Strona 2 z 4 PierwszyPierwszy 1 2 3 4 OstatniOstatni
Pokaż wyniki od 11 do 20 z 35

Wątek: Grzbietem ukraińskich Karpat... [relacja]

  1. #11
    Bieszczadnik Awatar joorg
    Na forum od
    01.2005
    Rodem z
    Krosno
    Postów
    2,335

    Domyślnie Odp: Grzbietem ukraińskich Karpat...

    czytam to dziś juz po raz drugi , nie wykluczone że poczytam raz trzeci.Dzieki za szczegółową relację, czekam niecierpliwie na dalszy ciąg.
    "dosyć często rozważam co jest warte me życie?...tam na dole zostało wszystko to co cię męczy ,patrząc z góry w około - świat wydaje się lepszy.."
    Pozdrawiam Janusz

  2. #12
    Bieszczadnik
    Na forum od
    02.2005
    Postów
    575

    Domyślnie Grzbietem ukraińskich Karpat...

    Dzień szósty: 10.07
    Rankiem drapiemy się na górę…Trwa to kilkanaście minut, ale mam serdecznie dość, zresztą nie tylko ja. Gramolimy się na wierzchołek i po dalszych kilkunastu minutach dochodzimy wreszcie do rozstaju dróg z krzyżem.

    02.Rozstaje dróg...widok na Płaj Apecki.jpg

    Orientuję mapę i ruszamy w kierunku Podpuli (1634 m). Do Uść-Czornej, a tam właśnie postanowiliśmy iść mamy około 11,5 godz. marszu. Kurcze, to sporo, zwłaszcza, że droga rozjeżdżona i ostro „faluje” (tak na oko jakieś 8-10 st. w skali Beauforta).

    03..Rozjeżdżony Świdowiec....jpg04..Podpula.jpg05..A w dali Gorgany....jpg

    Na Podpuli robimy odpoczynek i jemy śniadanko. Jest piękna pogoda, a widoki "przecudnej urody", jak by to ujął Piotr Bałtroczyk. Każdemu co chwila wyrywa się: „o popatrz tam”, „zobacz”, „spójrz”. Świdowiec jest inny niż nasze Bieszczady. Przede wszystkim dominuje tu soczysta zieleń rozległych, jak okiem sięgnąć, połonin z rzadka porośniętych krzewami borówek i czarnej jagody. Niestety, podobnie jak w Czarnohorze, trudno dostrzec na niebie jakiegoś drapieżnika. Z rzadka przeleci nad głową kruk, albo w trawie odezwie się jakiś „śpiewak”. Wczoraj tylko przez kilkadziesiąt minut „prowadził” nas gołąb. Podfruwał, gdy zbliżaliśmy się do niego a następnie przysiadał na ścieżce… Mam nawet podejrzenia co do pochodzenia Tego Ptaka… Co do innych dzikich zwierząt: nie widziałem przez cały pobyt w górach żadnego „poważnego” osobnika. W drodze powrotnej z Sywuli wystraszyliśmy jedynie dwa jarząbki. To wszystko!

    01.Nasz szlak-widok na Połoninę Szesa.jpg

    Schodzimy z tej pięknej górki i idziemy wyraźną, szutrową drogą. Po kolejnym zakręcie wpadamy na „śniadających” Słowaków: Petra i Michała, którzy z Koszyc jadą rowerami po górskich szczytach i dolinach.

    07. Spotkanie ze słowackimi kolarzami....jpg

    Gadamy z nimi prawie godzinę, dzielimy się informacjami o pogodzie, ciekawych miejscach, pokazujemy zdjęcia. Widok Chocimia i Kamieńca zatyka ich i postanawiają tam dojechać.
    Takie spotkania budzą smutną refleksję, że oto „Wielki Brat” nakazywał przyjaźń między bratnimi narodami a skutecznie odgradzał je od siebie stwarzając okazję do powstawania stereotypów, wzajemnej niechęci i fobii. Aby tego uniknąć wystarczy przecież spotykać się na szlakach, rozmawiać, pomagać sobie a wszelkie uprzedzenia, fobie, obawy znikają. Ukraińcy jawią się jako wspaniali, otwarci, gościnni ludzie, Słowacy, jak żartuje Peter „nie jedzą bonbonów, tylko kiełbasę i słoninę, czym różnią się od Czechów a całują się na powitanie dwa razy czym z kolei różnią się od Polaków” a tak poważnie: również są otwarci, przyjaźni, chętni do pomocy…i lubią piwo. Wystarczy się jedynie bliżej poznać…
    Robimy sobie wspólne zdjęcia, wymieniamy adresami mailowymi i zobowiązujemy się do przekazania informacji o zakończeniu swoich wypraw. Życząc sobie wzajemnie powodzenia i szczęśliwej drogi wyruszamy dalej. Nadal droga szutrowa trochę męczy. Co kilkanaście minut to wchodzimy to znowu schodzimy…Podczas kolejnego odpoczynku zza zakrętu wychodzi młody człowiek.

