A tak było przyjemnie i bezpiecznie !
A tak było przyjemnie i bezpiecznie !
Zapach zwłok ściąga zwykle różne stwory. Z relacji Goferów, to najpierw skoczył na nich, potem jak w "czydziestu chopa" poszli po niego, to przerzucił przez siebie quada i zaczął go rozbierać, może pasjonat motoryzacji albo uczy się żonglować. Szukają więc pacjenta, ale jak to miś, pewnie nie tupta w miejscu w oczekiwaniu na kulkę.
Ostatnio edytowane przez trzykropkiinicwiecej ; 23-10-2014 o 17:52
"Nikt mi nie wmówi że miś się na quada rzucił"
-oj rzucił i przerzucił! Przerzucił przecież quada przez głowę!
"Wędrujemy zarośniętą dzikim zielskiem drogą..." W.P.
Misiu powinien wziąć papugę i pozwać pismaków o zniesławienie. Za nazwanie "mordercą, bestią".
Leśników - tych na górze, oczywiście - za czynna napaść, groźbę pozbawienia życia.
Cieszę się, że nie tylko ja nie bardzo wierzę w atak niedźwiedzia na quada (vide post Browara). Poza przypadkiem 1 na milion (niedźwiedź ze wścieklizną, schizofrenią paranoidalną itp.) niedźwiedź ucieknie przed dwoma Panami na quadzie.
Z drugiej strony ciężko też wyobrazić sobie, żeby można było quadem potrącić misia. Chociaż jeżeli ktoś by jechał 40-50 km/h polną drogą z gęstą roślinnością po bokach, to taki niedźwiedź spłoszony rykiem silnika mógłby chcieć przebiec drogę i zostać potrąconym.
Brakuje mi w tej całej historii rzetelnej relacji Panów GOPR. Zawsze miałem (i mam) o tej organizacji wysokie mniemanie i myślę, że stać tych ludzi na powiedzenie od początku do końca jak było. Może jeszcze doczekamy się takiej relacji? Jeżeli potrącili niedźwiedzia, to przecież nie jest niczyja wina. Ot nieszczęśliwy wypadek.
Też mi brakuje relacji naocznych świadków, która powinna być oczywistą oczywistością. Pewnie wielu z nas z trudem powstrzymuje się przed napisaniem tego co od samego początku chodzi nam po głowie. GOPR jest potrzebną organizacją i forumowicze są raczej ostatnimi którzy chcieliby jej szkodzić ale:
...czy samemu GOPRowi nie zależy na swoim wizerunku?
EDIT (bartolomeo): Źródło: http://wyborcza.pl/1,75248,16855827,..._on.html#CukGW
Przez kilka dni żyliśmy w przeświadczeniu, że w Bieszczadach żyje niedźwiedź morderca. Przyrodnicy przekonywali, że jeśli nawet doszło do takiej sytuacji, to mógł być tylko przypadek. Mieli rację. Mężczyzna, o którego zaatakowanie został oskarżony niedźwiedź, został zamordowany.
W ubiegłą sobotę rano pan Stanisław, 60-letni mieszkaniec Olszanicy, wyszedł do lasu. Chciał nazbierać suszu na opał, wziął ze sobą siekierę do przycinania gałęzi. Gdy nie wrócił do wieczora, rodzina powiadomiła policję. Policjanci rozpoczęli poszukiwania od sprawdzania najbliższej okolicy - przepytali sąsiadów, zajrzeli do czynnych jeszcze sklepów i knajp. Rano poszukiwania rozszerzono na otaczające Olszanicę lasy. Zaginionego rencisty szukali nie tylko policjanci i sąsiedzi, ale także strażacy i goprowcy. Hubert Marek z Bieszczadzkiej Grupy GOPR patrolował teren quadem. - Byliśmy w odległości około dwóch kilometrów od zabudowań. Wolniutko jechaliśmy wzdłuż potoku, a później wjechaliśmy do lasu. W pewnej chwili w potoku zobaczyliśmy jakieś zwierzę. Na pierwszy rzut oka wyglądało jak dzik - wspomina ratownik.
W poszukiwaniu rencisty trafili na niedźwiedzia. Nie chciał odejść
Zwierzę zareagowało, najpierw podniosło głowę, a później stanęło na tylnych łapach. W odległości około 10 metrów do ratowników znajdował się niedźwiedź. Gdy zaczął biec w ich kierunku, goprowcy uznali, że zawracanie quadem zajmie im zbyt dużo czasu i lepiej będzie, jeśli zaczną biec.
- Zostawiliśmy swoje plecaki i quada na chodzie, i pognaliśmy stamtąd na łąkę, którą szła tyraliera policjantów i strażaków - opowiada goprowiec. GPS pokazał później, że ratownicy biegli z prędkością około 20 km na godzinę.
