Strona 1 z 4 1 2 3 4 OstatniOstatni
Pokaż wyniki od 1 do 10 z 35

Wątek: Grzbietem ukraińskich Karpat... [relacja]

  1. #1
    Bieszczadnik
    Na forum od
    02.2005
    Postów
    575

    Domyślnie Grzbietem ukraińskich Karpat... [relacja]

    Grzbietem ukraińskich Karpat

    Pomysł przejścia grzbietem Ukraińskich Karpat powstał jeszcze przed 2004 rokiem, kiedy przeczytałem relację z wyprawy Łukasza Supergana Łukiem Karpat „Pustka wielkich cisz” http://www.karpaty2004.republika.pl/opis%20wyprawy.htm . 2200 km za „jednym zamachem" to trochę za dużo, ale dla mnie, 50-latka, przejście ukraińskich Karpat wydawało się możliwe, nawet gdyby to miało się odbyć w kilku etapach. A może by tak przejść przedwojenną granicą Polski?
    Rok 2005 przyniósł przejście pasma Czarnohorskiego od Popa Iwana po Howerlę i Jasinię a rok 2006 poświęcony miał być przejściu od Jasini do Użoka. Poddać się miały: Świdowiec, Gorgany i Bieszczady Wschodnie zaplanowane na 3 tygodnie. Termin może nie najszczęśliwszy na łażenie po górach: lipiec to niestabilna pogoda, burze i deszcze, ale cóż, inny nie wchodził w rachubę. Trzeba się więc zmierzyć z tym wyzwaniem…
    Przygotowania trwały w zasadzie od początku roku. Wymiana sprzętu, dokupienie niezbędnych rzeczy no i podniesienie kondycji na poziom pozwalający spokojnie przejść zaplanowaną trasę. Były więc „męki” na siłowni, trochę biegania i jazda na rowerze a także mały sprawdzian w Bieszczadach. Ostatnie dni to zakupy jedzenia: zupy w proszku, konserwy (głównie pasztety), dżemy, czekolada, napoje izotoniczne i trochę energetycznych. Resztę mieliśmy dokupić we Lwowie. Ubranie: dobra kurtka z polarem, kilka koszulek, skarpety trekkingowe (najlepsze Roenery), spodnie nieprzemakalne, sandały (do odpoczynku i mycia) i dobre sprawdzone buty (moje to Campus Oregon). Do tego mapy, kijki, kompas(!), toporek, dobry nóż i sprzęt biwakowy, lornetka, aparat foto…Uzbierało się tego więcej niż 25 kg! Jeszcze dokumenty, „kasa” (dolary + trochę złotówek) i można wyruszać w drogę…
    Plan zakładał dojazd do Przemyśla i spotkanie „gwiaździste” uczestników. Miało być nas kilkoro…Właśnie, miało być…

    Dzień pierwszy: 5.07.
    Wyjeżdżam do Przemyśla około 5.00. Jest dobra pogoda więc i jedzie się przyjemnie. W Przemyślu zostawiam samochód (jak to dobrze mieć przyjaciół w różnych miejscach Polski!) i udaję się na spotkanie. Są wszyscy, którzy mają jechać. Kupujemy bilety do Lwowa (20 PLN) i o godz. 11.00 ruszamy. Na granicy są jakieś jaja… Sterczymy prawie 2 godz.! A żar leje się z nieba niemiłosiernie. Przejście zawalone różnego autoramentu pojazdami: przeważają starsze roczniki opli, volkswagenów, ład…Większość ludzi ma nadzieję coś zarobić na przemycanych papierosach, alkoholu, drobnym sprzęcie elektronicznym…Dziś jednak królują …taczki! Zresztą w naszym autobusie znajduje się ich kilkanaście! Kierowcy coś kombinują więc lądujemy na bocznym torze co oznacza dodatkowe czekanie… Na pytanie, kiedy wreszcie pojedziemy odpowiadają: za 10 minut. Z tych „10 minut” uzbierała się dodatkowa godzina! Dojeżdżamy do Lwowa około 17.30. Trzeba teraz dojechać do dworca głównego, kupić bilety na pociąg do Czerniowców (34 hrywny) no i połazić po tym przepięknym mieście… Trafiamy oczywiście do „Złotego Dzika” by coś przekąsić…Za 31 hrywien zamawiamy: soliankę, cielęcinę ze śliwkami, sałatkę z ogórków, pomidorów i papryki oraz piwo, a jakże. Tak dobrego jedzonka nie będziemy widzieć dość długo, chociaż…
    Tu trzeba wyjaśnić naszą podróż do Czerniowców…Otóż postanawiamy zwiedzić Chocim i Kamieniec Podolski i dopiero stamtąd ruszyć w góry. Jak trafna była to decyzja, przekonaliśmy się wkrótce, podziwiając wspaniałości tych miejsc.
    Do 22-giej spacerujemy po uliczkach Lwowa, przypominamy sobie miejsca, które zwiedziliśmy w zeszłym roku. Ulica Ruska rozkopana – remontują nawierzchnię i wymieniają torowisko tramwajowe. Rynek wokół Ratusza w remoncie, ulica Halicka także…Dużo się tu dzieje i dobrze, bo przecież trzeba zachować te perełki dla przyszłości…