    09..Panorama Gorganów ze Świdowej.jpg10. Spotkanie z Iwanem Bursą....jpg

    Pytamy go o dalszą drogę do Uść-Czornej. Iwan, bo tak ma na imię twierdzi, że dobrze idziemy, ale przed nocą nie mamy szans na dotarcie do celu. To nas trochę podłamuje… Iwan proponuje byśmy poszli z nim do Łopuchowa – „to dużo bliżej” – dodaje. A i pójdziemy na skróty…
    Wędrujemy więc razem. Dużo rozmawiamy… Dowiadujemy się, że ma 29 lat i pracuje jako leśnik (raczej drwal) w górach. Dwa razy w tygodniu chodzi na zrąb około 15 km. Ma żonę Marinę, córeczkę Lubow, matkę, małego brata, ciotkę i babcię. Wybudował sobie drewniany dom i zarabia 200 hrywien na miesiąc (!). Opowiadamy o sobie, o naszych krajach i sytuacji politycznej. W tej ostatniej kwestii nie jest zbytnio zorientowany i twierdzi, że za „ruskich” było lepiej bo każdy miał pracę (!). To nie odosobniona opinia. Zostawiamy „śliskie” tematy a skupiamy się na rodzinach, pracy, życiu w górach…Przekraczamy drogę do Uść – Czarnej, która mieliśmy zamiar iść. Idziemy do Iwana w gościnę i na nocleg!

    12..Pasterski szałas....jpg

    Po minięciu Świdowej docieramy do typowego szałasu pasterskiego. Tu poznajemy Jurija Kraiło, który z córką i małym wnuczkiem prowadzi wypas krów. Codziennie także doi krowy a po mleko zlane do baniek przyjeżdża samochód. Siedzi tu od wczesnej wiosny do późnej jesieni. Na pytanie czy się nie boi tak tu siedzieć bez prądu, wśród głuszy odpowiada z wielką ufnością: „Nie – przecież wszystko zależy od Boga”. Takie słowa nie wymagają komentarza…
    Jurij częstuje nas świeżym mlekiem. Jest schłodzone i pyszne. Za jego zgodą robimy zdjęcia a ja trochę bawię się z jego małym wnuczkiem, też Jurijem. Mały jest zachwycony, zwłaszcza zabawą w konie… śmieje się od ucha do ucha.
    Ale czas na nas… Iwan mówi, że już niedaleko, jeszcze tylko godzina marszu! Idziemy schodząc coraz niżej. Miejscami jest bardzo stromo tak, że nogi uginają się i zaczynają wysiadać kolana. Mijamy kolejne saraje, jakieś zabudowania, na wpół rozlatujące się szopy, stodółki, szałasy aż wreszcie ukazuje się pod nami rzeczka Jabłonica a Iwan sprowadza nas na podwórko swojej matki. Siadamy na ławce i odpoczywamy. Matka Iwana zaprowadza nas do pokoju, w którym, jak się okaże, spędzimy 3 noce. Chcemy się umyć bo już muchy nas zaczęły bardzo lubić. Iwan zaprowadza nas nad rzekę. Akurat przy jego domu utworzyła się na rzece naturalna zastawka wobec czego mamy mały basenik. Istny raj… Kąpiemy się, pluskamy i pierzemy swoje przepocone ciuchy. Iwan prowadzi nas do tutejszego „pubu” na piwo. Mam więc następne mocne przeżycie, bo piwa nie piłem od kilku dni…
    Robimy tez drobne zakupy dla córeczki Iwana i dla siebie. Iwan zaprasza nas na „kolację”, którą jemy ze smakiem (ryż z mięsem + kotlety + coś mocniejszego). Zapoznajemy się z żoną Iwana i jego babcią. Staram się mówić cały czas po ukraińsku co zyskuje uznanie. Babcia Iwana stwierdza nawet, że bardzo dobrze mówię po ukraińsku, co z kolei napawa mnie dumą.
    Robię kilkanaście zdjęć wszystkim z jego rodziny. Obiecuję (już wykonałem!), że wyślę im te zdjęcia. Iwan co chwila przynosi jakieś rekwizyty, z którymi chcą być fotografowani. A to wypchana kuna, jakieś ptaki drapieżne (chyba myszołowy), duży hibiskus… Wieczór upływa w fajnej, przyjacielskiej atmosferze. Matka Iwana oddaje nam do dyspozycji cały dom a na propozycję zapłaty stwierdza: „wy przecież ciężko pracujecie, abyście mogli tu przyjechać i chodzić po górach. Jak więc ja mogłabym od was brać jeszcze jakieś hrywny? Toż to nieludzkie!” (!!!). Daje nam klucz, byśmy się mogli zamknąć od środka. Wskakuję do łóżka i szybko zasypiam. Przeszliśmy przez ten dzień ok. 25 km i należy się nam trochę dłuższy wypoczynek…coby znów polubić góry niekoniecznie płaskie!