Po pewnym czasie ratownicy wrócili po quada. - Poszliśmy w dziesięć osób. Hałasowaliśmy, krzyczeliśmy, waliliśmy kołkami po drzewach - relacjonuje goprowiec. Doszli na odległość około 15 metrów od czterokołowca i zobaczyli niedźwiedzia, który warował w odległości pół metra od quada. Było to dość zaskakujące, bo zwierzęcia nie odstraszył hałas wciąż pracującego silnika quada. Nie przestraszył go również widok ludzi. - Stanął na tylnych łapach, złapał quada zębami i podrzucił go do góry jak plastikową zabawkę - mówi Marek.
Niedźwiedź uciekł dopiero wtedy, gdy goprowcy podjechali dużym ciężarowym samochodem strażackim. Strażacy włączyli syreny, klakson i wszystkie światła. - Niedźwiedź nie miał wcale ochoty odejść, ale w końcu, powłócząc jedną nogą, oddalił się na odległość około 25 do 30 metrów - opowiada ratownik.
Niedźwiedź znika. Przyrodnicy apelują: Ostrożnie z oskarżeniami
Poszukiwania mieszkańca Olszanicy zostały wstrzymane. W poniedziałek zdecydowano, że najpierw trzeba sprawdzić, czy w okolicy nie ma niedźwiedzia. Ponieważ zwierzę było ranne, było niebezpieczne dla ludzi. W las wyruszyli myśliwi z psami rasy łajka. Niedźwiedzia nie znaleziono, ale niedaleko miejsca, w którym niedźwiedź zaatakował goprowców, znaleziono zwłoki poszukiwanego mężczyzny. Na jego ciele widać było liczne obrażenia. Padło podejrzenie, że niedźwiedź zaatakował i zabił człowieka albo znalazł zwłoki i potraktował je jako padlinę. Ponieważ zwierzę było ranne, padły sugestie, że może zranił je broniący się człowiek.
Przyrodnicy przestrzegali jednak przed wydawaniem pochopnych sądów. Paweł Średziński z WWF stwierdził: - Tragiczne zdarzenie z udziałem niedźwiedzia w Bieszczadach było nieszczęśliwym wypadkiem. Nie mamy niedźwiedzia ludojada, który podjął celowy atak. Ze wstępnej oceny ekspertów wynika, że zwierzę mogło odnieść wcześniej rany, co z kolei mogło skutkować wzmożoną agresją.
Filip Zięba z Tatrzańskiego Parku Narodowego, który jest w grupie naukowców z PAN realizujących program badań niedźwiedzi karpackich, po oględzinach miejsca zdarzenia powiedział:
- Bardzo trudno powiedzieć, czy niedźwiedź zaatakował tego człowieka. A jeśli to zrobił, trzeba przeanalizować, dlaczego to zrobił. Na pewno zachowanie niedźwiedzia nie było typowe. Może rzeczywiście był ranny? Nic nie wiemy o tym zwierzęciu, skąd przyszedł, gdzie znajduje się w tej chwili. Gdyby miał obrożę telemetryczną mielibyśmy pełną wiedzę o nim.
Zięba podejrzewał, że rana mogła być na tyle poważna, że niedźwiedź jest już mocno osłabiony i nie będzie w stanie uciekać. Może też zachowywać się agresywnie, szczególnie w przypadku zagrożenia lub zaskoczenia przez człowieka. Według niego optymalnym rozwiązaniem byłoby odłowienie zwierzęcia i dokładne jego zbadanie.
Dr Nuria Selva Fernandez z PAN (kieruje badaniami w projekcie Carphatian Brown Bear Projeckt):
- Zachowanie tego niedźwiedzia było nietypowe. Koledzy z Tatrzańskiego Parku Narodowego przypominają, że ostatni przypadek zabicia człowieka przez niedźwiedzia zdarzył się w Polsce w 1927 roku. Zdarzały się przypadki, że niedźwiedzie atakowały człowieka, ale były to przypadki, gdy zostały zaskoczone przez człowieka. One się broniły.
Dodała, że z wydawaniem ostatecznych ocen trzeba poczekać do sekcji zwłok.
Strach przed atakiem niedźwiedzia. Zgoda na odstrzał
We wtorek wojewoda powołała specjalny zespół poszukiwawczy działający równocześnie na terenie trzech powiatów: leskiego, bieszczadzkiego i przemyskiego. - Nie chcemy budzić paniki, ale musimy ostrzec mieszkańców, pracowników leśnych, turystów, że jest zagrożenie. Już pojawiły się tablice ostrzegawcze, będą kolejne. Poprosiliśmy o pomoc nauczycieli i księży, żeby informowali mieszkańców i apelowali o ostrożność. Pracownicy wykonujący roboty w lesie zostali przegrupowani w inne rejony - wyjaśniał Bogusław Famielec, dyrektor RDLP. - Nie ma paniki, ale żeby uniknąć zagrożenia, ostrzegamy mieszkańców. Na szczęście dzieci są dowożone gimbusami do szkół - mówi Robert Petka, sekretarz Urzędu Gminy w Olszanicy.