    Lwów-Cerkiew Preobrażeńska.jpg05.Lwów-wnętrze katedry ormiańskiej.JPG08.Lwów - w oczekiwaniu na pociąg do Czerniowców.JPG

    Przed wyjazdem wymieniamy jeszcze dolary na hrywny (kurs 1$ = 4,97 hrywny) i zaopatrzeni w „napoje” wsiadamy do „kupejnoho”. Jakoś nie chce mi się „pić”, zmęczenie daje o sobie znać…Zasypiam chociaż inni podróżnicy balują jeszcze z godzinę. W końcu słychać tylko chrapanie i okropnie tłukące się wagony.
    W Czerniowcach jesteśmy około 4-tej. Okazuje się, że autobusy odjeżdżają z drugiego końca miasta, więc z „gestem”, za 15 hrywien, bierzemy taksówkę. Dworzec autobusowy nie sprawia dobrego wrażenia, zresztą, jak się później okaże, także większość pozostałych…
    09.Czerniowce-na dworcu autobusowym.JPG
    To już drugi nasz dzień…

    Dzień drugi: 06.07.
    Z Czerniowców wyjeżdżamy o godz. 7.00. Przed nami około 2-godzinna droga do Chocimia (cena biletu 11 hrywien). Jestem ciekawy co zobaczę; jak wygląda ten sławny Chocim, kojarzony z polskimi zwycięstwami hetmanów Karola Chodkiewicza i Jana Sobieskiego i gdzie łączyły się losy wielu narodów…
    Do twierdzy chocimskiej dojeżdżamy, z konieczności, taksówką (sam zamek oddalony jest od przystanku autobusowego ok. 2,5 km) zostawiając u przemiłej kasjerki nasze plecaki. Pełne (miłe) zaskoczenie…Teren przedzamcza zadbany, z dużym parkingiem. W kasie kupujemy (4 hrywny) bilety wstępu na zamek, foldery, mapę kresowych zamków…Przed nami widnieje…wielki pomnik hetmana Petra Konaszewicza - Sahajdacznego.
    Po przejściu przez Benderską bramę ukazuje się twierdza-cacuszko. Wrażenia są niesamowite...

    11.Benderska brama.jpg14.Chocimska twierdza.jpg

    Wokół fragmenty murów, baszt, różnego typu umocnień…Wszystko faluje i zieleni się soczystością traw…Główne zabudowania twierdzy stoją na wysokim brzegu Dniestru…

    Twierdza od strony Dniestru.jpg

    Do głównych zabudowań twierdzy dochodzi się drogą w dół a następnie przez drewniany most nad głęboką suchą fosą wchodzi się przez Basztę wjazdową na dziedziniec. Wyłaniają się potężne budynki: baszta wschodnia, koszary i pałac komendanta. Pięknie prezentuje się kościół zamkowy. Na dziedzińcu i poza murami twierdzy trwają prace konserwatorskie i archeologiczne.
    Stają przed oczami obrazy sienkiewiczowskiej trylogii i coś dziwnie ściska za serce…
    (cdn...)
    Ostatnio edytowane przez WojtekR ; 05-08-2006 o 01:03

  2. #2
    Bieszczadnik Awatar Doczu
    Na forum od
    09.2002
    Rodem z
    Sosnowiec
    Postów
    1,058

    Domyślnie Odp: Grzbietem ukraińskich Karpat...