    cdn)
    Załączone obrazki Załączone obrazki
    Ostatnio edytowane przez WojtekR ; 05-08-2006 o 01:08

  3. #13
    Bieszczadnik
    Na forum od
    02.2005
    Postów
    575
    Ostatnio edytowane przez WojtekR ; 05-08-2006 o 01:22

  4. #14
    Bieszczadnik
    Na forum od
    02.2005
    Postów
    575

    Domyślnie Grzbietem ukraińskich Karpat...

    Dzień siódmy i dzień ósmy: 11.07 i 12.07

    Pierwszy dzień pobytu w Łopuchowie wykorzystujemy na odpoczynek, zwiedzanie wioski i rozmowy z mieszkańcami.

    Łopuchów1.jpg Łopuchów2.jpg

    Najlepiej czyni się to przy sklepie, gdyż zawsze jest grupka mężczyzn, którzy wpadają na „setkę” a alkohol pije się tu, na Ukrainie, nie po to (i nie tylko) „by sponiewierało”, ale by miło spędzić czas i kwitło życie towarzyskie. Sklep jest więc takim nieformalnym barem i towarzyskim centrum. Z chęcią opowiadają o swoim życiu, o trudnościach, nadziejach… Młodzi i starzy podkreślają, że za sowietów było lepiej: „była praca i było komu się poskarżyć”. Większość mieszkańców to ludzie biedni, ale serdeczni, przyjacielscy, gościnni…Tu też dowiadujemy się, że następny dzień to święto Piotra i Pawła (wg kalendarza juliańskiego) i nikt nie pracuje, co burzy nasze plany dojechania samochodem do Przełęczy Legionów razem z robotnikami leśnymi. Na wyrąb dowożą ich ciężarówki podobne do naszych dawnych „osinobusów” lub zwykłe i wtedy jadą „na pace”. Postanawiamy więc zostać w gościnnym domu Iwana jeszcze jeden dzień. Przy sklepie spotykamy grupę Czechów, którzy idą do Uść – Czarnej i dalej na Połoninę Krasną. Wymieniamy informacje a ja pytam o kompas. Mają, ale tylko jeden, więc nadal jesteśmy pozbawieni kierunkowskazu”!

    Przed sklepem - spotkanie z Czechami ....jpg

    W Łopuchowie jest nowa cerkiew, którą mamy zamiar w to święto odwiedzić. Tymczasem wędrujemy wzdłuż doliny Jabłonicy i Brusturanki. Domostwa różne. Jedne to typowe góralskie chaty, drewniane z różnymi przybudówkami: komórkami, chlewikami, obórkami, gdzie trudno doszukać się jakiegoś porządku.

