Nie zabijajcie turystyki!
(19-01-2009 )
POWIAT SANOCKI/BIESZCZADY. W październiku ub.r. zapewniano, że decyzja o zezwoleniu na przejazd autobusów przez polsko - słowacką granicę Radoszyce – Palota będzie podjęta do końca roku. Tymczasem mamy połowę stycznia, a sprawa nadal znajduje się w punkcie wyjścia.
W maju ubiegłego roku po polskiej stronie przejścia Radoszyce – Palota pojawił się znak zakazujący przejazdu samochodom powyżej 7,5 ton.
- Znak przerwał wykorzystywanie tej drogi dla grup turystycznych. Zamknął przejazd dla autokarów – stwierdza Wojciech Wesołkin, z Centrum Informacji Turystycznej w Sanoku
– Pojawił się z dnia, na dzień. Nikt wcześniej nie raczył poinformować o zakazie ani pilotów wycieczek ani biur turystycznych – dodaje, nie znajdując żadnych argumentów, które przemawiałyby za słusznością usytuowania go w tym miejscu.
Walka o tabliczkę
Zgodnie z treścią porozumienia zawartego przez polski i słowacki rząd przejście Radoszyce – Palota jest przeznaczone dla ruchu osobowego i towarowego, z zastrzeżeniem jednak, że ten ostatni może odbywać się do 7,5 tony. Co do ruchu osobowego (do którego zalicza się także autokary) nie odnotowano żadnych uwag. Dlatego organizatorzy turystyki i piloci wycieczek nie rozumieją na jakiej podstawie ustawiono znak, zakazujący ruch autokarom.
- Dlaczego do znaku nie dołączono tabliczki „dotyczy samochodów ciężarowych ”? Słowacy potrafili to zrobić, nasze władze niestety nie – mówi z przykrością Wesołkin.
Walkę o tabliczkę podejmował jeszcze na październikowej sesji w ubiegłym roku szef komisji rewizyjnej Wojciech Pajestka, do którego to Stowarzyszenie Przewodników Turystycznych „Karpaty” zwróciło się o pomoc
– Wnioskuję do Zarządu Powiatu o natychmiastowe umieszczenie pod znakiem 7,5 tony napisu „dotyczy ruchu towarowego” – grzmiał radny.
Starosta powiatu sanockiego Wacław Krawczyk tłumaczył wówczas, że decyzję o przejeździe autobusów przez przejście powinien podjąć minister, dlatego zarząd zwróci się do niego o opinię w sprawie. A co mówi dzisiaj?
- Na dzień dzisiejszy mogę powiedzieć, że wspólnie z ministrem podjęliśmy decyzję, o tym że tylko ekspertyza może osądzić możliwość użytkowania tej drogi przez autobusy. Badanie zlecono Politechnice Krakowskiej. Mam informację, że wyniki będą pod koniec lutego – stwierdza.
Dyrektor Powiatowego Zarządu Dróg Antoni Wielgus w październiku zapewniał, że nośność drogi zostanie zbadana do końca grudnia. Dziś bezradnie rozkłada ręce, twierdząc że nie ma możliwości przyśpieszenia prac.
Zabijacie turystykę!
Dla bieszczadzkich przewodników zaistniała sytuacja to skandal!
- Niezrozumiałe jest zamknięcie drogi przed zleceniem ekspertyzy osądzającej jej bezpieczeństwo. To istny paradoks. W postępowaniu starostwa brakuje konsekwencji. Najpierw tworzy się Szlak Artystów Pogranicza między Sanokiem, a Medzilaboracmi, który zaczyna się na sanockim zamku, przebiega przez radoszycką przełęcz, a kończy na Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Medzilaborcach, a potem zamyka się priorytetową dla niego drogę?. Wprowadzone ograniczenie odcięło autokarom najbliższą drogę z naszego regionu do międzynarodowego lotniska w Koszycach i węzła autostradowego pod Miszkolcem. Zbliża się nowy sezon. Do dziś zarządca drogi, choć zapowiadał to w mediach na koniec 2008 roku, nie określił swego stanowiska. Ucierpią na tym wszyscy, którzy uwierzyli, że gospodarka turystyczna jest priorytetem strategii rozwoju powiatu sanockiego – ubolewa Wojciech Wesołkin z sanockiego CIT-u.
- Powinniśmy „stanąć na rzęsach”, żeby przejść granicznych było jak najwięcej. Mam wrażenie, że w naszym terenie mamy tendencję do zabijania turystyki. W województwie małopolskim przejść granicznych jest 26, u nas dwa w tym jedno, które się zamyka. To niedbalstwo i bezradność radnych! To nieudolność starostwa. Jak można zwlekać ze sprawą tyle czasu? Najpierw, cały ubiegły sezon letni, teraz zimowy to dla naszego regionu ogromna strata – zapewnia Stanisław Orłowski, prezes Stowarzyszenia Przewodników Turystycznych „Karpaty”.
