Radio Rzeszów podało, że przyczyną podpalenia było zapruszenie ognia przez grupę, którą prowadziła moja znajoma, zawodowa przewodniczka. Tego się nie spodziewałam. Zgroza.
Radio Rzeszów podało, że przyczyną podpalenia było zapruszenie ognia przez grupę, którą prowadziła moja znajoma, zawodowa przewodniczka. Tego się nie spodziewałam. Zgroza.
Gdzie była twoja koleżanka jak oni to zrobili???
Powinno sie osądzić winnych i nałożyć obowiązek naprawienia szkody.
Smutno mi......
http://kkkrzychoo.fotosik.pl/
W cerkwi, był też ksiądz, który wyszedł ostatni. Nie ma winnych. Cerkiew spłoneła.
Jeszcze wczoraj razem z Długim i jego przesympatyczną żoną Joanną zastanawialiśmy się, co dalej z cerkwią? Może ktoś zna więcej szczegółów?
A tak swoją drogą: jak grupa turystów może zaprószyć ogień w cerkwi, która jest otwarta tylko na czas jej zwiedzania /bo chyba nie zwiedzali jej podczas nabożeństwa?/. Od świecy, którą zapalili?
bertrand236
Po prostu nie wiem. Olka cały czas mówiła, że to był rabunek. Dzisiaj przeżyłam szok. To była tzw. pijacka grupa,która wracała z imprezy. Zaprowadziła ich do cerkwi, kupowali bardzo dużo świec. Dwie możliwości albo upadła świeca albo zapruszyła się zapałka w dywanie. Tak mówili w radio rzeszów. Ksiądz twierdził, że wyszedł ostatni i potem kilka razy wchodził do cerkwi. Najgorsze to, że następną grupę miałam ja wprowadzić do cerkwi. Nie wyrobiłam się czasowo, siostra zakonna zatrzymała mnie w klasztorze nazaretanek. Nikt nie cofnie czasu.
bertrand236
Wiecie co...... trzeba do tego wątku co raz wracać bo zapomni sie o odbudowie tej cerkwi. Juz teraz zrobiło się cicho.
Smutno mi......
http://kkkrzychoo.fotosik.pl/
Więcej szczegółów
Dziennik Polski
"Umorzone śledztwo po pożarze cerkwi w Komańczy .
Ze względu na niewykrycie sprawcy Prokuratura Rejonowa w Sanoku umorzyła śledztwo prowadzone w związku z pożarem cerkwi prawosławnej pod wezwaniem Opieki Matki Bożej w Komańczy. Przypomnijmy, że 13 września 2006 r. piękna drewniana świątynia spłonęła doszczętnie.
W śledztwie stwierdzono, że w dniu pożaru cerkiew zwiedzali turyści z przewodnikiem. Obecny był ksiądz proboszcz Marek Gocko. Wycieczkowicze zapalili świece intencyjne. Po wyjściu turystów duchowny zgasił świece, wyszedł ostatni z cerkwi, zamykając drzwi do świątyni. Po około dwóch godzinach od opuszczenia cerkwi przez turystów jeden z mieszkańców Komańczy zauważył wydobywający się dym z budynku sakralnego. Mimo akcji ratowniczej strażaków nie udało się uratować cerkwi, która spłonęła doszczętnie wraz z wyposażeniem.
Specjalistycznym badaniom fizykochemicznym i elektrotechnicznym poddano przewody instalacji elektrycznej, próbki gleby oraz część chodnika znajdującego się wewnątrz świątyni. Biegli sądowi z zakresu pożarnictwa Sądu Okręgowego w Krośnie i Rzeszowie - brygadier mgr inż. Bogdan Kuliga i brygadier mgr inż. Jerzy Turek - wskazali jednoznacznie, iż pożar wybuchł wewnątrz pomieszczenia z ikonostasem, skąd szybko rozprzestrzenił się na całą kubaturę cerkwi. Wpływ na takie rozprzestrzenienie się pożaru miał przepływ powietrza od podłogi poprzez otwory wentylacyjne, a następnie nieszczelności pomiędzy deskami do wnętrza. Biegli jednoznacznie stwierdzili, iż ognisko pożaru znajdowało się w miejscu całkowitego przepalenia dwóch legarów, które znajdowało się w okolicy miejsca usytuowania przed pożarem świecznika. Stwierdzili ponadto kolisty ślad wypalenia gruntu o wymiarach 120 x 140 cm, w którym na środku odnalezione zostały stopione fragmenty świecznika najprawdopodobniej wykonanego z mosiądzu. Z tego miejsca nastąpiło rozprzestrzenienie się ognia.
Biegli wykluczyli powstanie pożaru w wyniku zwarcia instalacji elektrycznej, zaprószenia ognia od niedogaszonego papierosa, celowe podpalenie, samozapalenie się materiałów, eksploatowanie urządzeń grzewczych.
Za przyczynę powstania pożaru biegli orzekli nieostrożność osób dorosłych w posługiwaniu się ogniem podczas zapalania świec, bo nie można wykluczyć, że jedna z osób posłużyła się zapałkami, mimo iż stwierdzono przesłuchując świadków, że świece były zapalane przy użyciu zapalniczki. Biegli podkreślili, że możliwe jest oderwanie się siarki ze złamanej zapałki. Iskra mogła wpaść w szczelinę pomiędzy deskami podłogi i spowodować zatlenie nagromadzonych tam pajęczyn, liści czy traw naniesionych np. przez gryzonie. Nie można tego wykluczyć, o czym świadczą wypalone legary. Biegli nie wykluczyli również możliwości strącenia palącej się świeczki przez uczestników wycieczki i upadku na podłogę lub dywan, np. pod stolik nakryty obrusem. Natomiast mało prawdopodobne wydaje się, by przyczyną pożaru było pozostawienie palących się świec na świeczniku ze względu na jego usytuowanie i odległość. Mało prawdopodobne wydaje się też, że ogień mógł wybuchnąć w wyniku zdmuchiwania świeczek przez gaszącego proboszcza.
Ze względu na to, że nie udało się w dochodzeniu ustalić osoby lub osób, które nieostrożnie posługiwały się ogniem wewnątrz cerkwi, prokuratura umorzyła śledztwo. "
"dosyć często rozważam co jest warte me życie?...tam na dole zostało wszystko to co cię męczy ,patrząc z góry w około - świat wydaje się lepszy.."
Pozdrawiam Janusz
Jestem wściekła od wczoraj. Szczyt głupoty aby przez kilku pijanych skretyniałych turystów spaliła się cerkiew. Jeszcze kilka pozostało. Duże pole do popisu. Apel do przewodników i pilotów. Pamiętajcie o zasadach. Jasno było powiedziane na szkoleniach, że obsługa grupy nie pozwala na palenie świec w drewnianych świątyniach i jest zakaz wprowadzania pijanych do swiątyń.
Na jednym ze szkoleń zapytałam się o stan cerkwi w Listkowatem . Towarzystwo Opieki nad Zabytkami w Michniowcu zdobyło pieniądze na niezbędny remont. Naprawiono już dach nie leje się do wnętrza świątyni. Właścicielem cerkwi jest samorząd i on ma się postarać o właściwe zabezpieczeni swiątyni.
Aktualnie 1 użytkownik(ów) przegląda ten wątek. (0 zarejestrowany(ch) oraz 1 gości)
Zakładki