    Dom mamy Iwana...tu spaliśmy 3 noce.jpg Kozia zagroda.jpg Koza mamy Iwana.jpg

    Inne już nowe, nieraz bogate z typową miejscową estetyką: jaskrawą kolorystyką, bogactwem gipsowych detali i jako takim ładem... Przy drodze, nad potokami pełno bawiących się dzieci…

    Brat Iwana.jpg

    Iwan zaprasza nas na obiad…Niestety nie udaje się nam z tego wykręcić. Przychodzimy, aby gospodarzom nie robić przykrości. Częstują nas tym samym jedzeniem co wczoraj, no i gorzałka obowiązkowo. Nie jesteśmy przygotowani, aby w czas upałów jeść tak tłusto i dużo jak oni. Iwan zapewnia nas, że jutro „na drogę” dostaniemy kotlety i „tuszonkę”. Dobrze, że nie widzi naszych min… To naprawdę serdeczni, mili, gościnni ludzie…
    Drugi dzień schodzi nam na wędrówce po Łopuchowie i Brusturach. Chcemy zwiedzić cerkwie, ale okazuje się, że zarówno ta w Łopuchowie i ta w Brusturach są zamknięte, bo popi pojechali na „chram” do Dubowa. Postanawiamy odnaleźć kolejkę, którą można wraz z drewnem dojechać do Uść – Czarnej (tak przynajmniej „stoi” na mapach). Okazuje się, że nie ma torów, gdyż w 1999 r. zostały zmyte przez „nawodnienije” – powódź. Kolejka do tej tragedii zwoziła drewno z wyrębów a przy okazji była środkiem komunikacji dla miejscowej i nie tylko ludności. Nic praktycznie z niej nie pozostało! Szkoda…
    W Brusturach odkrywamy wiejską kawiarnię „Prestige”. Sam budynek i jego otoczenie nawet w najmniejszym ułamku nie przystaje do tej nazwy. Często jednak, nawet w najmniejszych miejscowościach zagubionych w górach, można spotkać „lokale” o tak wyszukanych nazwach: „Aretuza”, „Leda”, „Calypso”, „Apollo”…

    Cafe Prestiż w Brysturach.jpg

    Dowiadujemy się, że samochód wiozący ludzi do pracy w lesie wyjeżdża ze skrzyżowania w Łopuchowie o godz. 5.00 i nie będzie problemu z zabraniem się aż na wyrąb pod Gorganem. Uspokojeni wracamy do MSZ (miejsce stałego zakwaterowania) i postanawiamy wcześniej iść spać.

    Sypialnia huculska.jpg

    Żegnamy się z przemiłymi gospodarzami: matką, Iwanem i jego żoną. O zapłacie za nocleg nawet nie chcą słyszeć. My, by uszanować ich gościnność, postanawiamy nie zostawiać żadnych pieniędzy… Obiecuję Iwanowi, że napiszę o nim i jego rodzinie w Internecie, co niniejszym czynię. Spełniam też jego prośbę, by zaprosić wszystkich przybywających w te strony do jego domu. Podaję adres: IWAN PETROWICZ BURSA, ŁOPUCHÓW, UL. POŁONIŃSKA 51. W ten sposób chcę mu podziękować…

    (cdn)
    Ostatnio edytowane przez WojtekR ; 05-08-2006 o 00:50

  5. #15

    Domyślnie Odp: Grzbietem ukraińskich Karpat...

    Z niecierpliwością czekamy na następną część fotoopowiadania. Proponuję wysłać do Iwana na w/w adres pocztówki z różnych stron Polski. Niech się chłop zadziwi i posmakuje medialnej sławy. Nie czekając na innych w poniedziałek wysyłam mu pocztóweczkę, bo swojak z niego jest, a i ucieszy się pewnie...

  6. #16
    Bieszczadnik
    Na forum od
    02.2005
    Postów
    575

    Domyślnie Odp: Grzbietem ukraińskich Karpat...

    Właśnie kończę opis wydarzeń dnia następnego. Dzięki za świetny pomysł z pocztówkami. Ucieszy się bardzo. Warto to zrobić, bo jest facet super i chętnie ugości każdego, kto się u niego pojawi. (Łopuchów może być dobrą bazą wypadową zarówno w Gorgany jak i Świdowiec)

  7. #17
    Bieszczadnik
    Na forum od
    02.2005
    Postów
    575

    Domyślnie Grzbietem ukraińskich Karpat...

    Dzień dziewiąty: 13.07

    Pobudka o godz. 4.00, szybko ubieramy się i wyruszamy na skrzyżowanie. To około 1,5 km wędrówki. Jest chłodno i pochmurnie. Na skrzyżowaniu już są pierwsi mężczyźni. Upewniamy się czy jadą „na Gorgan” i czekamy na pojazd. Pojawia się około 5.30… Jest to ciężarówka na potężnych kołach z blaszaną budą (podobny do naszego „osinobusa”).

