Dzień jedenasty: 15.07
O godz. 6.40 opuszczamy Rafajłową i marszrutką (4 hrywny) jedziemy do Nadwirnej. Znów przekonuję się, że pojazdy na Ukrainie są z gumy…W busie jedzie na pewno więcej niż 25 osób. Jadą do pracy w górach (wysiadają po drodze i kierowca musi wychodzić na zewnątrz by zamknąć drzwi!), na targ (różne pakunki) lub do pracy w Nadwirnej. Mimo okropnego ścisku, nikt się nie kłóci, nie narzeka…
W Nadwirnej szybko przesiadamy się do marszrutki (4,80 hrywny) do Iwano-Frankiwska by po 45 minutach siedzieć już w autobusie Iwano-Frankiwsk – Użgorod. Bilet do Niżnych Worot kosztuje każdego z nas 28 hrywien. Jedziemy przez Kałusz i Stryj, gdzie mamy dłuższy postój.
Dworzec w Stryju.jpgNa ulicy można napić się kwasu chlebowego....jpgUlica w Stryju....jpg
Wykorzystujemy go na szybkie zwiedzanie okolic dworca kolejowego i autobusowego oraz zakupy jedzenia. Stryj to typowe ukraińskie miasto z „nutką” wschodnią. Mam wrażenie, że za chwilę na ulicy zobaczę przedwojennych Żydów i Ormian, że zaczepiać mnie będą umorusane dzieci proszące o cukierek. Z tymi ostatnimi, ale cygańskimi, rzeczywiście można się spotkać prawie na każdym dworcu…
Podróż mija dość szybko zwłaszcza, że jedziemy dobrze utrzymaną, szeroką drogą wiodącą ku granicy…niestety z tego konsekwencjami. Mijamy dwa poważne wypadki, w których uczestniczyły TIR-y. Mijamy kolejne miasteczka i wsie; wjeżdżamy w Beskidy Skolskie…Droga staje się kręta, za oknami pojawiają się coraz wyższe góry… Nagle wyjeżdżamy na przełęcz i w oknie zauważam napis Latirca…To stąd zaczynalibyśmy ostatni etap naszej wędrówki do Użoka…Za chwilę miga mi napis Biłaszowice. To stąd można najszybciej wejść na Pikuj. Szybko podchodzę do kierowcy i proszę by się zatrzymał. Wysiadamy… Dobrze, że zauważyłem tablicę bo tak musielibyśmy się wracać z Niżnych Worot. Skręcamy w boczną drogę, z której widać pokaźną górę. Nieśmiało pytam mijanych mężczyzn, czy to Pikuj. Pada twierdząca odpowiedź. No to jesteśmy „w domu”! Idziemy jeszcze kilkaset metrów i znajdujemy turbazę "Pikuj". Wchodzimy na teren, gdzie szykowane jest chyba jakieś weselne przyjęcie. Pod zadaszeniem leci muzyka a za drzwiami z napisem „jadalnia” sala zastawiona stołami z niezłym na oko jedzeniem! Idziemy do budynku wyglądającego na hotel. Drzwi otwarte a w środku nie ma nikogo… Kręcimy się kilkanaście minut po budynku aż wreszcie przychodzi jakiś facet. Okazuje się, że to „gospodarz obiektu”. Pytam czy możemy przenocować. Odpowiedź twierdząca całkowicie nas zadowala. Pan prowadzi nas do pokoju z łazienką (wanna) i ciepłą wodą (wieczorem) za 30 hrywien od osoby. Płacimy z góry, bo nasz „gospodarz” też wybiera się na to wesele…Nie pojawia się już wcale (za naszej bytności )… A może by tak zabawić się w Zagłobę? Delikatne chrapanie z sąsiedniego łóżka studzi mój pomysł i odbiera nadzieję... W nocy zaczyna lać!!!
Dzień dwunasty: 16.07
Rano leje nadal a góry toną w chmurach ograniczając widoczność do 10-20 metrów. Pikuja w ogóle nie widać.... Siedzimy w pokoju i zastanawiamy się co robić. Czekać do jutra, bo szykuje się na pewno zmiana pogody – taki sms otrzymuję od swojego kolegi Grzegorza – kapitana żeglugi wielkiej z Polski. Komu jak kumu, ale jemu trzeba zaufać!
Żeby ni rozleniwić się za bardzo i utrzymać w formie postanawiamy w przerwie ulewy iść na spacer i zwiedzić wioskę. Oglądamy cerkiew i dowiadujemy się którędy iść na Pikuj.
Cerkiew w Bilaszowicach.jpgSzlak na Pikuj.jpg
Wioska sprawia wrażenie innej niż te widziane przez nas do tej pory. Panuje tu ogólny ład i porządek, co trudno dostrzec np. w Łopuchowie. Porąbane drzewo poukładane, cegły do budowy również a przed domami czysto, pozamiatane…Byłby na pewno lepszy widok, gdyby nie ten deszcz…Wracamy do swojego pokoju, skręcając jeszcze do „kawiarni”, gdzie jemy obiad razem z wycieczką młodzieży ukraińskiej. Oni byli na Pikuju wczoraj a dziś wyjeżdżają. Miłe panie z „kawiarni” sprzedają nam chleb, bo sklep dziś nieczynny (niedziela). W budynku turbazy nadal nie ma „gospodarza” więc nie ma komu zapłacić za następny nocleg. W nocy ustaje bębnienie deszczu ...
(cdn)
Zakładki