We wtorek przed południem myśliwi z trzema psami, leśnicy, weterynarze i naukowcy z PAN, którzy prowadzą badania nad niedźwiedziami, wyruszyli w las. Psy miały pójść śladem krwi pozostawionej przez niedźwiedzia. Gdyby udało im się go odnaleźć, o jego dalszych losach przesądziłoby to, jak się zachowuje. Generalny konserwator przyrody wydał zgodę na odstrzał, ale tylko wtedy, gdyby niedźwiedź zaatakował ludzi. W innej sytuacji próbowano by uśpić zwierzę.
Tropy dwóch innych niedźwiedzi i fotopułapki
Lasy, leśny dukty i przecinki patrolowały 24 osoby. Udało im się sprawdzić obszar o powierzchni blisko 1200 hektarów, ale gdy przed zmierzchem poszukiwania przerwano, na ślad niedźwiedzia nie natrafiono.
Nie udało się natrafić na jego ślad również w kolejnym dniu poszukiwań. Ponieważ zwierzę mogło się oddalić na dużą odległość od miejsca ataku na goprowców, zmieniono sposób poszukiwań. Skoncentrowano się na patrolowaniu leśnych traktów i sprawdzaniu miejsc przejść zwierzyny. - Natrafiliśmy na tropy dwóch innych niedźwiedzi żyjących w tej okolicy, ale nie znaleźliśmy tego, którego szukaliśmy - informuje nadleśniczy Roman Dudek, który koordynował prace grupy poszukiwawczej w terenie.
W środę w lesie zastawiono pięć fotopułapek, które rejestrują ruch zwierząt w nocy.
Na ciele mężczyzny rany cięte i kłute. To nie niedźwiedź, to zabójstwo
W czwartek rano leska prokuratura poinformowała o wstępnych wynikach sekcji zwłok mieszkańca Olszanicy. Dzień wcześniej przeprowadzono je w Zakładzie Medycyny Sądowej w Krakowie. - Pisemnych wyników tej sekcji jeszcze nie otrzymaliśmy, ale z tego co nam przekazano telefonicznie wynika, że rany, które ujawniono na ciele mężczyzny, nie zostały zadane przez zwierzęta, a jakimiś narzędziami. To oznacza, że w grę wchodzi zabójstwo i nasze postępowanie będzie prowadzone w tym kierunku - mówi Maria Chrzanowska, szefowa leskiej prokuratury.
Biegli znaleźli na rękach, nogach i nadgarstkach mężczyzny rany cięte i kłute. Były również ślady żerowania, ale pochodziły one raczej od drobnych zwierząt.
Po informacjach z prokuratury akcja poszukiwania niedźwiedzia została odwołana, choć leśnicy pozostawili fotopułapki.
Próba uśpienia mogła się źle skończyć
Dr Wojciech Śmietana, który od 25 lat prowadzi badania nad drapieżnikami i monitoruje bieszczadzkie niedźwiedzie, uważa, że zbyt pośpiesznie wydano decyzję o poszukiwaniu niedźwiedzia. - Należało poczekać z tym do wyników sekcji zwłok i dokładnie przebadać ślady krwi na quadzie. A były tam ślady krwi i śliny, co wskazuje, że niedźwiedź, prawdopodobnie dorosły samiec o masie ciała około 200 kg, zranił się w język w czasie ataku na quada. Język jest bardzo ukrwiony i dlatego było tak dużo śladów. A to oznacza, że niedźwiedź nie był ranny i nie zagrażał ludziom. Jedynym przewinieniem tego zwierzęcia było to, że zaatakował quada. Stało się to w sytuacji, gdy zwierzę poczuło się zagrożone. Ktoś wkroczył na teren, na którym niedźwiedź znalazł atrakcyjny łup. Wiele wskazuje, że ściągnął go zapach zmarłego człowieka. W pobliżu było również sporo krwawych śladów. Niedźwiedź jest w stanie wyczuć takie ślady z bardzo daleka. Ale w tym przypadku niedźwiedź chyba nie zdążył skonsumować swojego łupu - ocenia dr Śmietana.
Jego zdaniem, gdyby doszło do próby uśpienia tego zwierzęcia, w niebezpieczeństwie byłyby osoby znajdujące się pobliżu.
Przyrodnicy uważają, że to, co się wydarzyło w ostatnich dniach, powinno spowodować zmianę naszego zachowania w rejonach występowania niedźwiedzia. Bieszczady są jednym z dwóch ostatnich siedlisk niedźwiedzia. Wchodząc do lasu, powinniśmy o tym pamiętać.
Zobacz
Ostatnio edytowane przez bartolomeo ; 26-10-2014 o 10:49 Powód: Dodałem źródło
A gdzie źródło tych wiadomości? Choć tyle zrób dla autora.
Diebeł jak cytujesz podawaj źródło !
O i się nałożyliśmy Bartolomeo
Przepraszam przy kasowaniu komentarzy i reklam usunąłem http://wyborcza.pl/1,75248,16855827,..._on.html#CukGW tu jest wszystko
Aktualnie 1 użytkownik(ów) przegląda ten wątek. (0 zarejestrowany(ch) oraz 1 gości)
Zakładki