    Takim pojazdem ruszyliśmy w Gorgany.jpg

    Kierowca bez problemu wskazuje miejsce, gdzie mamy usiąść. Ponieważ jedziemy najdalej siadamy zaraz za szoferką. Powoli ruszamy, ale zatrzymujemy się dość często by zabrać ludzi jadących do pracy. Robi się tłoczno, ale też i wesoło. Mężczyźni pytają skąd jesteśmy i gdzie idziemy. Kiwają tajemniczo głowami. Podróż trwa już prawie 2 godz. Aż wreszcie zatrzymujemy się i wszyscy wysiadają. Okazuje się, że „na Gorgan” jedzie inny samochód – ciężarówa ze zwykłą „paką”. Trudno, trzeba się przesiąść… Teraz dopiero zaczyna się prawdziwa jazda!

    Jazda na pace gruzawika....jpg

    Samochodem telepie na wszystkie strony. Poruszamy się wąską, stromą dróżką. W dole jakieś 50 metrów niżej snuje się potok Płajska. Po kilku minutach zjeżdżamy własnie w jego kierunku by przeprawić się na jego drugą stronę i znów w górę. Trzęsie niemiłosiernie a my trzymamy się jedynie burty. Plecaki podskakują i są już potwornie brudne. Co chwila trzeba się schylać by nie otrzymać ciosu od zwisającej gałęzi. Samochód aż jęczy, gdy wspina się mozolnie na kolejne podjazdy, ale nie poddaje się.
    Dolina potoku Płajska podchodzi prawie pod samą Ruszczynę. Jeszcze kilka lat temu jeździła tędy kolejka wąskotorowa wożąca w górę drwali a z powrotem drewno. Teraz z konieczności muszą to robić samochody. Jadąc „na pace” dobrze widać dziki charakter tej doliny. Dookoła nie ma nikogo, co potęguje jeszcze bardziej poczucie dzikości tego miejsca. Wokół, wśród mchów, rosną potężne świerki i limby. Wydaje się, że zza zakrętu zaraz wyłoni się jakiś „grizzly” albo przemknie stado jeleni. Nic z tego, trudno dostrzec jakiekolwiek zwierzę, nawet ptaki gdzieś się pochowały. Jednak niesamowitość tego miejsca, jego piękno, dzikość, potęga gór, powala na kolana…
    Mijamy resztki starej klauzy Płajska i po 30 minutach dojeżdżamy wreszcie „na Gorgan”. A więc „dobre” się skończyło. Wysiadamy…

    Przy sprzęcie drwali w Gorganach.jpg

    Drwale wskazują nam drogę wzdłuż potoku – „eto wojenna doroha” – mówią. Okazuje się, że jest to zarastająca ścieżka przecinana co chwila jakimiś mikro – strumykami, wyłożona miejscami drewnianymi balami. Trzeba bardzo uważać, bo jest ślisko a miejscami wychodzimy dość wysoko. Po pół godzinie marszu dochodzimy do miejsca dawnego wyrębu, gdzie wg drwali mamy przejść na drugą stronę potoku i wspiąć się na położony na północnym-wschodzie grzbiet (przynajmniej tak wynika z mapy). Znajdujemy się w urokliwym miejscu i tu, na wielkim świerkowym pniu, postanawiamy zjeść śniadanie. Trzeba się wzmocnić przed dalszą drogą...
    Mija godz. 9 -ta. Ruszamy w górę… Na początku trudno znaleźć właściwą ścieżkę; jest ich kilka, niektóre zarośnięte (widać, że kiedyś tu były), niektóre rozjeżdżone przez ciężki sprzęt… Trochę zaczynamy się miotać… aż wreszcie postanawiamy po prostu wejść na ten grzbiet. Pniemy się więc w górę aż wychodzimy na niewielką polankę wśród wyrębu… Za plecami mamy szczyt Końca Gorganu. To mnie uspokaja – idziemy we właściwym kierunku. Postanawiamy trochę strawersować wyłaniający się szczyt i … wchodzimy w 2 metrowej wysokości paprocie. Nie zmieniamy kierunku – musimy wejść na ten szczyt. Pokonujemy kolejne metry wysokości i zwalone potężne świerki. Wreszcie po 1,5 godzinnej wspinaczce, nagle, wychodzimy na ścieżkę, na której, ku naszej uciesze, stoi graniczny słupek 17.

