Barnaba pisze :
To się nazywa przygoda po bieszczadzku , no, noza łeb- co bym piachu nie nabrał
... ale wróćmy na chwilę do tej mojej opowieści z ubiegłego tygodnia:
Jeziorka Duszatyńskie
Słoneczko urokliwie zaglądało przez kolorowe gałęzie drzew. Tak jakby chciało powiedzieć że warto było.
Zamiast wyciągnąć z plecaka ostatnie piwo , sięgam po aparat. Robię zdjęcie za zdjęciem, jakby bojąc się że za chwilę te obrazy przestaną istnieć.
Trudno się nasycić będąc tak łapczywym na kolorowe jesienne fajerwerki
Spojrzenie na zegarek dobija. Jest 13.30 Czas jest nieubłagany a przed nami ambitny o tej porze plan czyli Chryszczata, Przełęcz Żebrak
i ostatni odcinek chaszczująco-tropiący do Smolnika.
Z żalem rozstajemy się z tym miejscem, zakładamy plecaki i tniemy na Krzywy Ryj.
Tak zabawnie nazwana jest na mapie trasa prowadząca na szczyt Chryszczatej.
Na szczycie wchodzimy w pułap chmur. Słoneczko zginęło za warstwami.
Betonowy obelisk podpierają dwie zasmucone panienki, reszta napotkanej grupy delektuje się za granią.
Rzut oka na mapę i czas. Czas pogania na spokojne schodzenie w stronę przełęczy.
Na ścieżce , na której leży sporo liści niezgrabnie przesuwa się salamandra.
Jeszcze nie wie że chodzenie po ścieżkach jest niebezpieczne. Przekonaliśmy się o tym wkrótce sami.
Tuż przed Przełęczą Żebrak doganiają nas pokrzykiwania zza pleców.
Z drogi !, z drogi !
Momentalnie uskakujemy w bok przed pędzącym na maxa rowerem. Ciął z góry naszym śladem.
To musiało być ekstremalne przeżycie.
To musiała być Prawdziwa Bieszczadzka Przygoda.
My też cieszyliśmy się że udało się nam odskoczyć (a salamandrze?)
c.d.n.
ku zazdrości jeszcze 3 fotki
Zakładki