    No Wojtek, czekamy, czekamy z niecierpliwością.
    Jak wrócę z wczasów, to będe miał do Ciebie pytanie logistyczne, o połączenia ze Lwowa, itp. na wypadek gdyby przyszło mi jechac pociągiem.
    P.S.
    A tym Obołoniem na stoliku, to tylko smaka narobiłes
    Po ile tam mają Obołonia ?
    http://www.doczu.pl

  3. #3
    Bieszczadnik Awatar Henek
    Na forum od
    01.2004
    Rodem z
    Rzeszow
    Postów
    1,003

    Domyślnie Odp: Grzbietem ukraińskich Karpat...

    Smaka narobiłeś. Nie tylko tym piwem.

  4. #4
    Bieszczadnik Awatar Lech06
    Na forum od
    06.2006
    Rodem z
    Świdnik
    Postów
    67

    Domyślnie Odp: Grzbietem ukraińskich Karpat...

    Bardzo ciekawa fotorelacja, czekamy na dalszy ciąg.
    Pozdrawiam. Lech

  5. #5
    Bieszczadnik
    Na forum od
    02.2005
    Postów
    575

    Domyślnie Grzbietem ukraińskich Karpat...

    Wstępujemy do wzniesionej w 1832 roku cerkwi św. Aleksandra Newskiego i budynku Szkoły Wojskowej (z 1825 r.), w którym, zgodnie z duchem czasu, rozkręca się teraz interes kawiarniano-barowy. Od przewodnika polskiej wycieczki dowiadujemy się, że w twierdzy chocimskiej kręcono zdjęcia do wielu filmów, m.in.: „Żmija”, „Trzech muszkieterów”, „Strzały Robin Hooda”, „Ballada o dzielnym rycerzu Ivanhoe”.

    Cerkiew zamkowa pw. św. A.Newskiego.JPG

    Do przystanku autobusowego wracamy piechotą mijając po drodze i targ i budowle z różnych okresów historii Chocimia (z przewagą tych z soc-u). Po niespełna godzinie dzięki marszrutce docieramy do Kamieńca Podolskiego.
    Wysiadamy w centrum miasta i szukamy jakiegoś lokum do spania, mycia i zostawienia swoich „garbów”. Nie szukamy długo, więc „popadamy” w „objęcia” opisywanego w przewodniku „Ukraina zachodnia. Tam szum Prutu, Czeremoszu…” hotelu „Ukraina”. Za 30 hrywien dostajemy „nomiery” z brudnymi umywalkami, rozwalającymi się tapczanami, toaletą (tu żałuję, że nie zrobiłem zdjęcia tegoż „specyjału” i osiągnięć techniki sowieckiej) na korytarzu…, ale przecież w założeniu miały być spartańskie warunki…Szybko myjemy się w zimnej (a jakże) wodzie i rzucamy się w miasto. Przekraczamy tzw. Nowy Most nad Smotryczem i wchodzimy do starej części miasta.
    Ulicą Troicką przechodzimy do Polskiego Rynku i zostawiając po lewej stronie Rynek Ormiański, następnie kościół Trynitarzy pw. św. Trójcy ulicą Zamkową wychodzimy na Most Turecki skąd rozpościera się chyba najpiękniejszy widok na fortecę kamieniecką.

    Forteca z mostu Tureckiego.JPGForteca z mostu Tureckiego 2.JPG

    Forteca jest tak imponująca, że aż dech zapiera… Ukazują się potężne mury, baszty, fortyfikacje... Powtarzając za H. Sienkiewiczem („Pan Wołodyjowski” -cóż za zbieg okoliczności!):„(…) drugiego dnia, również po południu, ujrzeli już wyniosłe skały kamienieckie. Na ich widok, a także na widok baszt i rondeli fortecznych zdobiących szczyty skał wielka otucha wstąpiła im zaraz w serca. Albowiem wydawało się niepodobnym, aby jaka inna ręka prócz boskiej mogła zburzyć to orle gniazdo na szczycie otoczonych pętłicą rzeki wiszarów uwite. Dzień był letni i cudny; wieże kościołów i cerkwi wyglądające spoza wiszarów świeciły jak olbrzymie świecie…” A przecież H. Sienkiewicz nigdy w Kamieńcu nie był…
    Za pozostałością bastionu św. Anny w budce kupujemy bilety wstępu, pozwolenie na robienie zdjęć (w sumie chyba 8 hrywien) i na miękkich kolanach wchodzimy na dziedziniec twierdzy.