    Trafiliśmy na szlak...słupek graniczny.jpg

    Jesteśmy na przedwojennej granicy II Rzeczpospolitej. Nawet niebo czci nasze „osiągnięcie” – spada rzęsisty deszcz. Chronimy się w gęstwinie świerkowych gałęzi, ale to niewiele pomaga. Na dodatek znów zaczyna grzmieć. Wszystko trwa około 15 minut. Idziemy dalej…
    W samo południe, pokonując kolejne wzniesienia i „dołki”, mijając urwisko skalne „Piekło”, stajemy przy ruinach dawnej polskiej strażnicy i schroniska na Ruszczynie. To dobre miejsce na biwak (jest źródło Bystrzycy Sołotwińskiej i kilka innych źródełek z doskonałą wodą) a także skrzyżowanie wielu gorgańskich szlaków. My postanawiamy wejść na Sywulę.

    Ruiny polskiego schroniska na Ruszczynie....jpg

    Idziemy czerwono oznakowanym szlakiem na Małą Sywulę by po 30 minutach (tak jak opisuje to przewodnik) przy niewielkim kopczyku z kamieni skręcić w lewo na ścieżkę trawersującą Małą Sywulę w kierunku przełęczy między oboma Sywulami. Ścieżka prowadzi przez coraz większe gołoborza i miejscami kosówkę. Obawiałem się tej części naszej trasy właśnie z uwagi na to „morze kamiorów”, ale niepotrzebnie. Idzie się nieźle, choć należy uważać, wzajemnie się ostrzegać i ubezpieczać.

    Gorgan w całej okazałości.jpg

    Wielka Sywula na razie tonie we mgle choć Mała oświetlona jest przez słońce. Mijamy dobrze zachowane okopy z I wojny światowej i wkrótce wychodzimy na przełęcz. Oczom naszym ukazuje się wreszcie Wielka Sywula.

    Rów strzelecki z I wojny światowej....jpgWielka Sywula.jpg

    To już naprawdę niedaleko, ale przez potężne bloki skalne. Tu należy zachować szczególną ostrożność! Na szczycie spotykamy, a jakże, rodaków. Kilka uwag o trasie, pytanie skąd i dokąd idą, pozdrowienia…

    Sywula zdobyta....jpgMała Sywula.jpg

    Znów zaczyna grzmieć, więc schodzimy w dół…by po drodze znów natknąć się na Polaków. Tym razem to ratownicy GOPR-u (przynajmniej takie mają polary), jak się okazuje na krótkim wypoczynku w Gorganach. Zejście też nie jest takie złe. Większe kamienie nie pozwalają na osunięcie się, gorzej na szutrze w dolnej partii ścieżki. Przy wyjściu z lasu spostrzegamy jarząbki, które niestety uciekają zanim mogłem je sfotografować. Znów stajemy przy ruinach schroniska. Ponieważ jest dopiero godz. 14.30 postanawiamy iść w kierunku Przeł. Legionów. W tej decyzji dodatkowo utwierdzają nas spotkani jeszcze przed wejściem na Sywulę Ukraińcy. Nie ma sensu pchać się w nieciekawy szlak i w dodatku bez kompasu!
    Wędrujemy więc w odwrotnym kierunku. Chcemy zobaczyć Przeł. Legionów (nazywaną też, zwłaszcza przez miejscowych, Rogodze Wielkie) a także Rafajłową (Bystrzyca) tak związaną z Legionami. Ścieżka cały czas prowadzi przez wycięty pas graniczny, miejscami przez wiatrołom, ciągle wznosząc się i opadając. Niektóre podejścia są bardzo męczące (omijanie powalonych drzew lub przełażenie przez nie). Ważne, że nie sposób się zgubić – idzie się od słupka do słupka. Mijają kolejne godziny wędrówki i zaczynamy mieć powoli dość. Po około 12 godz. marszu wychodzimy na przełęcz pod Taupiszem, gdzie zamierzamy zanocować (tu w dolinie po lewej stronie widoczny szałas pasterski i źródło). Cieszy nas widok rozłożonego obozowiska przez spotkanych na Ruszczynie Ukraińców. Wskazują nam źródło, które trudno byłoby nam znaleźć, ale najważniejsze - będzie nam raźniej spać na tym odludziu. Rozbijamy namioty, robimy kolację, trochę gaworzymy z sąsiadami…Zmęczenie zarówno ich jak i nas szybko usypia...

