... myślałem, że Miczurin, to coś, jakoś, roślinki chyba, a nie zwierzaki, ale może źle myslałem.... Zresztą nieistotne, wiemy o co chodzi.
... myślałem, że Miczurin, to coś, jakoś, roślinki chyba, a nie zwierzaki, ale może źle myslałem.... Zresztą nieistotne, wiemy o co chodzi.
Rano miałam dzikie spotkanie trzeciego stopnia z wiewiórką. Uderzyła mnie objedzoną szyszka prosto w głowę.
Lucyna, to chyba jakiś koszmarrr ... Pozdro.![]()
Hej:)
Synantropijne zwierzątka już nie zaskakują. Tak jak kiedyś dawno temu sokoły wędrowne na PKiN w stolycy. Jak jeszcze niedźwiadki zaczną zaglądać do miejskich śmietników, to już będzie wszystko OK i jak w Ameryce:D Co raz trudniej o dzikie spotkania...
Ja wspomnę dzikie spotkanie z kozicą w Tatrach. Rzadko można mieć 'przyjemność' tak bliskiego spotkania z tym zwierzakiem, choć do obecności ludzi są przyzwyczajone aż za bardzo. A było to tak. Szedłem sobie szlakiem z Morskiego Oka do 'Piątki' przez Świstówkę Roztocką, pogoda była wyborna, pora późna i trawers po Miedzianym i wschodnim stoku Świstówki robiłem przy zachodzie słońca. Ale była ładna poświata, powietrze przejrzyste. Nie spieszyłem się, bo i tak resztówkę drogi miałem do zrobienia niemal po omacku, ale kto by się przejmował. Wyłożona kamorami droga bieleje tam przecież w czarną noc wyraźnie i można iść, byle nie za szybko. Gdy stanąłem na przełamaniu kolejnego żebra na trawersie Roztoki i zabrałem się do zejścia w mały kociołek zobaczyłem na sąsiednim żeberku sylwetki kozic. Ładnie się prezentowały na tle zorzy zachodniej, czarne, ostre kontury w dostojnych pozach. Ale były daleko więc po chwili ruszyłem w dół, do kociołka, i tam, na wielkiej, prawie poziomej wancie rozłożyłem się sycąc płuca aromatycznym dymkiem z kiepa zwanego Popularnym i ogrzewając schłodzone wieczornym ziąbem plecy o rozgrzaną przez cały dzień wantę. Tak sobie tam leżałem, smaliłem ciuka, napawałem się ciszą, niezwykłym w ten czas spokojem w górach - nawet nie łoskotały kamienne lawinki po grzędach i pionach, jak to czasem po gorącym dniu się dzieje, gdy skały gwałtownie stygną - nad górami unosił się tylko lekki poszum potoków z dolin i nic więcej. W pewnym momencie usłyszałem dziwne sapanie, jakby nieco astmatycznego turysty w połowie wypoczynku na Świnicy. Wancisko leżało tuż przy szlaku, a jego górna krawędź była tak z metr nad 'podłogą' więc niewysoko. Odwróciłem się powoli całym ciałem w kierunku dźwięku i zamarłem. Dosłownie może metr, może dwa metry ode mnie wpatrywały się we mnie czujne oczy starego kozła. Widać przywykł do tego, że za dnia tu walają się czasem jacyś ludzie, ale o tej porze już zwykle mało kto tędy chadzał i wyszedł ów zwierz posprawdzać, co tam przy szlaku. Był bardzo zaskoczony moją obecnością i chyba tym, że sam odważył się tak blisko podejść do tego dziwnego stwora, leżącego niemal po ciemku na głazie i wypuszczającego z siebie kłęby smrodliwego dymu. Mierzyliśmy się wzrokiem dłuższy czas i czułem, że gdy przestanę patrzeć mu w oczy, umknie i tyle będzie z tego spotkania. Więc wpatrywałem się w te jego ślepia, on w moje i błagałem w duchu, aby trwało to jak najdłużej. Odruchowo zaciągnąłem się papieroskiem czując niesamowite napięcie, nieco przypominające to, które dopadło mnie przed maturą z matematyki:D Wytrzymał i ten ruch ręki, ale gdy wypuściłem z ust kolejny kłąb dymu, skoczył. Nad wantą, nade mną i w górę po stromawym stoku grzędy. W ułamku sekundy zniknął za przełamaniem stoku, a po nim został tylko odór zwierza i wyraziste wspomnienie jego oczu.
Jeszcze wiele razy później tam zachodziłem z myślą, że może uda mi się natknąć na tego kozła, albo którą z jego pań lecz to był tylko ten jeden, jedyny raz. Efektem tych miniwyprawek było za to kilka pysznych zachodów słońca uwiecznionych na slajdach ORWO. Wyblakły już niestety tak, że chyba trzeba będzie tam znów się wybrać w lipcowy czas i poleżeć na wancie... Może któryś jego kuzyn zapała taką samą ciekawością do ludzi, co tamten?