- W zasadzie to powinniśmy zadać sobie pytanie, po co nam takie przejście, które nie ma służyć temu, by rozwijać ekonomicznie region. Biznes turystyczny, to jeden z wiodących biznesów na świecie, w naszym regionie – główny. Zamknięcie przejścia dla autokarów, czyni go lokalnym, wyłącznie dla rodzin, które mogą w ten sposób się odwiedzać. Praktycznie wszyscy touroperatorzy mieli w swojej ofercie, dla gości odwiedzających Bieszczady, wycieczki na Słowację i na słynne baseny na Węgrzech. Teraz, owszem znowu się odbywają, ale przez przejście w Barwinku. Pytanie tylko kto na tym ma zarabiać? Powiat krośnieński, czy nasz sanocki? Poza tym nie wchodzą w grę krótkie, atrakcyjne wyjazdy do Madzilaborców czy Humennego, a droga do Sarospatak wydłuża się o 2 godz. w jedną stronę, przez co taka wycieczka przestaje być atrakcyjna (nawet do 12 godz. w autokarze i 4 w mieście i na basenach to mało kusząca oferta) Poza tym nie widzę różnicy między drogą Radoszyce - Palota, a drogą pomiędzy Czaszynem a Szczawnem lub z Dębnej do Mrzygłodu, gdzie odbywa się regularna komunikacja PKS, a pochyłości są znacznie większe, zakręty ostrzejsze a nawierzchnia fatalna. Należałoby zatem i je pozamykać - mówi Robert Bańkosz, wiceprzewodniczący Stowarzyszenia Przewodników Turystycznych „Karpaty”.
- Przejście Radoszyce – Palota to najkrótsza droga do naszych zagranicznych sąsiadów. W ubiegłym sezonie letnim wycieczki na Słowację jeździły przez przejście graniczne w Barwinku. To o 100 km dłuższa trasa, a co za tym idzie kosztowniejsza. Widać robimy wszystko, tylko żeby turyści omijali nas szerokim łukiem – stwierdza Jacek Łeszega, kierownik Centrum Informacji Turystycznej w Lesku.
- Wciąż mamy zapytania od turystów z całej Polski o najbliższe polsko - słowackie przejście. Musimy wskazywać na Barwinek. Nie mamy pojęcia co odpowiadać, kiedy pytają nas o to kiedy radoszyckie przejście zostanie otworzone dla autokarów – mówi Ireneusz Łukacz z CIT w Polańczyku.
- Byliśmy przekonani, że przystąpienie Polski do Unii Europejskiej otworzy jej granice. Mamy doskonały przykład tego, że tak nie jest. Co z tego, że organizujemy międzynarodowe konferencję, wydajemy setki folderów, zachęcających do przyjazdu w Bieszczady skoro robimy wszystko, żeby turyści nie zagrzewali u nas długo miejsca? - stawia retoryczne pytanie Wojciech Gosztyła z Ośrodka Turystyki Górskiej „Latarnia Wagabundy” w Woli Michowej.
- Zamkniecie przejścia jest dużym utrudnieniem, zwłaszcza jeśli chodzi o jednodniowe wycieczki. Do tej pory w ofertach był wyjazdy na Słowację, Węgry, co dla turysty stanowiło dodatkowe atrakcje. Teraz żaden klient nie godzi się na to, by czas przeznaczony na zwiedzanie poświęcać na dodatkowe godziny spędzone w autokarze – przekonuje przewodnik Lucyna Pściuk.
- W sezonie letnim przyjeżdża znacznie więcej turystów, dlatego mamy nadzieję że do tego czasu sprawa przejścia zostanie uregulowana. W przeciwnym razie – mówię to z przykrością – będziemy rezygnowali z wyjazdów na Słowację, bo nie będą one opłacalne, a co za tym idzie nasza oferta będzie uboższa – zaznacza Wojciech Węgrzyn, kierownik biura podróży PTTK w Sanoku
Na własne ryzyko
Starosta Krawczyk twierdzi, że autokary od początku istnienia przejścia przejeżdżały tamtędy na własną odpowiedzialność, bo polsko – słowackie porozumienie nie reguluje ich kwestii
– W porozumieniu nie ma żadnej wzmianki o autobusach. A gdyby tam nie daj Boże doszło do wypadku, to kto za to będzie odpowiadał? Dlatego jeszcze raz powtarzam, ekspertyza pokaże co dalej – stanowczo stwierdza na koniec.
A.Jarosz
Od redakcji:
Zaprezentowaliśmy w artykule tylko kilka głosów osób, pracujących w branży turystycznej. Oburzeni tą decyzją są w Bieszczadach jednak wszyscy gestorzy bazy turystycznej, touroperatorzy, przewodnicy i piloci. Spadek znaczenia drogi przez gminę Zagórz i Komańcza, powoduje również zmniejszenie ruchu turystycznego w tym regionie, co odbije się negatywnie szczególnie na rozwoju tych gmin. Paradoksalnie, gdy w całym kraju toczy się walka pomiędzy poszczególnymi regionami o główne drogi, kolej, przejścia graniczne, w „turystycznych” Bieszczadach wydaje się, że czyni się wszystko by rozwój gospodarczy maksymalnie zahamować.
Linie kolejowe praktycznie „dogorywają” i nie umożliwiają sprawnego poruszania się po Bieszczadach ani dojazdu w Bieszczady. Budowy nowych dróg wiodących w region również nie widać, zaś zamyka się te, już nawet istniejące.
„I śmieszno i straszno” – jak mówią Rosjanie, gdy zestawi się to z ilością transgranicznych projektów mówiących o rozwoju współpracy i turystyki i zapytaniami przychodzącymi również z Węgier i Słowacji o możliwość organizowania do nas wycieczek i dłuższych pobytów w Sanoku i Bieszczadach.
Drogę do przejścia w Radoszycach otwiera się za unijne środki i ogłasza jako wielki sukces, a po paru latach zamyka twierdząc, że była źle wykonana. Jak projektowano tą drogę, że po stronie słowackiej, gdzie są większe przewyższenia i więcej zakrętów jest ona zrobiona dobrze, a po polskiej nie?
Zakładki