    (cdn)
    Ostatnio edytowane przez WojtekR ; 07-08-2006 o 00:49

  8. #18

  9. #19
    Bieszczadnik
    Na forum od
    02.2005
    Postów
    575

    Domyślnie Grzbietem ukraińskich Karpat... [relacja]

    Dzień dziesiąty: 14.07
    Po śniadaniu i spakowaniu plecaków wyruszamy w drogę do Przełęczy Legionów. Pogoda wymarzona do wędrówki: słońce, lekki wiatr i ciepło. Ukraińscy wędrowcy ruszyli przed nami a więc wypada nam ich „gonić”. Idziemy od razu pod górę…Przed nami Taupisz. Zajmuje nam to kilkanaście minut. Szlak dalej biegnie grzbietem, z którego roztaczają się przepiękne widoki na cały masyw Sywuli i grzbiet Negrowej-Maksymca. Gdzieś w dolinie znajduje się cel naszej wędrówki – Rafajłowa (od 1946 r. nazwana Bystrzycą). Ścieżka biegnie szerokim pasem granicznym raz wznosząc się raz opadając; miejscami trzeba wdrapywać się po okazałym rumowisku skalnym.

    Droga na Przeł. Legionów.jpgPanorama Gorganów z Taupiszyrki.jpgSłupek graniczny z 1923 roku na trasie do Przeł. Legionów.jpg

    Po 2 godzinach marszu dochodzimy do słupka nr 10. Na ścieżce usypany jest też okazały kamienny kopiec więc nie można przeoczyć skrętu w prawo. Chwilę odpoczywamy i podziwiamy daleki już masywy Sywuli. Wchodzimy w gęstą kosówkę i bardzo stromą ścieżką schodzimy w dół. Tu trzeba bardzo uważać na wystające korzenie, gałęzie i ruchome kamienie. Po kilkunastu minutach dochodzimy do małej polany. Podziwiamy pojedyncze limby i znów wchodzimy w gęsty las. Ścieżka staje się tak stroma, że kolejne sto metrów przewyższenia pokonujemy prawie 25 minut! Idziemy od drzewa do drzewa… W głowie jest jedna tylko myśl: kiedy to się skończy…bo kolana już wysiadają. Po następnych 30 minutach wychodzimy wreszcie na przełęcz z widocznym miejscem na biwak. Tu robimy dłuższy odpoczynek.
    Z przeciwnej strony dochodzą nas jakieś głosy. Okazuje się, że to grupa harcerzy z ZHR-u z Krakowa, którzy idą na Taupisz. Dowiadujemy się od nich, że do Przełęczy jeszcze około 40 minut z dwoma podejściami i długim, ale już łagodnym zejściem. Rozstajemy się życząc sobie nawzajem powodzenia. Ruszamy dalej…
    Rzeczywiście droga jest już łatwiejsza i po 30 minutach schodzimy na obszerną przełęcz z widocznym dużym, metalowym krzyżem. Jesteśmy na Przełęczy Legionów. To tędy w 1914 roku przemaszerowała II Brygada Legionów Polskich, która pobudowała również drogę z Uść-Czornej do Rafajłowej zaledwie w kilka dni. Krzyż i kamienna tablica z napisem:
    Młodzieży polska, patrz na ten krzyż!
    Legjony polskie dźwignęły go wzwyż,
    Przechodząc góry, lasy i wały
    Do Ciebie Polsko, i dla Twej chwały

    stojący na Przełęczy od 1931 roku upamiętnia to wydarzenie. Przetrwał wojnę i cały okres ZSRR. Wzruszenie ściska gardło.

    Krzyż na Przełęczy Legionów.jpgTablica przy Krzyżu Legionów.jpg

    Na Przełęczy stado krów pasie mała dziewczynka Wasylena. Towarzyszą jej psy, które ochoczo nas obszczekują. Opowiada o swojej rodzinie a my częstujemy ją naszymi kabanosami i słodyczami. Z Przełęczy patrzę na południe skąd mieliśmy przyjść…Widać Durnią… Ech, gdybym nie zgubił kompasu...

    Rzut oka na szlak na Bratkowską...widoczna Durnia.jpgPastereczka....jpg

    Przed nami 2,5 godzinny marsz Drogą Legionów do Rafajłowej. Tym razem nie ma już żadnych podejść a droga wije się brzegiem Rafajłowca. Szybko mijamy kolejne zakręty, przydrożne saraje i kiedy dochodzimy do pierwszych zabudowań zaczyna grzmieć i spada deszcz.

