Grzbietem ukraińskich Karpat
Pomysł przejścia grzbietem Ukraińskich Karpat powstał jeszcze przed 2004 rokiem, kiedy przeczytałem relację z wyprawy Łukasza Supergana Łukiem Karpat „Pustka wielkich cisz” http://www.karpaty2004.republika.pl/opis%20wyprawy.htm . 2200 km za „jednym zamachem" to trochę za dużo, ale dla mnie, 50-latka, przejście ukraińskich Karpat wydawało się możliwe, nawet gdyby to miało się odbyć w kilku etapach. A może by tak przejść przedwojenną granicą Polski?
Rok 2005 przyniósł przejście pasma Czarnohorskiego od Popa Iwana po Howerlę i Jasinię a rok 2006 poświęcony miał być przejściu od Jasini do Użoka. Poddać się miały: Świdowiec, Gorgany i Bieszczady Wschodnie zaplanowane na 3 tygodnie. Termin może nie najszczęśliwszy na łażenie po górach: lipiec to niestabilna pogoda, burze i deszcze, ale cóż, inny nie wchodził w rachubę. Trzeba się więc zmierzyć z tym wyzwaniem…
Przygotowania trwały w zasadzie od początku roku. Wymiana sprzętu, dokupienie niezbędnych rzeczy no i podniesienie kondycji na poziom pozwalający spokojnie przejść zaplanowaną trasę. Były więc „męki” na siłowni, trochę biegania i jazda na rowerze a także mały sprawdzian w Bieszczadach. Ostatnie dni to zakupy jedzenia: zupy w proszku, konserwy (głównie pasztety), dżemy, czekolada, napoje izotoniczne i trochę energetycznych. Resztę mieliśmy dokupić we Lwowie. Ubranie: dobra kurtka z polarem, kilka koszulek, skarpety trekkingowe (najlepsze Roenery), spodnie nieprzemakalne, sandały (do odpoczynku i mycia) i dobre sprawdzone buty (moje to Campus Oregon). Do tego mapy, kijki, kompas(!), toporek, dobry nóż i sprzęt biwakowy, lornetka, aparat foto…Uzbierało się tego więcej niż 25 kg! Jeszcze dokumenty, „kasa” (dolary + trochę złotówek) i można wyruszać w drogę…
Plan zakładał dojazd do Przemyśla i spotkanie „gwiaździste” uczestników. Miało być nas kilkoro…Właśnie, miało być…
Dzień pierwszy: 5.07.
Wyjeżdżam do Przemyśla około 5.00. Jest dobra pogoda więc i jedzie się przyjemnie. W Przemyślu zostawiam samochód (jak to dobrze mieć przyjaciół w różnych miejscach Polski!) i udaję się na spotkanie. Są wszyscy, którzy mają jechać. Kupujemy bilety do Lwowa (20 PLN) i o godz. 11.00 ruszamy. Na granicy są jakieś jaja… Sterczymy prawie 2 godz.! A żar leje się z nieba niemiłosiernie. Przejście zawalone różnego autoramentu pojazdami: przeważają starsze roczniki opli, volkswagenów, ład…Większość ludzi ma nadzieję coś zarobić na przemycanych papierosach, alkoholu, drobnym sprzęcie elektronicznym…Dziś jednak królują …taczki! Zresztą w naszym autobusie znajduje się ich kilkanaście! Kierowcy coś kombinują więc lądujemy na bocznym torze co oznacza dodatkowe czekanie… Na pytanie, kiedy wreszcie pojedziemy odpowiadają: za 10 minut. Z tych „10 minut” uzbierała się dodatkowa godzina! Dojeżdżamy do Lwowa około 17.30. Trzeba teraz dojechać do dworca głównego, kupić bilety na pociąg do Czerniowców (34 hrywny) no i połazić po tym przepięknym mieście… Trafiamy oczywiście do „Złotego Dzika” by coś przekąsić…Za 31 hrywien zamawiamy: soliankę, cielęcinę ze śliwkami, sałatkę z ogórków, pomidorów i papryki oraz piwo, a jakże. Tak dobrego jedzonka nie będziemy widzieć dość długo, chociaż…
Tu trzeba wyjaśnić naszą podróż do Czerniowców…Otóż postanawiamy zwiedzić Chocim i Kamieniec Podolski i dopiero stamtąd ruszyć w góry. Jak trafna była to decyzja, przekonaliśmy się wkrótce, podziwiając wspaniałości tych miejsc.
