Noc.
Gdy tylko wróciłem znowu zaczęło lać.
Te 1,5h luki w deszczu gdy zrobiłem pomiary i tak okazało się szczęściem.
Zaraz zaczeło coraz bardziej dudnić w pałtki.
Dżizas... to najochydniejsze przeżycie - zerkać cały czas: przecieka już czy jeszcze nie przecieka?
Nie pozostało mi nic innego jak słać smsy z prośbami o zamówienie pogody. Do Lucynki - czy w Olszance też leje? - też lało, do brackiego żeby zerknął na icm.edu kiedy zapowiadają koniec ulewy w Bieszczadach - odpowiedź przyszła: jutro po południu. Ja pierdykam takie warunki. Kolejny raz mam sakramencko dość tego wszystkiego. Kolejny raz obiecuję sobię że tym razem na pewno zaimpregnuję pałatki. Kolejny raz... A jest całkiem "przyjemnie" spać gdy dudni 10cm od uszu i czekasz czy i gdzie będzie pierwsza mokra plama na śpiworze.
Ale pałatki twardo się trzymały, śpiwór pozostał prawie suchy. A co ciekawe w tej ulewie nawet było cieplej niż poprzedniej nocy, niby pogodnej.
A tu muszę podziękować Browarowi za pomysł z prezerwatywą na śpiwór (wykorzystałem worek w który owiajm przeciwdeszczowo śpiwór) - bo najpewniej dodatkowo chroni przed utratą ciepła. Co przy śpiworze marki: hipermarket, niewątpliwie się przydaje.
Lać przestało rano. Zresztą pod drzewami zazwyczaj poda (okapuje) jeszcze długo po deszczu. W końcu wygramoliłem się o godz.11.25. Stanąłem i znieruchomiałem.
Kilka drzew dalej przemykał truchtem zwierz wielkości dużego dzika, może nieco większy. Ale to nie był dzik.
Tup, tup, tup... nawet mnie wiele nie zauważając przewędrował niedźwiadek.
Zawsze wyobrażałem sobie niedźwiedzia większego. Ten chyba musiał być młodym osobnikiem. Przemykał sobie na zmianę to żwawym truchtem, to spacerkiem.
Przeskoczył jar nad którym byłem rozbity i podążył dalej swoją drogą. Szkoda że zbyt późno obudziłem się ze zdziwienia i nie dość szybko chwyciłem aparat, w obiektywie zobaczyłem go już jako niknącą plamę między krzakami.
Zakładki