizona przez radio że wracam i zawróciłem w jego stronę.
Gdy doszedłem do Bizona ustalilismy ze trzeba rozbijać namiot i nie ma co szukać tego po nocy. Tak tez uczyniliśmy... Troszke nam wolno szło bo pierwszy raz widzialem taki system rozbijania namiotu (bardzo dobry swoja droga, mimo ze namiot firmy tfu "campus").
Szybki posiłek i jeszcze szybsze zasypianie ZzZzZzzzzzz....
Tak minął dzień drugi



Odpowiedz z cytatem
Zakładki