NIe zauwazylem zadnego watku, gdzie moznaby sie podzielic swoimi (starymi badz tez i nie) wspomnieniami z pobytu/ow na Otrycie. Osobiscie trafilem tam niejako z przypadku lapiac sie niemal na "last minute" :P w 1991 roku na Oboz filozoficzny wlasnie organizowany w Chacie Socjologa. Jechalismy wszyscy w nieznane w sile 8 chlopa plus jedna woman :) Pierwsze podejscie na Otryt odbylo sie w starsznej ulewie a w duszy sobie pomrukiwalem ze zadna sila mnie z tej gory w dol nie sciagnie az do dnia wyjazdu. Trwalem w tym postanowieniu jakies pol dnia (do pierwszego browarka) Zeszlismy sobie wowczas na dol nad San i w tamtejszej knajpce minely wszystkie traumatyczne wspomnienia zwiazane z tak niefortunnym dziewiczmy podejsciem. Otryt otworzyl sie bynajmniej dla mnie wowczas tak naprawde. Dwa tygodnie obozu (choc to raczej byla wolna amerykanka :P) minely bardzo szybko. W calej ekipie obozowej udalo sie zebrac calkiem sympatyczna grupke, z ktora wertowalismy okolice Otrytu wspolnie. W tej grupie zagoscily przesympatyczne dziewczyny z Wloclawka a takze olsztynianie (choc nie wszyscy) Dlugo by opowiadac o tych wieczorach w Chacie. Jakos po powrocie cos siedzialo we mnie i dwoch moich freundach, ze nawiazalismy z poczatku niesmialo kontakt z Wloclawkiem co sie przyczynilo do ponownego wypadu w roku 1992 tym razem juz w grupie wybranych. Oczywiscie czas spedzony byl jakby mniej rozrywkowo, aczkolwiek bardziej duchowo wowczas odkrywalem Bieszczady poprzez Otryt i nie tylko. W polowie pobytu dojechali dwaj wspomniani przyjaciele no i skonczylo sie chodzenie po gorach a zaczelo sie chodzenie do Czarnej via Lutowiska po browar
. Rok 1993 takze przyniosl mi w prezencie okazje przebywania w ChS niemal w tym samym towarzystwie. Czas szybko zlecial na wyprawie nieoszlakowanej w tzw "worku bieszczadzkim" i nie sadzilem, ze to bedzie az do 2005 roku moj ostatni pobyt w Bieszczadach :( Rok pozniej zaplanowany wyjazd skonczyl sie niemal pod domem powaznym wypadkiem samochodowym moich znajomych do ktorych mialem dojechac kilka dni pozniej. Wypadek mial miejsce niemal na godzinke przed odjazdem pociagu a w auto wsiedli aby podjechac zalatwic cosik na szybkiego przed ruszeniem w podroz. Szczescie w tym nieszczesciu, ze wszyscy wyszli z tego calo nie liczac pozniejszych rekonwalescencji a skonczylo sie "tylko" na kasacji materialnej. Wiele by sie chcialo opisac bo i w duszy gra, ale poki co tylko tyle sie zebralo - moze ktos to przeczyta ....
Zakładki