nikomu nie polecam burzy w górach. Mi przydażyło się niestety kilka razy. Raz w Tatrach na Kościelcu, burza przyszła nagle niewiadomo skąd, ale to już chyba takie miejsce w Tarach. Bedąc na szczycie już mieliśmy schodzić ale jeszcze ostatnia fotka i wtedy piorun walnął między nas, aż mi się ciepło zrobiło a włosy stanęły dęba. Zbiegałam z Kościelca ile sił w nogach a co najdziwniejsze kilka osob zamiast schodzić w dół spokojnie sobie wchodziło. Niebo zrobiło się sine, pioruny co chwila waliły grzmiało niesamowicie.
Od tamtego czasu panicznie boję sę burzy.
W bieszczadach jednak nas dopadła na Kremenarosie. I co tu robić czy iść 5-godzinnym szlakiem na Rabią Sakałę a stamtąd do Wetliny, czy wracać odkrytym szczytem Rawek?? Wybraliśmy drugą opcję, najgorszą część burzy z gradem przeczekaliśmy w lesie, potem dołączyliśmy się do Słowaków którzy podążali do bacówki pod Rawką.
Burze dalej mnie przesladują, ostatnio złapała nas na spływie kajakowym rzeką Krutynią na Mazurach a pozniej podczas rejsu statkiem po j. Nidzkim a kilka dni temu podczas przejażdzki na rowerze lubelską ścieżką rowerową. Może to ja ściągam te burze???
Zakładki