    Mury od strony dziedzińca.JPG

    Trudno opisać wrażenia i emocje, które spotęgowane obrazami sienkiewiczowskimi zaczęły wirować w umyśle, targać i miotać już to wyobraźnią, już to rzeczywistością potężną… Przechodzimy przez kolejne baszty: Nową Wschodnią, Lanckorońską, Komendancką, Różankę (na 4 m grube mury), Wielką Basztę Zachodnią, Denną (także zwaną Dzienną), Lacką, Tęczyńską, Kołpak i Papieską (ufundowaną w latach 1503-1515 przez papieża Juliusza II – najwyższą, 28 metrowej wysokości). Także w twierdzy widoczne są współczesne (kawiarnia i bar wraz ze sklepikiem z pamiątkami) lub nowo-historyczne (w jednym z budynków koszar znajduje się muzeum wojny ojczyźnianej i współczesności Ukrainy) akcenty. W dole w jarze Smotrycza stoi doskonale widoczna z murów twierdzy drewniana z 1799 r. cerkiew Wozdwiżeńska.

    Widok z murów na karwasarską cerkiew Wozdwiżeńską.JPG

    Wędrując jarem Smotrycza można wrócić do Starego Miasta zwiedzając po drodze tzw. Ruskie Folwarki i dochodząc do Bramy Ruskiej. To kluczowy element obrony miasta składający się z 8 baszt (zachowało się 5), barbakan, forty, mur przecinający rzekę (służył też jako tama spiętrzająca do 90 m szerokości wody rzeki). Idąc dalej jarem można dojść pod gmach koszar de Wittego i dzielnicy ormiańskiej.

    Panorama miasta z murów fortecy.JPG

    My wracamy przez most Turecki i zwiedzamy zabytkowe budowle Starego Miasta. Chcemy „połknąć” jak najwięcej, choć zmęczenie i upał dają się we znaki. Zwiedzamy cerkiew ormiańską św. Mikołaja z XVI w., przechodzimy przez Rynek Ormiański, następnie wstępujemy do odnawianego kościoła i klasztoru Dominikanów. Oglądamy też katolicką katedrę św. św. Piotra i Pawła, cerkiew św. Grzegorza i cerkiew mołdawską św. św. Piotra i Pawła, Starą Prochownię, Turecki Bastion, basztę Batorego i Bramę Polską. Na każdym kroku obcujemy z historią tego kresowego grodu i zarazem Polski. Aż trudno uwierzyć, że te budowle wzniosła kiedyś Rzeczpospolita, że każda nacja tu mieszkająca miała w tym budowaniu swój udział, że tak udało się razem, wspólnie...A dziś?

    Widok na jar Smotrycza.JPG

    Spóźniony obiad jemy w rekomendowanym przez cyt. przewodnik „Gościnnym Dworze” przy ul. Troickiej 1. Miła obsługa, dobre jedzonko, tanio…Wracamy do „hotelu”, bo jutro czeka nas poranny wyjazd do Jasini. A to prawie 10 godzin jazdy autobusem…
    (cdn)
    Ostatnio edytowane przez WojtekR ; 05-08-2006 o 01:06

  6. #6
    Bieszczadnik Awatar Doczu
    Na forum od
    09.2002
    Rodem z
    Sosnowiec
    Postów
    1,058

    Domyślnie Odp: Grzbietem ukraińskich Karpat...

    O taaaak. Kamieniec to jest coś co musze zobaczyć. Jak masz więcej fotek to zapodaj
    http://www.doczu.pl

  7. #7
    Bieszczadnik
    Na forum od
    01.2006
    Rodem z
    Ruda Śląska
    Postów
    261

    Domyślnie Odp: Grzbietem ukraińskich Karpat...

    Szczerze mówiąc Chocim zrobił akurat na mnie o wiele większe wrażenie niż Kamieniec Podolski.
    Przelicznik walutowy z 26.07.2006 r. ze Lwowa: 100 PLN = 158 UAH (oczywiście są miejsca że dają tylko 120, więszość proponuje 150, ale jak się dobrze rozejrzeć to da się dojść do podanej powyżej kwoty)
    Czekam na dalszą relację z wyprawy
    Pozdro
    J.P

  8. #8
    Bieszczadnik
    Na forum od
    02.2005
    Postów
    575

    Domyślnie Grzbietem ukraińskich Karpat...