Do 22-giej spacerujemy po uliczkach Lwowa, przypominamy sobie miejsca, które zwiedziliśmy w zeszłym roku. Ulica Ruska rozkopana – remontują nawierzchnię i wymieniają torowisko tramwajowe. Rynek wokół Ratusza w remoncie, ulica Halicka także…Dużo się tu dzieje i dobrze, bo przecież trzeba zachować te perełki dla przyszłości…
Lwów-Cerkiew Preobrażeńska.jpg05.Lwów-wnętrze katedry ormiańskiej.JPG08.Lwów - w oczekiwaniu na pociąg do Czerniowców.JPG
Przed wyjazdem wymieniamy jeszcze dolary na hrywny (kurs 1$ = 4,97 hrywny) i zaopatrzeni w „napoje” wsiadamy do „kupejnoho”. Jakoś nie chce mi się „pić”, zmęczenie daje o sobie znać…Zasypiam chociaż inni podróżnicy balują jeszcze z godzinę. W końcu słychać tylko chrapanie i okropnie tłukące się wagony.
W Czerniowcach jesteśmy około 4-tej. Okazuje się, że autobusy odjeżdżają z drugiego końca miasta, więc z „gestem”, za 15 hrywien, bierzemy taksówkę. Dworzec autobusowy nie sprawia dobrego wrażenia, zresztą, jak się później okaże, także większość pozostałych…
09.Czerniowce-na dworcu autobusowym.JPG
To już drugi nasz dzień…
Dzień drugi: 06.07.
Z Czerniowców wyjeżdżamy o godz. 7.00. Przed nami około 2-godzinna droga do Chocimia (cena biletu 11 hrywien). Jestem ciekawy co zobaczę; jak wygląda ten sławny Chocim, kojarzony z polskimi zwycięstwami hetmanów Karola Chodkiewicza i Jana Sobieskiego i gdzie łączyły się losy wielu narodów…
Do twierdzy chocimskiej dojeżdżamy, z konieczności, taksówką (sam zamek oddalony jest od przystanku autobusowego ok. 2,5 km) zostawiając u przemiłej kasjerki nasze plecaki. Pełne (miłe) zaskoczenie…Teren przedzamcza zadbany, z dużym parkingiem. W kasie kupujemy (4 hrywny) bilety wstępu na zamek, foldery, mapę kresowych zamków…Przed nami widnieje…wielki pomnik hetmana Petra Konaszewicza - Sahajdacznego.
Po przejściu przez Benderską bramę ukazuje się twierdza-cacuszko. Wrażenia są niesamowite...
11.Benderska brama.jpg14.Chocimska twierdza.jpg
Wokół fragmenty murów, baszt, różnego typu umocnień…Wszystko faluje i zieleni się soczystością traw…Główne zabudowania twierdzy stoją na wysokim brzegu Dniestru…
Twierdza od strony Dniestru.jpg
Do głównych zabudowań twierdzy dochodzi się drogą w dół a następnie przez drewniany most nad głęboką suchą fosą wchodzi się przez Basztę wjazdową na dziedziniec. Wyłaniają się potężne budynki: baszta wschodnia, koszary i pałac komendanta. Pięknie prezentuje się kościół zamkowy. Na dziedzińcu i poza murami twierdzy trwają prace konserwatorskie i archeologiczne.
Stają przed oczami obrazy sienkiewiczowskiej trylogii i coś dziwnie ściska za serce…
(cdn...)
Zakładki