Jakiej znów "akcji tępicielskiej"? Z tego co wiem, w Rumunii było wprost odwrotnie - za czasów Ceauşescu prowadzono hodowlę łowiecką niedźwiedzia, namnażając populację do największej liczebności w Europie (poza Skandynawią i Rosją rzecz jasna). Odstrzał był ściśle kontrolowany i reglamentowany. Kłusownictwo istniało zawsze, ale nigdy nie zagroziło przetrwaniu tego gatunku w Karpatach. "Akcje tępicielskie" prowadzono - owszem - ale w Alpach i np. Sudetach, aż do całkowitej eksterminacji lokalnych populacji niedźwiedzia.
Forum jest bieszczadzkie z zasady, trzymajmy się więc przynajmniej Karpat (i zdrowego rozsądku). Co do natury niedźwiedzia niczego nie "udowadniam". Zwierzę jest poza dobrem i złem, bo to kategorie moralne/etyczne właściwe tylko ludziom, aniołom i bogom.
Może dla Ciebie. Nie dla Hucułów i Bojków, którzy od wieków stykali się z tym zwierzem oko w oko na połoninach i w puszczy karpackiej, tocząc ciężką walkę o byt. I wciąż jeszcze ludzie gór tę walkę toczą w Karpatach Wschodnich i Południowych. W Zachodnich już "odklejono" się od tej rzeczywistości na tyle, że faktycznie pozostała ludziom tylko lektura. "Stepowe" niedźwiedzie są w cyrku, bo tam stepują(tańczą) ku uciesze gawiedzi. Ale nie o nich tu mowa, tylko o Królach Puszczy.
Baza pokarmowa niedźwiedzia w ekosystemach górskich jest podobnie zasobna albo nawet sezonowo bogatsza niż na nizinach. Sam pisałeś tu poprzednio o dożywianiu się tatrzańskich misiów ścierwem kozic zabitych przez lawiny. Na niżu niedźwiedzie nigdy nie miały na wiosnę takiej wyżerki z "lodówki". W Karpatach Wschodnich niedźwiedzie mają nadal dostatek "pożywienia naturalnego". Natomiast o wiele mniej okazji dożywiania się zwierzętami hodowlanymi wypasanymi na połoninach, bo ta forma gospodarki pasterskiej upada albo już upadła.
Trzymajmy się jednak Karpat. Skoro jednak sięgasz w inne góry, to podaj konkretne fakty i daty. Z tego co pamiętam ostatni niedźwiedź na Niżu Polskim został upolowany w Puszczy Białowieskiej w 1879 roku, a w Sudetach ok. 1810-20 r.
Podróżnik-literat Ossendowski nie jest tu żadnym miarodajnym autorytetem. Nie ma żadnych niedźwiedzich ścieżek. Niedźwiedź łazi jak chce, po różnych ścieżkach i drogach i poza nimi. Ma stałe sezonowe trasy i przesmyki, np. przez niskie przełęcze w Tatrach (jak np. Gładka), ale nie wydeptane przez siebie ścieżki. Owszem, jest na zboczach Krywania w Tatrach Niedźwiedzia Perć, ale to sztucznie wytrasowana ścieżka myśliwska tak zwana od oklepców zastawianych na niej na niedźwiedzie w XIX/XX w.
Oczywiście, że nie tylko "wyżyje" na diecie "jarskiej", ale nawet ma się całkiem dobrze. W Tatrach późnym latem i wczesna jesienią - jak mawiali Podhalanie - niedźwiedź "pasie się na jaferach", czyli najada borówczyskami na zimę. Pod Krywaniem żerowały gromadnie nawet na limbowych "orzeszkach" (w okresach wysypu nasion tej sosny). Młodsze osobniki zwali Podhalanie "mrówecniokami", bo ich ulubionym pokarmem były mrówki i ich larwy. W Karpatach wschodnich baza pokarmowa niedźwiedzia jest podobna, a nawet bogatsza w buczynie karpackiej. Badano to porównawczo. Natomiast przypadki dożywiania się na zwierzętach gospodarskich wypasanych na halach i połoninach nigdy nie były powszechne, ale zawsze "osobnicze". Oczywiście młody niedźwiedź, nawet nie wiem jak głodny, nie byłby tak głupi, by atakować duże i groźne zwierzę, jak np. woła. "Miasun" to zawsze duży i silny osobnik.
No to chyba masz informacje wprost z Kremla. Nad górnym Sanem, jak powszechnie wiadomo, stoi nadal płot sistemy. Jeśli więc żubry z polskiej strony zapuszczają się za rzekę, to migrują tylko do zony przygranicznej zamkniętej dla zwykłych ludzi. Jeśli są strzelane z kałachów, to co najwyżej okazjonalnie przez przygodnych kłusowników ze "służb". Ale bardzo w to wątpię. Raczej wpuszcza się do zony prominentów na specjalne polowania z bronią myśliwską (sztucery, noktowizja).
Faktycznie to o wiele mniej prawdopodobne, niż atak niedźwiedzia-batmana. Pewnie czatował na nie na drzewie. Rzucił się z góry i walną po karkach obiema łapami i powalił za jednym zamachem.
Oględzin przez kogo? Weterynarzy? Faktycznie eksperci od dzikiej zwierzyny, przy których Dersu Uzała się chowa. Kręgosłup strzaskał niedźwiedź, ale nie wiadomo, czy podczas hipotetycznego ataku. Mógł go zgruchotać później szczękami, próbując wlec bądź rozrywać tuszę. Upolowaną/znalezioną padłą zwierzynę niedźwiedź nadjada, rozrywa i zawleka w ukrycie i przykrywa ziemią, mchem, liśćmi, gałęziami.
O ile ma się do czynienia ze świeżą padliną, w krótkim czasie po ataku. Krew broczy krótko po śmierci, a deszcze ją spłukują. Ślady po pazurach na tuszy mogą być tylko efektem prób rozerwania ścierwa i jego wleczenia.
Dajże spokój. To jest legenda wiejsko-leśna. Nikt dotąd nie zaobserwował takiej taktyki łowieckiej niedźwiedzia. Nawet na bizonach w Ameryce. Naganiać to mogą wilki jelenia na lód np. Działając zespołowo. Niedźwiedź może biegać szybko, ale krótko. Gdyby miał czatować przy jarze na pojawienie się żubra - i to raz za razem - to by wkrótce padł z głodu. Tak na chłopską logikę.
Mam inną teorię. Sfiksowani covidianie wypuszczeni z zamknięcia tak desperacko szukali kontaktów z żywymi istotami nie zagrażającymi im zarażeniem, że na widok niedźwiedzia rzucali się mu w objęcia i robili "misia". Z wiadomym efektem.
Zakładki