    Dzień trzeci: 07.07
    Pobudka o 8.00, skorzystanie z urządzeń „made in USSR”, pakowanie „dobytku” i wędrówka na dworzec autobusowy. Kupujemy bilety na autobus do Rachowa na godz. 9.40 i rozglądamy się po „dworcu”… Jakże to inne dworce niż kolejowe! „Avtowokzały” to miejsca zaniedbane, zaśmiecone, z dziurami w nawierzchni i pojazdami pamiętającymi chyba wczesne lata 60-te, choć „marszrutki” wyglądają całkiem przyzwoicie… W zwykłej budce – kiosku kupujemy ciepłe jeszcze bułeczki, kawę (znakomita!), trochę słodyczy, wodę (niezłe to „Truskawiecka” i „Dobra woda”). Zbliża się godzina odjazdu a tu żadnego autobusu. Zaciekawiony przechodzę obok stanowisk i… widzę forda transita z napisem Kamieniec Pod.- Rachów.

    Nasza marszrutka.jpgDworzec w Czerniowcach 2.jpgToaleta na dworcu w Czerniowcach.jpgDworzec autobusowy w Czerniowcach.jpg


    Pytam kierowcy pokazując bilety czy to nasz pojazd i w odpowiedzi słyszę, że to ten właśnie, ale miejsc już nie ma! Jak to nie ma – mówię, przecież mam bilety… Kierowca na to, że pójdziemy do kasy i zwrócą nam pieniądze. Tego było już za wiele! Krótka ostra wymiana zdań na temat porządków na Ukrainie i… lądujemy wewnątrz pojazdu! Przekonałem się, że w tak niedużym w sumie busie może jechać ponad 20 osób! I to jak jechać…! Do Czerniowców przyjeżdżamy z godzinnym a do Kołomyi … z 50 min. wyprzedzeniem, nie mówiąc już o Jasini, gdzie zdecydowaliśmy się wysiąść. Kierowca, nawiasem mówiąc wielki „luzak”, ostro gonił nie zważając na znaki, ograniczenia prędkości itp. W każdym bądź razie była to niezła jazda…

    Czerniowce-miasto.jpg

    W Jasini (postanowiliśmy rozpocząć akcję w górach tu, gdzie zakończyliśmy ją w zeszłym roku), szukamy miejsca na nocleg i trafiamy do bardzo fajnego hoteliku z ciepła wodą (wspaniale urządzona łazienka), przedpokoikiem z lodówką, balkonem, TV-sat za jedyne 50 hrywien. Mamy więc jeszcze jeden dzień z prawdziwym stałym dachem nad głową. Wyko-rzystujemy tę okazję do porządnej kąpieli (od jutra będziemy ją często wspominać!) i prania. Właściciel na pytanie o słynną cerkiew Strukowską proponuje swoim samochodem obwieźć nas po zabytkach Jasini a nawet pojechać na Przeł. Jabłonicką by pokazać, gdzie przebiegała dawna granica II Rzeczpospolitej i skąd w 1914 roku wyruszyły oddziały Legionów…

    Przełęcz Jabłonicka współcześnie.jpg

    W drodze opowiada o swoim życiu, rodzinie sukcesach zawodowych. Wskazuje ciekawsze miejsca…

    Jedna z cerkwi w Jasini.jpg

    Po blisko godzinnej jeździe dowozi nas na miejsce najstarszej cerkwi w Jasini. Postanawiamy zrobić sobie spacer i wrócić piechotą. Dziękujemy więc za uprzejmość naszemu Cicerone i przez wiszącą kładkę przedostajemy się na drugi brzeg Cisy, gdzie na niewielkim wzgórzu stoi ta słynna cerkiew.

    Cerkiew Strukowska w Jasini.jpg

    Według legendy, w tym miejscu przed 500 laty pierwszą świątynię pobudował bogaty pasterz Iwan Struk. Pewnej zimy spadł nagle wielki śnieg, który zmusił pasterza do pozostawienia swojego stada owiec bez opieki. Kiedy postanowił wiosną wrócić po nie, myślał, że z powodu mrozów i wilków niewiele mu owiec pozostało. Okazało się jednak, że stado jest całe a każda z owiec miała jeszcze po trzy młode. Ludzie uznali te lasy za błogosławione i dobre na osiedlenie się a Iwan Struk w podzięce Bogu pobudował kaplicę pw. Podniesienia Pańskiego.
    Obecną cerkiew pobudowano w 1824 r. Posiada piękny oryginalny ikonostas a obok świątyni znajduje się zabytkowa drewniana dzwonnica z 1813 r. Stąd też prowadzi szlak do schroniska Drahobrat, ale nam nie będzie dane jutro tędy wędrować…Po powrocie do hoteliku za 25 hrywien jemy dwudaniową + Obołon + herbata obiadokolację i pakujemy się do łóżek. Jutro rano wreszcie wyruszamy w góry!

