Hej :)
Pierwsza moja myśl - ten pytający to niezły marzyciel :D Ale po namyśle powiem, że jest to zagadnienie złożone jak każde w Bieszczadach :D
Znawcy obyczajów niedźwiedzich twierdzą, że należy oddalać się wolno tyłem, nie pokazując tyłów zwierzowi, bo może to potraktować jak sygnał do ataku.
Po drugie, w sytuacji, gdy misio za nami idzie, zrzucić kurtkę i plecak, co może odciągnąć jego uwagę. Zwłaszcza ważne są kanapeczki w plecaku :D
Po trzecie - zwykle niedźwiedź pierwszy nas wyczuje i zwieje, a może nam się zdarzyć, że trafimy na gryzlego przy zdobyczy. Wówczas należy też powoli odejść, bo miś może nie chcieć opuścić padliny. Np na wiosnę, gdy łazi głodny po lesie..
W zasadzie miśki raczej łatwo się oswajają więc bywa tak, że ten napotkany przez nas, to misio-domokrążca. Niech nas to nie zmyli. Jest równie groźny, jak te zupełnie dzikie.
Przepytałem dwóch myśliwych o tę sprawę. Jeden rzekł, że dobrze by było, aby miś mógł dostać nasz zapach w nozdrza, bo wtedy uzna, że nie jesteśmy jadalni :D:D:D Drugi z kolei mówił, że powinniśmy unikać tego i starać się przejść na zawietrzną zwierzaka. Kto ma rację - nie wiem i wolę nie sprawdzać:P Sygnały misiowe o chęci do ataku: ruch uszu, mimika pyska, jeżenie się futra - tych właściwie brak. W przypadku, gdy chce postraszyć intruza, robi drabinę, czyli staje na tylnych łapach. To zdarza się przy niewielkim dystansie miedzy obcym a misiem. Ponadto warczy, fuka i porykuje. Ale ponoć wcale nie musi. Ataki niedźwiedzi cyrkowych ponoć często odbywały się w całkowitym milczeniu.
To tyle. Bieganie nie ma sensu. Nie osiągniemy w lesie tych 60 km/h, a miś łatwo ;> Bez względu czy w dół, czy w górę. Jakoś musi łapać jelenie :P



Odpowiedz z cytatem
Zakładki