    Droga Legionów w Dolinie Rafajłowca.jpgSaraj przy drodze do Rafajłowej.jpg

    Chcemy schronić się do niewielkiego sklepu i na pytanie: czy możemy? Pada odpowiedź, że nie!!! Pełne zaskoczenie. Po raz pierwszy zdarza się nam na Ukrainie, że nie chcą nam pomóc! Trudno, idziemy dalej. Zmoknięci zatrzymujemy się w następnym sklepie, skąd nikt już nas nie wygania…Deszcz ustaje, pytamy o hotel „U Wiktora”. Okazuje się, że to blisko. Idziemy tam wiedząc z przewodnika, że jest tam restauracyjka i tanie noclegi.

    Kościół i obelisk poświęcony walkom Legionów w Rafajłowej.jpg

    Hotelik znajduje się przy skrzyżowaniu naprzeciwko popadającego w ruinę kościółka i obelisku poświęconego Legionom. W restauracji spotykamy rodaków z Łodzi, którzy przyjechali by „tylko trochę połazić po górach”. My i oni to jedyni klienci tegoż lokalu. To od nich dowiaduję się, że Włosi wygrali Mundial. Przekazują nam też najnowsze informacje polityczne z Polski… Udaje się nam zjeść obiad (17 hrywien) i…zostajemy wyproszeni z restauracji, bo jesteśmy z plecakami!
    Zaczyna mi się to nie podobać. Coś tu jest nie tak a w tej opinii utwierdza mnie jeszcze zachowanie właścicielki hoteliku: za spanie w 4 – osobowym pokoju z łazienką na korytarzu chce 45 hrywien od osoby, każe zostawić buty w korytarzyku przy restauracji (drzwi nie zamykane!) oraz…kijki!!! Na pytanie: dlaczego? – pada odpowiedź: ona nie będzie po nas sprzątać a kijki są zabłocone!!! Zresztą bywają tu Francuzi i Niemcy i nie pytają, dlaczego. Tego było dla mnie już za wiele; wychodzę! Przyrzekam sobie, że więcej noga moja tu nie stanie. Idę do pierwszej z brzegu chałupy i pytam o nocleg. Starsi ludzie z chęcią zgadzają się nas przenocować za 10 hrywien od osoby (!) informują o której jest autobus do Nadwornej i są bardzo mili. W nocy jest potężna burza i wrażenie, że Rafajłowa nas nie chciała…

    (cdn)

  10. #20
    Bieszczadnik
    Na forum od
    02.2005
    Postów
    575

    Domyślnie Grzbietem ukraińskich Karpat... [relacja]


Informacje o wątku

Użytkownicy przeglądający ten wątek

Aktualnie 1 użytkownik(ów) przegląda ten wątek. (0 zarejestrowany(ch) oraz 1 gości)

Podobne wątki

  1. Weekend majowy w Bieszczadach Ukraińskich
    Przez nika89 w dziale Wschodni Łuk Karpat
    Odpowiedzi: 6
    Ostatni post / autor: 15-04-2013, 23:53
  2. noclegi w ukraińskich Bieszczadach
    Przez DiabełPiszczałka w dziale Wschodni Łuk Karpat
    Odpowiedzi: 15
    Ostatni post / autor: 21-05-2012, 13:18
  3. Dobre noclegi w ukraińskich Karpatach
    Przez Henek w dziale Wschodni Łuk Karpat
    Odpowiedzi: 17
    Ostatni post / autor: 28-04-2008, 21:06
  4. Sylwester 2006-2007 w Bieszczadach Ukraińskich :)
    Przez Anyczka20 w dziale Wschodni Łuk Karpat
    Odpowiedzi: 35
    Ostatni post / autor: 09-02-2007, 03:13
  5. Wydalenie ukraińskich architektów
    Przez Stachu w dziale Dyskusje o Bieszczadach
    Odpowiedzi: 32
    Ostatni post / autor: 31-01-2005, 21:26

Zakładki

Zakładki

Uprawnienia umieszczania postów

  • Nie możesz zakładać nowych tematów
  • Nie możesz pisać wiadomości
  • Nie możesz dodawać załączników
  • Nie możesz edytować swoich postów
  •