    (cdn)
    Ostatnio edytowane przez WojtekR ; 05-08-2006 o 01:04

  9. #9
    Bieszczadnik
    Na forum od
    02.2005
    Postów
    575

    Domyślnie Grzbietem ukraińskich Karpat...

    Dzień czwarty: 08.07
    Decydujemy się dojechać terenówką do schroniska Drahobrat. Cena jaką udaje się wynegocjować to 100 hrywien i…warto było. Dojście zabrałoby nam około 4-5 godzin drogą niezbyt ciekawą po wertepach, koleinach i błocie…Jedynie początkowy odcinek biegnący doliną Świdowca warty jest wspomnienia.

    W drodze na Drahobrat.jpg

    Jedziemy więc uaz-em miejscami zanikająca drogą, miejscami przez koleiny wyżłobione przez ciężki sprzęt, który służy na budowach na polanie Drahobrat oraz do podwiezienia turystów na wierzchołki Świdowca! My wysiadamy pod dolną stacją wyciągu na Stih. Dalej już tylko piechotą…Polana powoli zabudowywana jest różnorakimi budowlami w większości podobnymi do Gargamelowego zamku. Obok też stoją stare pamiętające jeszcze „dobre” czasy sowieckie. Wszystko sprawia wrażenie tymczasowości, braku harmonii z przyrodą, bałaganu połączonego z brakiem gustu. Szybko opuszczamy to miejsce z niewesołymi minami…

    Polana Drahobrat 1.jpgPolana Drahobrat 2.jpg

    Powoli wspinamy się na przełęcz pod Bliźnicą. Po drodze, na szlaku mijają nas terenowe lexusy, land cruisery, pajero i zwykłe „gruzawiki” z pełną paką turystów…Nagle słyszymy okropny ryk: to dwaj miłośnicy motorów crossowych, którzy w szaleńczym pędzie wjeżdżają na sam wierzchołek Stiha (1707 m)!!! Niestety z takimi zjawiskami spotykać się będziemy jeszcze kilka razy…Na przełęczy pod Bliźnicą robimy krótki odpoczynek. Wokół zieleni się Świdowiec… Jesteśmy zachwyceni widokami, choć od czasu do czasu ciszę lub wesołe granie na piszczałce huculskich pasterzy przerywa warkot silnika…

    Widok na Bliźnicę.jpgA dookoła góry...widok na polanę Drahobrat.jpg

    Wędrówka na Bliźnicę zajmuje nam trochę czasu. Jest to wynik braku aklimatyzacji jak również samego profilu tych gór: ostre miejscami podejścia i równie ostre zejścia. Czarnohora była pod tym względem łaskawsza choć wysokości o blisko 200 m większe. Nic to, trzeba przywyknąć!
    Na Bliźnicy spotykamy miłych Ukraińców (zresztą sam szczyt oblegany jest jak Tarnica), z którymi wymieniamy się adresami mailowymi (trzeba przesłać zdjęcia!) a ja daję Sergijowi foliowaną mapę Ukraińskich Karpat, z której nie spuszczał wzroku, ciągle ją zachwalając, że taka porządna, że u nich takich nie ma… W zamian dostaję ich „setkę” sięgającą Sywuli i Końca Gorganu… Rozmawiamy o turystyce na Ukrainie, znakowaniu szlaków, wędrowaniu przez parki narodowe…Okazuje się, ze Sergij jest dziennikarzem i organizatorem konferencji zachęcającej młodych Ukraińców do wędrowania po górach „bez pomocy moto-techniki”. Na moją odpowiedź, że w Polsce w każdym parku narodowym można jedynie wędrować szlakami reaguje zdziwieniem i stwierdzeniem, że „całe szczęście na Ukrainie jeszcze tego nie ma!” i dodaje: „oby jak najdłużej”!!!…Kręcimy się z nimi jeszcze trochę po szczycie, odnajdujemy przy pomocy kompasu(!!!) okalające Bliźnicę wierzchołki gór. Było bardzo miło a jak brzemienne w skutki będzie to spotkanie dowiem się, niestety, następnego dnia! Zbliża się godz. 13-ta a to oznacza, że coraz bliżej słychać pomruki nadchodzącej burzy. Przez kilka dni będzie to prawidłowość.