Pozdrawiam,
Derty
Rano robimy nic. Lubimy to robić (Z Bertranda, 2011)
właśnie, wziąłby człowiek amunicję
eksportową śliwowicję
drzwi opatrzyłby w inskrypcję:
"przedsięwzięto ekspedycję" (MamciaDwaChmiele,2012)
To tak jak by jakiemuś ludzkiemu odmieńcowi kazano siedzieć w zamknięciu z małpami, tylko po to aby nasycić potrzeby innego osobnika.... (to było a propos mięsa, ponoć innego smaku, lepszego)
Totalny bezsens, a moim zdaniem może to zagrażać "czystości gatunku" żubrów jako takich. Z tego co mi wiadomo, acz może się mylę żubronie pierwszej linii nie dają płodnego potomstwa, natomiast później.... chyba tak. Niech się taki urwie, i przydyba jakąś panią żubrową, i możemy zapomnieć o ochronie żubrów jako gatunku. Podobnie ma się pomysł pana remiera L z hodowlą bizonów (które tu są traktowane jako bydło, a dają płodne z żubrami potomstwo). Wypadków ucieczek zwierząt było sporo (choćby pan lew w Warszawie parę lat temu, co to wtedy żądni safari postrzlili chyba weterynarza pffff), tak więc i żubra nie da się utrzymać w 100% pewności że nie zwieje.
A Pubal? Biedak, możnaby powiedzieć "jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma", ale inseminacja? ehhhhh Biedak. I czym on zawinił?
https://bieszczady.guide- Że przewodnik napisałem i że ludzi uszczęśliwiam. A co!
-> Derty
Pod koniec pięknego października,na tym samym trawersie od strony Roztoki szedłem sobie do Piątki.Po lewej kosówka,po prawej też a pośrodku zad kozła.Plątałem się po okolicy od miesiąca,napatrzyłem na kozice,świstaki a i miś się napatoczył więc chciałem przejść a nie gapić się.Stanąłem,zapaliłem,pochrząkałem a on tylko spojrzał raz w moją stronę...i nic,olał mnie całkiem.O ty ... myślę głośno i sięgam świętokradczo po kamyk.Pacnąłem go,podskoczył,fuknął i z godnością,nieśpiesznie podał tyły.Ja za to śpiesznie(może i nieduży zwierz ale skoczny i ma nieprzyjemne haki) dałem nogę do schronu.Do tej pory się zastanawiam dlaczego się nie bał...
Pozdrav
http://www.flickr.com/photos/bison86/
http://picasaweb.google.com/Bison86
Po drogach wedrować, zrobić co tylko sie da aż sie dopełni czas...
Kiedyś na którymś szkoleniu rozmawialiśmy o płodności żubroni. Z tego co pamiętam krzyżówka jest płodna. Problemy z prokreacją powoduje zbyt gęste futro. Plemnikom jest zbyt ciepło i obumierają.
Browarze,
Pewnie to ten sam kozioł, który mnie przeskoczył, tylko zestarzał się i nawet chodzić już mu się nie chce:D
To jest tak, ze kozice całkiem chyba już zatraciły w tym miejscu instynkt samozachowawczy. Przecież wiesz, jakie tłumy potrafią tamtędy sznurować w ciepły dzionek letni:D I nikt nie jest dawnym polowacem, przed którym trza było umykać co tchu.
Ostatnio pod Wołowcem na zielonym szlaku do zdjęć pozowała rodzinka świstaków. Do fotografowania zebrało się około setki osób! Szef stadka stał na kamorku wyprostowany niczym cysorz i dumnie na nas spoglądał. Gdyby umiał mówić, zorganizowałby konferencję prasową:P Zacząłem go 'podchodzić'żeby z bliska portrecik pyknąć. Schował się, gdy dzieliło nas może 10 metrów. Nawet nie wydał ostrzegawczego dźwięku. To przyzwyczajanie się zwierzów w PN-ach do stałej obecności ludzi chyba na zdrowie im nie wychodzi. Np we wspomnianej 'przygodzie' ze świstakami najgorsze było to, że wszystkie niemal dzieci spośród obserwatorów postanowiły nakarmić czymś malutkie kochane świstaczki i naśmieciły tam krakersami, marsami i czym tam jeszcze. Tak czy siak dzikość w takich miejscach to wspomnienie:D
Pozdrawiam,
Derty
Rano robimy nic. Lubimy to robić (Z Bertranda, 2011)
właśnie, wziąłby człowiek amunicję
eksportową śliwowicję
drzwi opatrzyłby w inskrypcję:
"przedsięwzięto ekspedycję" (MamciaDwaChmiele,2012)
Aktualnie 1 użytkownik(ów) przegląda ten wątek. (0 zarejestrowany(ch) oraz 1 gości)
Zakładki