    Na Bliźnicy.jpgPanorama Świdowca.jpg

    Szybko więc schodzimy ze szczytu na przeł. Pod Bliźnicą, trochę odpoczywamy a następnie wydłużając coraz bardziej kroki (burza coraz bliżej) trawersujemy Stiha i kolejne wierzchołki. Niestety nie dane nam dziś dojść do jeziorka pod Todiaską. Zaczyna padać i już całkiem blisko grzmieć… Postanawiamy zejść trochę niżej w kocioł z widocznym z góry strumykiem. To dobre miejsce na biwak.

    Pierwszy biwak na Świdowcu...w dali Stih.jpg

    Otrzymuję sms, że reszta ekipy, która atakowała Bliźnicę z Kwasów wycofuje się, bo już u nich ulewa i burza. Okazało się, że wyszli za późno i nawet nie doszli do szczytu. Jesteśmy więc forpocztą wyprawy i tak niestety pozostanie do końca…Część się wycofa z powodu chorób (głównie zatrucia pokarmowe), część po prostu nie da rady...Trochę nam przykro, że nie wszyscy serio potraktowali te góry. Duże odległości, braki kondycyjne i brak w pobliżu siedzib ludzkich (do świdowieckich wsi należałoby schodzić kilka godzin) a także niemożność pokonania tzw. „kryzysu woli” to główne powody wykruszenia się ekipy.
    Wyłączamy komórki, bo burza jest już nad nami. Błyskawicznie rozkładamy namioty i chowamy się przed drobnym deszczem. Po godzinie burza mija i wychodzi słońce. Jest dopiero 16-ta i można jeszcze iść dalej, ale postanawiamy pierwszą noc w górach spędzić właśnie tu. Jemy szybką kolację: jakieś kanapki, zupka „chińska pikantna”… Wokół robi się cicho; gdzieniegdzie tylko pobekują owce i słychać delikatne dźwięki piszczałek…Jest pięknie… Przypominają mi się fragmenty Vincenzowkiej epopei "Na wysokiej połoninie"... Nie wiem kiedy zasypiam…

    (cdn)
    Ostatnio edytowane przez WojtekR ; 05-08-2006 o 01:05

  10. #10
    Bieszczadnik
    Na forum od
    02.2005
    Postów
    575

    Domyślnie Grzbietem ukraińskich Karpat...

    Dzień piąty: 09.07
    Ranek jest przepiękny. Mgły ścielą się nad dolinami sprawiając wrażenie, że to nie góry lecz archipelag. Słońce obija się o szczyty malując impresjonistyczne krajobrazy… Chce się powiedzieć: „chwilo trwaj…”

    Ranek na Świdowcu.jpgMorze w górach....jpg

    Trzeba się jednak zwijać by do 13-tej przejść więcej niż poprzedniego dnia. Pakujemy plecaki. Chcę jeszcze sprawdzić trasę i… nie mogę znaleźć kompasu! Nigdzie go nie ma! Powoli, odtwarzając wczorajsze wydarzenia uświadamiam sobie, że ZOSTAŁ NA BLIŹNICY!!! Byłem tak zakręcony wejściem na szczyt, pięknymi widokami, wreszcie wymianą „paciorków”, że zostawiłem go na kępie trawy.
    Nogi uginają się pode mną. Teraz jesteśmy w kropce. Co dalej? Wyprawa jeszcze na dobre się nie zaczęła a my, z mojej winy, tracimy urządzenie, bez którego poruszanie się po Gorganach jest praktycznie niemożliwe. Przeszukuję jeszcze raz swój plecak. Bez zmian: KOMPASU NIE MA!!! Naradzamy się i decydujemy na zmianę trasy: idziemy dalej przez Świdowiec, który można przejść bez kompasu, zejdziemy do którejś z wiosek i tam może kupimy…Z konieczności więc musimy ominąć Przeł. Okole i Bratkowską.
    Wyruszamy w dalszą drogę z 2 godzinnym opóźnieniem niż zakładał plan. Idziemy w milczeniu…Jakoś powoli tak, bez zwykłego animuszu, pokonujemy kolejne wzniesienia.

    Zielony Swidowiec...w głębi Todiaska.jpg

    Jest ich coraz więcej i jak na złość wyłaniają się zza każdego zakrętu, po każdym podejściu... Idziemy według mapy i słońca. Ja tracę poczucie odległości i czasu. Wydaje mi się, że dawno powinniśmy dojść do pierwszego krzyża a tu go nie ma i nie ma. Droga się nam coraz bardziej dłuży. Nie rozweselają nawet miłe spotkania z dziko pasącymi się końmi i nie dziwi płonąca w dali połonina…

    Spotkanie na szlaku.jpgPłonąca połonina....jpg

    Niektórzy mieszkańcy tych gór twierdzą, że połoniny podpalają konkurujący o pastwiska pasterze (nie chce mi się w to wierzyć), inni, że połonina pali się od uderzenia pioruna a jeszcze inni, że samoistnie zapala się ulatniający z ziemi gaz…W sumie to niczego do końca tak nie wiadomo…
    Ospale nas idących ponaglają odgłosy zbliżającej się (a jakże) burzy. Szukamy więc miejsca na biwak. Znów stromo schodzimy do niewielkiej dolinki ze źródliskiem, rozkładamy namiot i przeczekujemy „hrozu”. Po kilkudziesięciu minutach robi się znów piękna pogoda. Namioty niestety są mokre, więc nie bardzo nadają się do zwinięcia a dolinka zachęca do biwakowania…

    Głębokie doliny.jpg

    Myjemy się w lodowatej wodzie, robimy obiad (tym razem zupkę pomidorową i gulasz). Po obiedzie postanawiamy dobrze wypocząć. Mijają nam złe humory… Zza wierzchołka wyłania się jednak mała chmurka, z której spada ulewny deszcz i uderzają pioruny i to całkiem blisko. Leżę więc plackiem w namiocie i odliczam od kolejnego błysku do grzmotu. Często się zdarza, że nie zdążam powiedzieć „raz, dwa”. Odgłos burzy wzmacnia jeszcze echo więc wydaje się, że ona nas otacza ze wszystkich stron. Zaczynam się trochę bać… Całe szczęście, że kanonada trwa niecałą godzinę. Jest pewne, że nie ruszymy się z tego miejsca do jutra… Spoglądam na otaczające nas ściany…Jak my się stąd wydostaniemy? Toż to prawie pionowo…! To zmartwienie zostawiam jednak na później…Przypomina mi się kompas…
    Noc okazuje się bardzo zimna. Wkładam spodnie i kurtkę polarową, skarpety i mocno na nos wciągam wełnianą czapkę. Zasuwam swój śpiwór do końca. To wreszcie pomaga… Śpię jednak jak zając pod miedzą…

    (cdn)
    Ostatnio edytowane przez WojtekR ; 05-08-2006 o 01:07

Informacje o wątku

Użytkownicy przeglądający ten wątek

Aktualnie 1 użytkownik(ów) przegląda ten wątek. (0 zarejestrowany(ch) oraz 1 gości)

Podobne wątki

  1. Weekend majowy w Bieszczadach Ukraińskich
    Przez nika89 w dziale Wschodni Łuk Karpat
    Odpowiedzi: 6
    Ostatni post / autor: 15-04-2013, 23:53
  2. noclegi w ukraińskich Bieszczadach
    Przez DiabełPiszczałka w dziale Wschodni Łuk Karpat
    Odpowiedzi: 15
    Ostatni post / autor: 21-05-2012, 13:18
  3. Dobre noclegi w ukraińskich Karpatach
    Przez Henek w dziale Wschodni Łuk Karpat
    Odpowiedzi: 17
    Ostatni post / autor: 28-04-2008, 21:06
  4. Sylwester 2006-2007 w Bieszczadach Ukraińskich :)
    Przez Anyczka20 w dziale Wschodni Łuk Karpat
    Odpowiedzi: 35
    Ostatni post / autor: 09-02-2007, 03:13
  5. Wydalenie ukraińskich architektów
    Przez Stachu w dziale Dyskusje o Bieszczadach
    Odpowiedzi: 32
    Ostatni post / autor: 31-01-2005, 21:26

Zakładki

Zakładki

Uprawnienia umieszczania postów

  • Nie możesz zakładać nowych tematów
  • Nie możesz pisać wiadomości
  • Nie możesz dodawać załączników
  • Nie możesz edytować swoich postów
  •